"Prosimy o wyłączenie telefonów komórkowych" - taką instrukcję większość z nas zwykle ignoruje. Nie dobrze, bo niezastosowanie się do niej może skończyć się konfiskatą komórki. I to wcale nie w szkole, ale... w Białym Domu, gdzie zirytowany rzecznik Robert Gibbs postanowił odebrać komórki dziennikarzom.
Podczas konferencji prasowej w Białym Domu Gibbs nie wytrzymał. Rzecznik wyjaśniał właśnie sprawę nieujawnienia przez amerykański rząd zdjęć zatrzymanych w Afganistanie i Iraku, gdy któryś z telefonów przebywających na sali dziennikarzy zadzwonił po raz kolejny.
Rzecznik stracił cierpliwość. - Daj mi telefon - powiedział.
Sala wybuchnęła śmiechem. Niewzruszony Gibbs zabrał dziennikarzowi komórkę i rzucił ją swojemu asystentowi w sąsiednim pokoju.
"To jakiś cyrk"
Zebrani na briefingu reporterzy nagrodzili odważną decyzję gromkimi brawami. Okrzykom "wow" nie było końca, tak samo jak salwom śmiechu, bo... po chwili któryś z telefonów zadzwonił ponownie!
Jego właściciel chciał odebrać połączenie na zewnątrz sali, ale nie zdołał. - Gibbs chce zabrać mi telefon, ale nie sądzę, że to jest dobry pomysł. Wyjaśnię ci później - zdążył powiedzieć do słuchawki, bo Gibbs już przymierzał się, żeby skonfiskować urządzenie.
- Wiecie, na ulicy jest budka z watą cukrową. To jakiś cyrk - skwitował całe zamieszanie rzecznik, po czym spokojnie kontynuował przerwaną wypowiedź.
Źródło: Reuters