Jeżeli Donald Trump i J.D. Vance sprzedadzą Ukrainę Władimirowi Putinowi, zostaną na zawsze zapamiętani jako zdrajcy podstawowej wartości, która ożywiała politykę zagraniczną USA przez 250 lat - obrony wolności przed tyranią - napisał komentator "New York Times" Thomas Friedman. Odniósł się do wtorkowej rozmowy prezydentów USA i Rosji. "Washington Post" ocenił, że ich konwersacja nie była "telefoniczną wersją Jałty", lecz "bardziej podkreślała różnice niż porozumienie".
Donald Trump i Władimir Putin rozmawiali we wtorek telefonicznie. W komunikacie Białego Domu po rozmowie napisano, że uzgodnili zawieszenie broni dotyczące ataków na infrastrukturę i instalacje energetyczne, a także rozpoczęcie negocjacji w sprawie dalszych kroków. Kreml poinformował z kolei, że Putin zgodził się wstrzymać ostrzał ukraińskiej infrastruktury energetycznej na 30 dni i wydał już odpowiedni rozkaz rosyjskiej armii. Zażądał przy tym całkowitego wstrzymania zachodniej pomocy wojskowej dla Ukrainy. Trump w wywiadzie dla telewizji Fox News powiedział, że podczas rozmowy z Putinem nie został poruszony warunek o zaprzestaniu pomocy.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
"Nasz naród jeszcze nigdy tak bezczelnie nie sprzedał kraju walczącego o wolność"
Autor komentarza "New York Times", trzykrotnie wyróżniony Nagrodą Pulitzera, Thomas Friedman wątpi w narrację Białego Domu sugerującą, by "dwa spotkania kumpla Donalda Trumpa Steve'a Witkoffa z Putinem i kilka rozmów telefonicznych między Putinem a Trumpem" miały wystarczyć do "zakończenia rosyjskiej inwazji na rozsądnych dla Kijowa warunkach".
"Trump nie mógłby tak szybko sprzedać hotelu - chyba że oddałby go za darmo" - ironizuje publicysta. I ostrzega prezydenta i wiceprezydenta USA, że jeżeli "sprzedadzą" Ukrainę Putinowi, "zostaną na zawsze zapamiętani jako zdrajcy podstawowej wartości, która ożywiała politykę zagraniczną USA przez 250 lat - obrony wolności przed tyranią".
"Nasz naród jeszcze nigdy tak bezczelnie nie sprzedał kraju walczącego o wolność, który my i nasi sojusznicy wspieraliśmy przez trzy lata" - podkreśla Friedman.
Putinowi Trump jest potrzebny tylko, jeśli chce "czegoś więcej"
Analizując wypowiedzi administracji USA, komentator podkreśla, że "najłatwiejszym sposobem na 'skończenie zabijania' byłoby opuszczenie Ukrainy przez stronę, która to zabijanie rozpoczęła, której armia najechała Ukrainę z całkowicie sfabrykowanych powodów".
Friedman zwraca uwagę, że Putinowi Trump jest potrzebny tylko wtedy, jeżeli chce "czegoś więcej, niż 'skończenia zabijania'". Autor publikacji sugeruje ponadto, że amerykański lider jest prezydentowi Rosji przydatny tylko dlatego, że chce bez dalszych strat wojennych "nałożyć na Ukrainę (...) powojenne ograniczenia". Trump ma je dla niego uzyskać.
Komentator przypomina, że amerykański prezydent odsunął europejskich sojuszników na bok podczas negocjacji z Putinem, mimo że - "wbrew kłamstwom Trumpa" - wydali na broń i sprzęt wojskowy, pomoc gospodarczą i wspomaganie uchodźców z Ukrainy więcej niż Stany Zjednoczone.
Autor zastanawia się, dlaczego tym samym prezydent zrezygnował z "najlepszej dźwigni - naszych sojuszników" i dlaczego "po haniebnym nazwaniu ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego 'dyktatorem' ostentacyjnie zahamował amerykańską pomoc wojskową i wywiadowczą dla Ukrainy".
