Europoseł PiS w środę może pożegnać się z unijną funkcją za obraźliwe słowa wobec Róży Thun, którą porównał do szmalcowników. Czarnecki się broni, ale w tej sprawie nawet drukowane ulotki, mówiące, że to zamach na wolność słowa, mogą mu nie pomóc. Po raz pierwszy - w przypadku powodzenia głosowania - odwołany zostanie wiceszef europarlamentu przed końcem kadencji. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Głosowanie w sprawie odwołania europosła Prawa i Sprawiedliwości z funkcji wiceszefa Parlamentu Europejskiego zaplanowano na środę 7 lutego. Wniosek w tej sprawie to konsekwencja porównania przez Ryszarda Czarneckiego eurodeputowanej PO Róży Thun do szmalcownika. Była to reakcja na jej wystąpienie w krytycznym wobec działań polskich władz reportażu francusko-niemieckiej telewizji Arte.
- Podczas II wojny światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein i niestety, wpisuje się ona w pewną tradycję - stwierdził Czarnecki.
Dziesiątki szalików i proporczyków
Zgodnie z regulaminem europarlament podejmuje decyzje w sprawie odwołania jednego z wiceprzewodniczących większością dwóch trzecich oddanych głosów. Frakcje, które poparły wniosek o głosowanie w sprawie wiceprzewodniczącego, mają taką większość.
Jeśli więc Ryszard Czarnecki będzie musiał ustąpić ze stanowiska, wyprowadzka z obecnie zajmowanego biura będzie bolesna i żmudna.
Gabinet wiceprzewodniczącego europarlamentu trzeba będzie bowiem opróżnić z dziesiątek piłkarskich szalików, proporczyków i klubowych koszulek, których wiele nagromadził polityk.
Wstawiennictwo partyjnej koleżanki
W poniedziałek 5 lutego bronić partyjnego kolegę postanowiła Jadwiga Wiśniewska. Europosłanka Prawa i Sprawiedliwości krytykowała kierownictwo PE za decyzję w tej sprawie.
- Chcecie państwo oceniać wypowiedzi posłów wygłoszone poza Parlamentem Europejskim? Na podstawie, którego artykułu regulaminu parlamentu? - argumentowałą.
Płomienna przemowa klubowej koleżanki Ryszarda Czarneckiego wzbudziła nieplanowaną dyskusję. Przewodniczący Tajani przypomniał, że na podstawie artykułu 21. można odwołać wiceprzewodniczącego, jeśli tak zdecydują europosłowie.
"Czerwona linia została przekroczona"
Szef największej europarlamentarnej frakcji chadeków, Manfred Weberc,był twardy. Bronił zdecydowanie swojej koleżanki z partii, europosłanki Róży Thun.
- Nikt nie kwestionuje naszej swobody wypowiedzi, ale tu nie chodzi o szeregowego europosła, ale o wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Ten wiceprzewodniczący pozwalał sobie na niedopuszczalne porównania z nazistami. Myślę, że czerwona linia została przekroczona - oświadczył Weber.
Politykowi wtórował wiceprzewodniczący frakcji socjalistycznej Udo Bullmann. - Socjaliści nie życzą sobie tego, aby naszą izbę reprezentowała osoba, która pozwala sobie na porównywanie innych z nazistami - argumentował.
Ryszard Czarnecki broni się na wiele sposobów. Eurodeputowani innych krajów donosili, że na ich mailowe skrzynki trafiają setki, jakby zleconych, laurek dla wiceprzewodniczącego z PiS. Teraz sam zainteresowany przystąpił do ofensywy drukowanej. Wysyła do wszystkich europosłów ulotki, które straszą, że to zamach na wolność słowa. I że to, co spotyka go dzisiaj, potem może spotkać ich.
Głosowanie w środowe południe
Sam europoseł wydaje się być pogodzony z nadchodzącą porażką. - Ta lewicowo chadecko-zielono-komunistyczna i platformerska koalicja ma większość i pewnie wygra, ja nie będę odwoływał swoich krytycznych opinii o tych politykach.
Jacek Protasiewicz, który wcześniej piastował to samo stanowisko, co dzisiaj Czarnecki, uważa, że urząd pozostanie przy Polsce oraz przy Prawie i Sprawiedliwości, bo parlament nie będzie chciał karać kraju czy partii, ale konkretnego człowieka za konkretny czyn.
Głosowanie w Strasburgu w środowe południe.
Autor: MR//now / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24