Tysiące ludzi przemaszerowały w sobotę ulicami Belgradu, protestując przeciwko prezydentowi Aleksandarowi Vucziciowi i jego Serbskiej Partii Postępowej (SNS). Żądano wolności mediów. To już ósma sobota z rzędu, kiedy w serbskiej stolicy odbywają się takie protesty - odnotowuje Reuters.
Demonstranci przeszli przez śródmieście i udali się do siedziby państwowej telewizji RTS. Aktor Branislav Trifunović wezwał partie opozycyjne do przedstawienia programu transparentnej, skutecznej administracji.
"Chcemy wyborów"
W Serbii słychać głosy krytyczne, zarzucające organizatorom sobotnich marszów, że potępiają wprawdzie autokratyczne rządy Vuczicia, ale nie wystąpili dotąd z żadnym alternatywnym rozwiązaniem.
Demonstrujący domagają się wolności mediów jako warunku wolnych i uczciwych wyborów. - Żądamy tylko, żeby ten zły reżim odszedł - wołał Trifunović. - Chcemy wyborów, ale najpierw musi nadejść wolność - dodał.
Atak na lidera opozycyjnej partii
Demonstracje przeciwko Vucziciowi wywołał atak na lidera niewielkiej opozycyjnej partii Lewica Serbii Borko Stefanovicia. 23 listopada w mieście Kruszevac na południu kraju został on pobity przez grupę mężczyzn ubranych na czarno.
Zdaniem Vuczicia napastnicy zostali zatrzymani wkrótce po zajściu. Opozycjoniści utrzymują natomiast, że z atakiem mają związek osoby z SNS, czemu rządząca partia stanowczo zaprzecza.
Prezydent traci poparcie
Od zwycięstwa wyborczego w 2017 roku poparcie dla prezydenta znacznie spadło, jednak wciąż jest on popularnym politykiem w Serbii. Jego rządząca koalicja ma 160 miejsc w 250-osobowym parlamencie. Vuczić sugerował możliwość rozpisania przedterminowych wyborów, jednak opozycja zapowiedziała, że zbojkotuje głosowanie.
Vuczić to dawny skrajny nacjonalista, który deklaruje się obecnie jako prounijny reformator. Jego krytycy wskazują, że prezydent ograniczył w kraju swobody demokratyczne i wolność mediów.
Autor: kk/adso / Źródło: PAP