Trwa identyfikacja ofiar tragicznego wypadku autobusu w Wenecji, na ten moment znana jest tożsamość tylko 7 z 21 zmarłych. 18 osób jest rannych, 8 przebywa na oddziałach intensywnej terapii. Włoskie media opisują relacje świadków zdarzenia. "Słyszeliśmy krzyki, ludzie uwięzieni między kawałkami blachy wołali o pomoc" - opowiadają dziennikarzowi "Corriere della Sera" dwaj mężczyźni, migranci, którzy spontanicznie dołączyli do akcji ratunkowej. W sieci pojawiło się nagranie z momentu, w którym pojazd spada z wiaduktu na ziemię.
Włoskie służby ustalają okoliczności wypadku, do którego doszło we wtorek około godziny 19.50 w Mestre (dzielnica Wenecji). Autobus, którym podróżowało 39 osób, wypadł z wiaduktu przy Via dell'Elettricità i spadł z wysokości 10 metrów na tory kolejowe biegnące wzdłuż drogi.
Akcja służb, które pracowały nad podniesieniem wraku autobusu, zakończyła się w środę rano, kilka minut po godzinie 5. - Musieliśmy go podnieść, żeby mieć pewność, że nie ma już więcej ciał poszkodowanych. Siła uderzenia autobusu w ziemię była ogromna. Pojazd był elektryczny, więc w wyniku uderzenia jego baterie zaczęły płonąć - relacjonował w środę rano Mauro Luongo, dowódca straży pożarnej w Mestre.
Wsiedli, bo zobaczyli wolne miejsca. Inni się spóźnili i uniknęli tragedii
Wiadomo, że zdecydowana większość osób, które podróżowały autobusem, nie mieszkała we Włoszech na stałe. Byli turystami, gośćmi campingu "Hu Venezia", mieszczącego się kilka kilometrów od Mostu Libertà, który łączy ląd z historycznym centrum Wenecji. "Kierowca był prawdopodobnie jedynym Włochem wśród poszkodowanych. Autobus był środkiem transportu, który pasażerowie wynajęli na wycieczkę po lagunie [weneckiej-red]." - pisze dziennikarka "La Repubbliki".
Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że w grupie byli Niemcy, Chorwaci, Ukraińcy, Francuzi i Hiszpanie. "Wynajęli przejazd tylko na szesnaście osób, ale niestety stało się tak, że na pokład wsiedli również ci, którzy nie dokonali wcześniejszej rezerwacji. Zobaczyli, że autobus jest wielki, że ma wolne miejsca, więc skorzystali z okazji" - przypuszczał w rozmowie z dziennikarzami zebranymi na miejscu tragedii Massimo Fiorese, przedstawiciel spółki, która zorganizowała przejazd.
"My z kolei spóźniliśmy się, nie zdążyliśmy na ten autobus. Stwierdziliśmy, że pojedziemy kolejnym. Długo nie nadjeżdżał, dopiero później dowiedzieliśmy się, co się stało" - relacjonowała mediom czwórka młodych mężczyzn z Niemiec.
Kierowcą autobusu był 40-letni Alberto Rizzotto, opisywany przez kolegów jako "doświadczony kierowca", który pracował w branży od siedmiu lat. W chwili wypadku był w pracy od około 90 minut. "Był bardzo oddanym pracownikiem, codziennie dojeżdżał godzinę do pracy" - wspomina go kolega Nikola w rozmowie z "Corriere della Sera".
Kilka godzin przed wypadkiem 40-latek dodał na swój profil w mediach społecznościowych zdjęcie z podpisem "Shuttle to Venice" ("Przejazd do Wenecji") i oznaczył swoją lokalizację jako "Hu Venezia Camping".
Usłyszeli huk, rzucili się na pomoc
Dziennikarzowi "Corriere della Sera" udało się porozmawiać z dwójką mężczyzn, którzy pojawili się na miejscu tragedii niedługo po tym, jak autobus wypadł z wiaduktu.