Putin skutecznie manipuluje amerykańskim przywódcą
Autor przywołuje opinię niewymienionego z nazwiska analityka polityki zagranicznej Kremla, według którego Putin skutecznie manipuluje amerykańskim przywódcą. "Trump nie rozumie, że Putin (...) chce osiągnąć swój główny cel: osłabić międzynarodową pozycję USA, zniszczyć sieć sojuszy przede wszystkim w Europie i zdestabilizować Stany Zjednoczone wewnętrznie, czyniąc świat bezpiecznym dla Putina i Xi Jinpinga" - mówił rozmówca "New York Times". Oni obaj - Putin i Xi Jinping - chcą, aby Ameryka była zamknięta na półkuli zachodniej, zamiast "zadzierać z którymś z nich w Europie lub Azji i na Pacyfiku, a także postrzegają Trumpa jako swojego pionka, który może im to zapewnić".
Friedman zauważa, że o ile Putin chce Ukrainy z rządem, "który jest zasadniczo taki sam, jaki ma jego sąsiedni wasal Białoruś, a nie Ukrainy, która jest niezależna jak sąsiednia Polska - wolnorynkowa demokracja zakotwiczona w Unii Europejskiej", to nie wiadomo, czy Trump chce "wersji białoruskiej czy polskiej". I podsumowuje, że póki nie stanie się jasne, jak przywódca USA definiuje to, co powinno być nienaruszalnym stanowiskiem amerykańskim, do którego Friedman zalicza "międzynarodowe siły pokojowe w terenie, wspierane przez wywiad i wkład materialny USA", to jako publicysta zachowa głęboki sceptycyzm wobec "każdego słowa Trumpa i Putina na temat Ukrainy".
Rozmowa Putina-Trump nie była "telefoniczną wersją Jałty"
W ocenie dziennika "Washington Post" Władimir Putin liczy, że "w drodze negocjacji uzyska to, czego nie udało mu się osiągnąć na polu bitwy". Spełnienie maksymalistycznych żądań Kremla - całkowite wstrzymanie zagranicznej pomocy wojskowej i przekazywania Ukrainie informacji wywiadowczych - wystawiłoby osłabioną ukraińską armię "na niszczycielski rosyjski atak" - podkreślił komentator gazety.
Donald Trump stoi teraz przed dylematem: może spróbować wymusić na Ukrainie zaakceptowanie żądań Putina - co rozwścieczyłoby Wielką Brytanię i Francję, historycznie dwóch najbliższych sojuszników USA - lub naciskać na Moskwę, by poszła na ustępstwa. Utrudniłoby to jednak Trumpowi osiągnięcie celu, jakim jest zakończenie wojny.
Zdaniem autora pomimo "całego szumu poprzedzającego rozmowę" liderów ich konwersacja nie była "telefoniczną wersją Jałty", lecz "bardziej podkreślała różnice niż porozumienie".
Komentator ocenił, że Putin "już uzyskał najważniejsze ustępstwo od USA: Rosja przestała być pariasem dzięki temu, co Kreml określił jako 'zgodę na normalizację dwustronnych stosunków'".
Dotychczas Trump naciskał tylko na jedną stronę konfliktu i "WaPo" powątpiewa, by miał zamiar tak samo traktować Putina, choć dzięki stawieniu czoła rosyjskiemu liderowi prezydent mógłby podnieść swoje międzynarodowe oceny.
Trump "wyraźnie przegrał w pierwszym bezpośrednim starciu dyplomatycznym"
W ocenie stacji CNN długo zapowiadana rozmowa Trumpa z Putinem potwierdziła, że rosyjski lider "czuje, że może bez wysiłku przechytrzyć swojego odpowiednika".
Rosja wykorzystała rozmowę do podkreślenia, że domaga się zaprzestania pomocy Zachodu dla Ukrainy, a także że chce powołać serię "grup roboczych" do spraw Ukrainy i stosunków rosyjsko-amerykańskich. "'Grupy robocze' to rosyjski eufemizm dyplomatyczny oznaczający żarliwy brak zainteresowania" - zauważył CNN. Zdaniem portalu podczas rozmowy administracji Trumpa udało się "potwierdzić, w skrócie, że Moskwa szuka pęknięć i słabości, i bezlitośnie przejeżdża po nich czołgiem".
Według CNN "Trump zakładał, że może przekonać lub przechytrzyć Putina", ale niczego takiego nie osiągnął. "Wyraźnie przegrał w pierwszym bezpośrednim starciu dyplomatycznym" z Putinem - ocenił portal.
Autorka/Autor: tas,js/ft
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/BONNIE CASH