Kapitan Wan Amran, który za sterami maszyn malezyjskich linii lotniczych siadywał już od ćwierćwiecza, przed startem wysłał żonie wiadomość. "Niedługo będę w domu" - napisał z Amsterdamu. Jego samolot rozbił się kilka godzin później.
- Jest mi tak strasznie przykro - mówi Umi, kuzyn pilota. Z całą rodziną przyjechał na lotnisko w Kuala Lumpur. To właśnie tu kapitan Wan Amran miał wylądować razem z prawie trzema setkami pasażerów boeinga 777.
Zadzwonili do niej, powiedzieli: włącz telewizor
- Jego żona, Meriam Yusoff, wygląda teraz na spokojną. Ale myślę, że to tylko wrażenie. Nie wiemy, co tak naprawdę czuje - komentuje mężczyzna w rozmowie z "The Wall Street Journal". Jak tłumaczy, kobieta o tragedii dowiedziała się od dziennikarzy lokalnej telewizji. - Zadzwonili do niej, powiedzieli: włącz telewizor - opowiada kuzyn zmarłego pilota.
Do Meriam Yusoff przyszli też przedstawiciele malezyjskich linii lotniczych. - Ja dowiedziałem się od syna o tragedii. Włączyłem telewizor i oglądałem. Kiedy dowiedziałem się, że na pokładzie był Amran, przeżyłem szok - dodaje Umi.
- Starszy syn Amrana, dziesięcioletni Yungs, już dowiedział się o tragedii. Ifran, dwa lata młodszy chłopiec, chyba jeszcze nie rozumie - dodaje.
Kapitan, jak mówią członkowie jego rodziny, był bardzo dobrym człowiekiem. - Bardzo odpowiedzialny, zwłaszcza jeśli w grę wchodziła jego rodzina - mówi Umi.
"Nikt nie miał szansy przetrwać"
Mężczyzna we wrześniu miał skończyć pięćdziesiąt lat. W tym roku świętował również okrągłą, dwudziestą piątą rocznicę pracy w Malaysian Airlines. Z rodziną mieszkał w malezyjskim Shah Alam.
- Widziałem się z nim miesiąc temu. Amran mówił o tragedii malezyjskiego samolotu, który zaginął 8 marca - opowiada Umi. - Ale w tamtej katastrofie ktoś mógł przeżyć, samolot spadł do wody. A tu? Doszło do eksplozji, nikt nie miał szansy na to, żeby to przetrwać - dodaje.
W prawdopodobnie zestrzelonym boeingu było czterech pilotów. Maszyna wystartowała z Amsterdamu kwadrans po 16.00 czasu lokalnego. Około czterech godzin później samolot spadł, prawdopodobnie zestrzelony, niedaleko rosyjskiej granicy na Ukrainie.
Autor: bieru//rzw/kwoj / Źródło: The Wall Street Journal