Mieszkają w bloku oddalonym o kilkadziesiąt metrów od miejsca zdarzenia. "Gotowałem, nagle usłyszałem przerażający hałas, myślałem, że to trzęsienie ziemi. Przybiegł do mnie mój kolega, powiedział, że widział, co się wydarzyło" - relacjonował Boubakar Toure, 27-letni Gambijczyk, który we Włoszech żyje od 10 lat. Jego 30-letni kolega, Godstime Erheneden również jest migrantem, pochodzi z Nigerii. Obaj natychmiast ruszyli pomóc poszkodowanym.
"Słyszeliśmy krzyki, ludzie uwięzieni między kawałkami blachy wołali o pomoc. Najpierw wyciągnęliśmy z wraku kobietę z jej córką, później mężczyznę i psa. Wydawało mi się, że wszyscy żyją. Widziałem też martwego kierowcę. Nie mogliśmy mu pomóc" - mówił Boubakar.
"Jedna kobieta płakała, kiedy ją wyciągałem, prosiła po angielsku: 'pomóż mojej córce, pomóż mojej córce'. To była mała dziewczynka, miała może z dwa lata, była nieprzytomna. Wstrząsnęło mną to, była w wieku mojego syna" - wspominał Godstime. W chaosie akcji ratunkowej stracił oba buty. Boubakar poparzył dłonie. "Chciałem pomóc wszystkim, którzy krzyczeli, ale płomienie rosły coraz wyżej i w końcu musiałem się poddać" - opisał. "Wielu świadków tragedii nazwało tych mężczyzn bohaterami" - podsumował dziennikarz "Corriere", który był na miejscu.
Ranni w pięciu różnych szpitalach. Trzylatka walczy o życie
Z informacji przekazanych przez szefa władz regionu Wenecja Euganejska, Lukę Zaia, wynika, że do godziny 14 w środę udało się potwierdzić tożsamość siedmiu z 21 ofiar wypadku. Pięciu z nich to obywatele Ukrainy, jeden Niemiec i jeden Włoch - kierowca autobusu. W tragedii straciło życie również dwoje dzieci, noworodek i nastolatka - ich tożsamość pozostaje jeszcze nieznana.
Jak przekazał w środę po południu Michele Di Bari, prefekt Wenecji, wszyscy poszkodowani, którzy przeżyli wypadek, byli obcokrajowcami. Ośmioro z nich jest w ciężkim stanie i przebywa na oddziałach intensywnej terapii w pięciu różnych szpitalach. Wśród nich dwóch braci z Austrii, trzylatek i trzynastolatek, których matka zginęła na miejscu. Lekarze walczą o życie trzyletniej dziewczynki przyjętej do szpitala w Padwie, jej stan jest krytyczny.
Według wstępnej wersji policji, przyczyną wypadku mogło być zasłabnięcie kierowcy. W ustaleniu szczegółowych okoliczności tragedii pomogą nagrania z kamer miejskich i dane z dwóch czarnych skrzynek, jakie wydobyto z wraku chwilę po godzinie 11 w środę. W sieci pojawiło się nagranie, na którym widać, jak autokar jedzie wiaduktem, przechyla się na prawo i spada przez barierki. Udostępnił je m.in. rzymski dziennik "Il Messaggero":
W szpitalu Angelo w Mestre działa centrum pomocy dla bliskich i krewnych ofiar i poszkodowanych w wypadku, na miejscu dostępni są psychologowie i tłumacze języka francuskiego, niemieckiego, ukraińskiego i hiszpańskiego.
Izba wyższa parlamentu rozpoczęła w środę spotkanie minutą ciszy. Kondolencje rodzinom ofiar przekazał prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Burmistrz Wenecji Luigi Brugnaro i szef władz regionu Luca Zaia zwrócili się z prośbą do premier Giorgii Meloni o ustanowienie trzydniowej żałoby narodowej.
Źródło: tvn24.pl, Corriere della Sera, La Repubblica