W USA rozpoczął się proces amerykańskiego żołnierza Bradleya Manninga, oskarżonego o przekazanie ponad 700 tysięcy poufnych informacji dyplomatycznych demaskatorskiemu portalowi WikiLeaks. 25-letniemu byłemu analitykowi wywiadu grozi dożywocie.
Sala sądowa była wypełniona po brzegi przedstawicielami mediów i organizacji praw człowieka. Ci ostatni zarzucają sędziemu, że ogranicza dostęp do procesu przez zbyt restrykcyjny dostęp do dokumentów procesowych.
Gdy otwierając proces w Forcie Maede, prokurator kapitan Joe Morrow powiedział, że Manning przekazał poufne dokumenty do publikacji w internecie i w ręce wroga, 25-letni oskarżony siedział spokojnie. Przed bramą Fortu Meade demonstrowało w deszczu około 20 zwolenników Manninga. Mieli ze sobą tablice z hasłami: "uwolnić Bradleya Manninga", "brońmy prawdy" i skandowali, by Manninga uwolnić natychmiast.
Depesze, które wywołały burzę
Wojskowi prokuratorzy uzyskali dowody, że na przełomie 2009 i 2010 roku Manning ściągnął i przekazał drogą elektroniczną portalowi WikiLeaks blisko pół miliona zastrzeżonych raportów bojowych z Iraku, gdzie pełnił służbę, i z Afganistanu.
Dotyczyły one m.in. akcji wojsk USA, w których ginęła ludność cywilna. Przekazał też demaskatorskiemu portalowi setki tysięcy depesz dyplomatycznych. Dokumenty zostały wykorzystane przez media, budząc sensację w 2011 roku.
Nie chciał zaszkodzić Ameryce
Manningowi postawiono łącznie 22 zarzuty. Najpoważniejszym jest "wspieranie wroga państwa", za co może usłyszeć karę dożywocia. Przyznając się w lutym do części z nich, 25-latek mówił, że kiedy przekazywał poufne dokumenty do internetowej publikacji, nie uważał, by mogło to zaszkodzić USA. Zaznaczył, że chciał wywołać debatę o roli wojska w polityce zagranicznej. Sędzia zgodził się wówczas zmniejszyć liczbę postawionych zarzutów do dziesięciu. Jednak prokuratorzy nie zgodzili się na to i wystąpili o sąd wojskowy.
Proces potrwa co najmniej do końca sierpnia. Prokuratorzy chcą przesłuchać ponad 100 świadków.
Autor: rf//gak/k / Źródło: reuters, pap