Żona Nawalnego wpuszczona do szpitala. "Jest w śpiączce, podłączony do respiratora"

Aktualizacja:
Źródło:
BBC, PAP, RIA Nowosti, Interfax

Żona Aleksieja Nawalnego, Julia została wpuszczona do sali męża w szpitalu w Omsku - podał wydział zdrowia władz regionu. Rosyjski opozycjonista jest w śpiączce. Kobieta nie wydała policji rzeczy osobistych Nawalnego - przekazali jego współpracownicy.

Oglądaj TVN24 w internecie na TVN24 GO>>>

- Stan Nawalnego jest stabilny. Jest on w śpiączce, podłączony do respiratora - podały władze regionu. Oświadczyły też, że Julia Nawalna jest "zadowolona" z wizyty u męża. Dodały, że szpital konsultował się z dwoma ośrodkami w Rosji specjalizującymi się w toksykologii i intensywnej terapii.

Wcześniej media podawały, że Nawalny jest w śpiączce farmakologicznej, w którą wprowadzili go lekarze, by podłączyć go do respiratora. Potem wydział zdrowia podał, że "pacjent jest w stanie naturalnej śpiączki i trwa mechaniczna wentylacja płuc".

Decyzję w sprawie ewentualnego przewiezienia Nawalnego z Omska do innego szpitala zapadnie na konsylium lekarskim - podał wydział zdrowia władz obwodu omskiego. - Zostanie on wypuszczony tylko po tym, gdy odbędzie się konsylium, na którym lekarze zadecydują, czy można go transportować, czy też nie - podały służby prasowe.

Nawalna nie pozwoliła zarekwirować rzeczy męża

Julia Nawalna rozmawiała także z głównym lekarzem szpitala w Omsku. Media nie przekazały żadnych jej wypowiedzi.

Rzeczniczka Nawalnego Kira Jarmysz napisała na Twitterze, że żona opozycjonisty nie pozwoliła policjantom zabrać jego rzeczy osobistych. "Powiedziała, że nie pozwala ich zarekwirować i że zabrać je będzie można tylko razem z nią, jeśli zostanie zatrzymana i poddana rewizji osobistej" - napisała Jarmysz.

Lekarze walczą o życie Nawalnego

- Stan Aleksieja Nawalnego jest stabilny, trwa intensywna terapia, przeprowadzono już kilkadziesiąt badań - powiedział na wcześniejszej konferencji prasowej dziennikarzom Anatolij Kaliniczenko, zastępca naczelnego lekarza szpitala w Omsku, cytowany przez agencję RIA Nowosti. Na pytanie dziennikarzy, czy istnieje zagrożenie dla życia Nawalnego, odpowiedział: - Dopóki pacjent nie zostanie wypisany ze szpitala, zawsze istnieje jakieś zagrożenie.

- Trwa leczenie. Na szczęście mamy wyspecjalizowany ośrodek do leczenia takich pacjentów. Lekarze robią nie tyle wszystko, co możliwe, a realnie zajmują się ratowaniem mu życia - dodał Kaliniczenko. Odmówił przy tym poinformowania o diagnozie i o wynikach badań.

Krótko wcześniej Kaliniczenko mówił dziennikarzom, że nie jest pewne, iż przyczyną stanu Nawalnego jest zatrucie. Jednocześnie tego nie wykluczył.

"Znakomici lekarze z Omska i ich doskonałe komentarze. Jedno jest pewne: zabroniono im mówić choćby słowo" - odniosła się do zapewnień Kalininczenki, że ratują życie Nawalnego, rzeczniczka opozycjonisty Kira Jarmysz.

"Chciałabym też osobno zapytać: jeśli organy ścigania nie biorą pod uwagę wersji z celowym otruciem, to dlaczego w szpitalu jest tak wielu policjantów"? - pytała na Twitterze.

Awaryjne lądowanie samolotu

Aleksiej Nawalny, znany z prowadzenia kampanii antykorupcyjnej w Rosji, poczuł się źle podczas czwartkowego lotu powrotnego z Tomska do Moskwy. Samolot wylądował awaryjnie w Omsku, w centralnej Rosji.

Jarmysz relacjonowała na Twitterze, że powodem zatrucia mogła być substancja dodana do herbaty. "Przypuszczamy, że Aleksiej został otruty czymś domieszanym do herbaty. Tylko ją pił od rana. Lekarze mówią, że toksyny szybciej się przedostały poprzez gorący płyn" - podała Jarmysz.

