Biały Dom przesłał w czwartek do Kongresu projekt ustawy, zgodnie z którą nie Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA), ale firmy telekomunikacyjne mają gromadzić billingi telefoniczne Amerykanów. Dostęp wywiadu do nich wymagałby każdorazowo zgody sądu.
Chodzi o reformę budzącego wielkie kontrowersje programu masowego zbierania przez NSA metadanych połączeń telefonicznych milionów Amerykanów (czyli informacji o tym, między jakimi numerami, kiedy i jak długo prowadzona była rozmowa).
"Rząd nie będzie masowo zbierał danych"
Jak ujawnił w ubiegłym roku były współpracownik amerykańskiego wywiadu Edward Snowden, NSA hurtowo otrzymuje te dane od trzech amerykańskich firm telekomunikacyjnych i przechowuje je u siebie, by móc poddawać dalszej analizie, przez pięć lat.
Po burzy, jaką wywołały te doniesienia, w styczniu prezydent Barack Obama zapowiedział reformę programu, by zapewnić, że nie jest on nadużywany, a prywatność obywateli USA chroniona.
"Po przeanalizowaniu różnych opcji uznałem, że najlepiej będzie, jeśli rząd nie będzie masowo zbierał tych danych. Zamiast tego dane pozostaną w firmach telekomunikacyjnych tak długo jak obecnie (zgodnie z obowiązujący prawem federalnym 18 miesięcy -red. )" - powiedział Obama, w opublikowanym w czwartek oświadczeniu.
Obawy dotyczące prywatności
Jak dodał prezydent, rząd będzie miał dostęp do tych danych, ale w tym celu każdorazowo wymagane będzie uzyskanie wcześniej nakazu specjalnego sądu ds. wywiadu FISC (Foreign Intelligence Surveillance Court), który wyda decyzję kierując się względami bezpieczeństwa narodowego.
- Jestem przekonany, że to najlepsze rozwiązanie, które zapewni naszemu wywiadowi oraz stróżom prawa dostęp do niezbędnych informacji, byśmy byli bezpieczni i jednocześnie odpowiada na uzasadnione obawy dotyczące prywatności - oświadczył prezydent. Wyraził nadzieję, że zmiany "zwiększą zaufanie" Amerykanów co do sposobu, w jaki dane są zbierane i przechowywane.
"Konkurencyjne" ustawy
Projekt ustawy Białego Domu będzie wymagać zgody Kongresu, z czym mogą być pewne problemy, biorąc pod uwagę, że deputowani przygotowują "konkurencyjne" ustawy.
We wtorek w komisji ds. wywiadu Izby Reprezentantów złożono ponadpartyjny projekt, który też pozbawia NSA zadania zbierania i przechowywania danych, ale zapewnia on agentom wywiadu łatwiejszy niż proponuje Biały Dom wgląd do danych firm telekomunikacyjnych. Największa różnica polega na tym, że w projekcie Kongresu firmy dostarczałyby NSA dane na podstawie specjalnej rządowej dyrektywy (a nie nakazu sądu). NSA byłaby zobowiązana za każdym razem wysłać kopię tej dyrektywy do oceny przez FISC, ale już po rozpoczęciu przeszukiwań.
Jak tłumaczył współautor ustawy Demokrata Dutch Ruppersberger, czekanie na zgodę sądu nie jest dobrym rozwiązaniem, gdyż zabiera zbyt dużo czasu.
W Kongresie są jeszcze inne projekty reformy elektronicznej inwigilacji, a najbardziej radykalny z nich przewiduje jej likwidację.
Inwigilacja USA
Ponieważ w piątek mija obowiązujący obecnie nakaz sądowy, który upoważnia NSA do zbierania i przechowywania metadanych połączeń telefonicznych, Obama poinformował, że wystąpił o jego ponowne odnowienie na kolejne 90 dni - do czasu, gdy deputowani i Biały Dom porozumieją się w sprawie reformy.
Przecieki Snowdena wywołały burzę także za granicą, gdyż ujawniły, że na celowniku wywiadu USA są też obywatele państw sojuszniczych, a nawet telefony samych ich przywódców, w tym np. kanclerz Angeli Merkel.
Ogłaszając w styczniu reformę Obama zapewnił, że telefony szefów państw sojuszniczych nie będą monitorowane. Niemniej sprawa ta wciąż wzbudza kontrowersje, zwłaszcza w Parlamencie Europejskim. Jeden z programów wywiadowczych umożliwia bowiem inwigilację komunikacji elektronicznej przebywających poza USA cudzoziemców, jeśli ma to kluczowe znaczenie dla zapewnienia bezpieczeństwa USA. W przeciwieństwie do obywateli USA nie mają oni nawet gdzie się skarżyć, jeśli uznają, że NSA przekroczyła swe kompetencje.
Autor: jl/jk / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia (CC 0) | Trevor Paglen