Wspierani przez Turcję syryjscy rebelianci, którzy w środę wyzwolili z rąk tzw. Państwa Islamskiego przygraniczne miasto Dżarabulus w Syrii na zachodnim brzegu Eufratu, posuwają się dalej na południe - podało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka. Nie jest jasne co zrobią Kurdowie. Według części źródeł wycofują się, ale według innych szykują się do starcia.
Według londyńskiego Obserwatorium, rebelianci pokonali około dziesięciu kilometrów na południe od Dżarabulusu. Jednocześnie Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG) syryjskich Kurdów, które niedawno odbiły z rąk bojowników tzw. Państwa Islamskiego (IS) Manbidż w prowincji Aleppo, ruszyły na północ, najwyraźniej po to, by uprzedzić postępy umiarkowanych syryjskich rebeliantów. Obserwatorium podało, że Kurdowie przemieścili się o około osiem kilometrów.
Turcy chcą wypchnąć Kurdów
Tymczasem Turcja żąda wycofania się Kurdów na terytoria położone na wschód od Eufratu. Minister obrony Fikri Isik powiedział w czwartek, że "Turcja ma wszelkie prawo do interwencji", jeśli YPG się do tego nie zastosują. - Na razie się nie wycofali. Śledzimy z uwagą ten proces (...). Ich wycofanie jest dla nas ważne - powiedział minister w telewizji NTV.
Przedstawiciele kierowanej przez amerykanów koalicji walczącej z tzw. Państwem Islamskim, w ramach której działają Kurdowie, twierdzą natomiast, że nie tylko wycofują się oni za Eufrat, ale już to zrobili. Według oficjalnego twitterowego konta operacji Inherent Resolve, kurdyjskie bojówki wezmą teraz udział w ofensywie na stolicę tzw. Państwa Islamskiego, Ar-Rakkę.
Jednak źródło w szeregach syryjskich rebeliantów podało, że między nimi a Kurdami doszło do starcia w miejscowości al-Amarna na południe od Dżarabulusu. Nie ma doniesień o ofiarach, a rebelianci informują, że całkowicie kontrolują miejscowość. Obserwatorium potwierdziło, że doszło tam do użycia broni lekkiej.
Cele są jasne
Minister Isik mówił w NTV, że turecka armia chce doprowadzić do tego, by siły YPG wycofały się na wschód od Eufratu w ciągu tygodnia. Za "strategiczny priorytet" uznał uniemożliwienie YPG zajęcia kolejnych terenów w Syrii. Podkreślił, że wiarygodność Stanów Zjednoczonych zależy od tego, czy kurdyjska milicja nie będzie przekraczała Eufratu na zachód, zaś Manbidż "powinien należeć do tych, którzy kontrolowali go przed wojną". Isik zapowiedział, że Turcja będzie wspierała syryjskich rebeliantów tak długo, jak długo będzie to konieczne. Zapewnił, że Dżarabulus jest od środy w pełni opanowany przez rebeliantów wspieranych przez Turcję, a w czwartek trwa tam jeszcze "operacja oczyszczania" miasta z dżiahdystów. Amerykański sekretarz stanu John Kerry w rozmowie telefonicznej w czwartek rano zapewnił szefa tureckiej dyplomacji Mevluta Cavusoglu, że oddziały YPG wycofują się na wschód od Eufratu, zgodnie z żądaniem wyrażonym wcześniej przez USA i Turcję.
Skomplikowana układanka
YPG uważane są przez władze w Ankarze za organizację terrorystyczną, ale Stany Zjednoczone udzielają im poparcia, widząc w nich poważną siłę zwalczającą dżihadystów z IS. Broniąca się przed kurdyjskim separatyzmem Turcja chce uniknąć wzmocnienia Kurdów, co mogłoby prowadzić do powstania jakiejś formy zorganizowanego kurdyjskiego terytorium w Syrii. Zdaniem władz w Ankarze, YPG, która jest zbrojnym ramieniem skupiającej syryjskich Kurdów Partii Unii Demokratycznej (PYD), ma ścisłe związki z uznaną za organizację terrorystyczną, separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK), która od lat przeprowadza zamachy przeciwko siłom bezpieczeństwa na południowym wschodzie Turcji.
Autor: mk\mtom / Źródło: PAP, Reuters