Po tygodniu milczenia władze rosyjskiej telewizji państwowej Pierwyj Kanał skomentowały akcję zorganizowaną przez dziennikarkę Marinę Owsiannikową, która za plecami prezenterki prowadzącej główny program informacyjny pojawiła się z plakatem krytykującym inwazję Rosji na Ukrainie. Zastępca dyrektora generalnego stacji Kiriłł Klejmenow nazwał działania reporterki "zdradą" - podała niezależna "Nowaja Gazieta".
- Wybuch emocji to jedno. Ale zdrada to coś zupełnie innego - powiedział w niedzielę Kiriłł Klejmenow, cytowany przez "Nową Gazietę", która podała link do kanału Telegram, gdzie opublikowano materiał z komentarzem dyrektora generalnego państwowej telewizji. Jak stwierdził Klejmenow, "gdyby nie obecna sytuacja, na pewno nie dowiedziałbym się wiele o swoich kolegach, o ludziach, z którymi pracowałem ramię w ramię od dziesięcioleci".
Klejmenow mówił również, że "w ciągu zaledwie kilka minut akcja Owsiannikowej została pokazana przez wszystkie światowe media". - Na krótko przed nią, według naszych informacji, Marina Owsiannikowa kontaktowała się z ambasadą brytyjską. Kto z was rozmawiał przez telefon z zachodnią placówką dyplomatyczną? - pytał widzów zastępca dyrektora generalnego telewizji Pierwyj Kanał i szef wiadomości tej państwowej, prokremlowskiej stacji.
- Dlaczego o tym mówię? Nie, nie chodzi o szpiegomanię. Niech zajmą się tym specjaliści. Ja o tym, by nazywać rzeczy po imieniu - dodał, podkreślając, że "zdrada jest zawsze osobistym wyborem człowieka" i przypominając, że "do reporterki natychmiast przyjechał adwokat".
Stanęła za plecami prowadzącej program
Akcja Mariny Owiasiannikowej miała miejsce 14 marca. Dziennikarka weszła do studia w czasie nadawania głównego programu informacyjnego z plakatem w rękach. Stanęła za plecami prowadzącej program. Na plakacie widniały napisy "No war" ("Nie dla wojny"), "Zatrzymać wojnę. Nie wierzcie propagandzie", "W tym miejscu was okłamują". Dziennikarka została aresztowana. Sąd w dzielnicy Ostankino nałożył na nią grzywnę w wysokości 30 tysięcy rubli (ponad 1,2 tys. zł).
W rozmowie z dziennikarzami niezależnej "Nowoj Gaziety" Owsiannikowa powiedziała, że zrobiła plakat w domu, włożyła go w rękaw kurtki i przemyciła do pracy. - Z kurtką w rękach weszłam do newsroomu, szybko wyciągnęłam plakat z rękawa i weszłam z nim prosto do studia. Ochroniarz nie zwrócił na mnie żadnej uwagi, bo podobne rzeczy nie zdarzały się przez całe 50 lat istnienia programu Wriemia - powiedziała redaktorka.
Pytana, dlaczego treść plakatu była także w języku angielskim, co dało powód do oskarżeń, że pracuje dla zachodniej publiczności, odpowiedziała. - Tak miało być! Tekst w języku angielskim był dla publiczności zachodniej, aby pokazać, że Rosjanie są przeciwko (wojnie z Ukrainą - red.), a tekst w języku rosyjskim był dla publiczności rosyjskiej, aby nakłonić Rosjan, by nie dawali się nabrać na propagandę.
Owsiannikowa przyznała, że "się bała i nadal się boi". Została zwolniona z telewizji i napiętnowana. Nie wyjedzie jednak z Rosji, ponieważ obawia się o bezpieczeństwo swoich dzieci, które - z powodów rodzinnych - nie mogą opuścić kraju.
OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W TVN24 GO
Źródło: Nowaja Gazieta, tvn24.pl