Rosjanie zapowiedzieli, że ich bombowce Tu-160 zdolne do przenoszenia broni atomowej w piątek opuszczą Wenezuelę - poinformował w środę wieczorem Biały Dom. Przelot maszyn część komentatorów w Rosji uważa jednak za przygotowanie do dłuższej obecności wojskowej Rosjan w Ameryce Południowej i stacjonowania ich lotnictwa nad Morzem Karaibskim.
Białe Łabędzie - jak nazywane są bombowce strategiczne Tu-160, które mogą przenosić nuklearne pociski manewrujące - wylądowały w poniedziałek w porcie lotniczym Maiquetia koło Caracas, po pokonaniu bez lądowania dystansu ponad 12 tysięcy kilometrów. Tę misję wojskową poprzedziła wizyta wenezuelskiego prezydenta Nicolasa Maduro w Moskwie.
Przylot maszyn do Ameryki Południowej wywołała zdecydowany sprzeciw Stanów Zjednoczonych. - Rozmawialiśmy z przedstawicielami rosyjskich władz i zostaliśmy poinformowani, że ich samoloty wojskowe, które przyleciały do Wenezueli, odlecą w piątek i powrócą do Rosji - przekazała w środę wieczorem agencji Reutera rzeczniczka Białego Domu Sarah Sanders.
Stała baza na wyspie
W rosyjskich mediach pojawiły się tymczasem informacje, że Rosja może rozmieścić bazę wojskową na wyspie La Orchilla na Morzu Karaibskim, położonej około 200 km na północny wschód od Caracas.
Powołując się na źródła wojskowo-dyplomatyczne, "Niezawisimaja Gazieta" podała, że władze Rosji podjęły decyzję o rozmieszczeniu tam lotnictwa strategicznego. Na wyspie działa baza marynarki wojennej i lotnisko wojskowe. Dziennik uściśla, że prawo Wenezueli nie zezwala na stałe bazy wojskowe innych państw na jej terytorium, lecz jedynie na czasowe stacjonowanie.
W 2008 roku ówczesny prezydent Wenezueli Hugo Chavez zaoferował możliwość bazowania na tej wyspie rosyjskiego lotnictwa dalekiego zasięgu. La Orchillę odwiedzili specjaliści rosyjscy i dowódcy sił powietrznych. Jednak w 2008 roku propozycji Chaveza nie przyjął Dmitrij Miedwiediew, który był wtedy prezydentem Rosji.
Teraz loty rosyjskich Tu-160 do Ameryki Południowej mają stanowić swego rodzaju sygnał dla prezydenta USA Donalda Trumpa, który miałby go skłonić do refleksji o tym, iż wycofanie się USA z umów o rozbrojeniu jądrowym "będzie mieć efekt bumerangu" - powiedział "NG" płk Eduard Rodiukow z Akademii Nauk Wojskowych.
Maduro: USA szykują plan inwazji
Otwarte oskarżenia pod adresem Waszyngtonu skierował tymczasem w środę prezydent Wenezueli, Nicolas Maduro. Bez przedstawiania jakichkolwiek dowodów oświadczył, że doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton przygotowywał plan inwazji na Wenezuelę.
- John Bolton został wyznaczony ponownie jako kierujący spiskiem, by pogrążyć Wenezuelę w przemocy i dążyć do zewnętrznej interwencji wojskowej - powiedział Maduro podczas konferencji prasowej. Jak dodał, Bolton ma w tym celu koordynować i szkolić najemników w bazach wojskowych na terenie Kolumbii i USA.
Biuro Johna Boltona nie skomentowało tej wypowiedzi. Doradca jest jednak znanym od lat krytykiem lewicowych rządów w Ameryce Łacińskiej. W listopadzie to Bolton ogłosił nałożenie kolejnych sankcji na Wenezuelę, Kubę i Nikaraguę, określając te państwa jako "trio tyranii".
Agencja Reutera zauważa również, że prezydent Donald Trump w 2017 roku oświadczył, że w przypadku Wenezueli na stole jest "opcja wojskowa". Spotkało się to wówczas z zarzutami wenezuelskich władz, że Amerykanie chcą je obalić. Waszyngton temu zaprzeczył.
Autor: mm//kg / Źródło: PAP, Reuters