Putin zakazuje rosyjskim urzędnikom używania zagranicznych słów. Wyjątki określi specjalna lista

Źródło:
Reuters

Władimir Putin podpisał we wtorek, 28 lutego, poprawkę do ustawy z 2005 roku, zgodnie z którą urzędnicy będą mieli zakaz używania większości zagranicznych słów podczas wykonywania obowiązków służbowych - informuje Reuters. Wyjątkiem będą te, które nie mają odpowiedników w języku rosyjskim.

Jak przypomina Reuters, od momentu wybuchu wojny w Ukrainie Putin powtarza, że musi chronić Rosję przed "zdegenerowanym Zachodem", który rzekomo chce zniszczyć jego kraj. Z dokumentu opublikowanego we wtorek na rządowej stronie wynika, że zmiany w ustawie z 2005 roku "mają na celu ochronę i wsparcie statusu Rosjan".

"Używając języka rosyjskiego jako języka państwowego Federacji Rosyjskiej, nie wolno używać słów i wyrażeń, które nie odpowiadają normom współczesnego języka rosyjskiego (…) Z wyjątkiem słów obcych, które nie mają powszechnie używanych odpowiedników w języku rosyjskim" - czytamy w przytaczanym przez agencję fragmencie tekstu.

Reuters dodaje, że w odrębnym dokumencie podana zostanie lista słów o zagranicznym pochodzeniu, których nadal będzie można używać w rosyjskiej przestrzeni publicznej. W opublikowanym przez rząd tekście nie ma żadnej wzmianki o karach grożących za używanie zakazanych słów.

ZOBACZ TEŻ: Klęski na froncie, tarcia we władzach, skandal obyczajowy. Oto powody, dla których zmieniali się dowódcy rosyjskiej inwazji

Rosja. "Proces rozpadu kraju"

Ostatnie dni w Rosji były wyjątkowo niespokojne. We wtorek miejscowe media poinformowały o "niezidentyfikowanym obiekcie" w przestrzeni powietrznej nad Petersburgiem. Incydent ten zbiegł się z doniesieniami o dronach, które w ostatnich dniach spadły bądź zostały strącone w kilku regionach Rosji: obwodzie biełgorodzkim i briańskim (sąsiadują one z Ukrainą) i w odległych od frontu regionach na południu: Kraju Krasnodarskim i Adygei, a także w oddalonym zaledwie 100 kilometrów od Moskowy miasteczku Kołomna.

Doniesienia o dronach uderzających w wielu miejscach wskazują na trwające tam "procesy rozpadu kraju" - ocenił Mychajło Podolak, doradca prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Jednocześnie zapewnił, że Ukraina nie ma związku z żadnym z incydentów.

ZOBACZ TEŻ: "Economist": Rosja traci więcej czołgów, niż jest w stanie produkować. Remontuje stare z magazynów

Autorka/Autor:kgo//am

Źródło: Reuters