Na lotnisku w Tomsku, gdzie w jednej z kawiarni przed odlotem Nawalny pił herbatę, wszczęto kontrolę. Właściciel kawiarni powiedział agencji Interfax, że wyjaśni wszystkie okoliczności i obejrzy nagrania z kamer monitoringu.

"Niektóre sprawy są poufne"

Wcześniej agencja RIA Nowosti podała, że współpracownicy Aleksieja Nawalnego wezwali policję do szpitala, w którym jest hospitalizowany opozycjonista. Przyjechali tam również funkcjonariusze Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB).

Tuż po przyjęciu Nawalnego do szpitala Jarmysz informowała, że "opozycjonista został podłączony do respiratora, jego stan jest ciężki, nie ma jeszcze wyników badań". "Unikająca reakcja lekarzy tylko potwierdza, że jest to otrucie. Jeszcze dwie godziny temu byli gotowi podzielić się dowolnymi informacjami, a teraz wyraźnie grają na czas i nie mówią tego, co wiedzą" - napisała.

"Oddział reanimacyjny jest pełen funkcjonariuszy policji. Próbują uzyskać wyjaśnienie od lekarza. Lekarz zobaczył mnie na korytarzu i powiedział mi, że niektóre sprawy są poufne, zaprowadzi też policję do innego pomieszczenia" - podała Jarmysz.

"Wszyscy wyspecjalizowani lekarze zostali zaangażowani w leczenie Nawalnego" - podała agencja Interfax, powołując się na komunikat regionalnego ministerstwa zdrowia w Omsku. - Jest szereg diagnoz, z którymi pracują specjaliści, które są potwierdzane lub wykluczane. W badaniu biorą udział wyspecjalizowani lekarze wszystkich profili. Stan pacjenta jest poważny - powiedział rozmówca agencji.

W późniejszej depeszy Interfax, powołując się na źródła w szpitalu, przekazała, że "lekarze postawili wstępną diagnozę: zatrucie niezidentyfikowanym środkiem psychodysleptycznym". "Substancje te mogą wywoływać halucynacje" - mówił rozmówca agencji.

"Nie zauważyli nic podejrzanego"

Nawalny przez ostatnich kilka dni przebywał w miastach Syberii. Jego współpracownicy z Tomska zapewnili, że podczas ostatniego dnia jego pobytu nie zauważyli nic podejrzanego. Wydział zdrowia władz miejskich Omska potwierdził, że polityk został z lotniska przewieziony karetką pogotowia do "jednego z miejskich szpitali, gdzie poddawany jest wszelkim niezbędnym badaniom".

Około rok temu Nawalny trafił do szpitala w Moskwie z objawami ostrej reakcji alergicznej. Przewieziono go wówczas do szpitala z aresztu, gdzie odbywał karę administracyjną. Wówczas polityk nie wykluczał, że został otruty.

Wyprowadził ludzi na ulicę

Pod koniec lipca Nawalny ogłosił likwidację Fundacji Walki z Korupcją (FBK). Jako przyczynę tej decyzji wskazał pozew przeciwko fundacji złożony przez firmę Moskiewski Uczeń, związaną według mediów z biznesmenem Jewgienijem Prigożynem i dostarczającą jedzenie do stołówek szkolnych. Jesienią 2019 roku sąd uwzględnił pozew firmy i nakazał wypłacenie jej blisko 88 mln rubli (ponad 1,2 mln dolarów).

FBK powstała w 2011 roku jako połączenie kilku wcześniejszych projektów Nawalnego, polegających na nagłaśnianiu przypadków korupcji na różnych szczeblach władzy w Rosji.

Na swojej stronie internetowej fundacja publikowała materiały śledcze w formie filmów z elementami dokumentu. W ostatnich latach dotyczyły one wysokich rangą urzędników, szefów resortów i instytucji państwowych. FBK zarzucała im posiadanie niewykazanego oficjalnie majątku, bogacenie się dzięki układom korupcyjnym, posiadanie obywatelstwa obcych państw. Najwyższej rangi osobistością, którą zajmowała się FBK, był w 2017 roku ówczesny premier Dmitrij Miedwiediew. Materiał śledczy o domniemanych luksusowych nieruchomościach należących do szefa rządu był bardzo popularny, a po jego opublikowaniu Nawalny zdołał wyprowadzić na ulice miast rosyjskich tysiące ludzi demonstrujących przeciwko korupcji.

Autorka/Autor:ft, tas/kab

Źródło: BBC, PAP, RIA Nowosti, Interfax

Tagi:
Raporty: