Możecie być zatrzymani za kierowanie promieni laserowych wskaźników w stronę bazy wojskowej - ostrzegli demonstrantów żołnierze garnizonu chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (ALW) w Hongkongu. Niedziela była kolejnym z rzędu dniem gwałtownych demonstracji i starć z policją. Demonstranci rozbijali i podpalali sklepy, banki i stacje metra. Policja użyła gazu łzawiącego, gumowych kul i pałek.
Na dachu jednego z budynków kompleksu wojskowego przy Waterloo Road na półwyspie Koulun pokazano żółty transparent z ostrzeżeniem przed kierowaniem laserowych wskaźników w stronę bazy wojskowej - podały miejscowe media. Była to pierwsza bezpośrednia interakcja garnizonu z demonstrantami, odkąd w czerwcu w Hongkongu rozpoczęła się obecna fala prodemokratycznych protestów.
Agencja Reutera podawała, powołując się na anonimowych dyplomatów, że Chiny podwoiły niedawno liczbę żołnierzy stacjonujących w Hongkongu, nie informując o tym publicznie. Część obserwatorów obawiała się, że komunistyczne władze w Pekinie mogą się zdecydować na użycie wojska lub Zbrojnej Policji Ludowej, by stłumić protesty w Hongkongu, choć wielu ekspertów oceniała taki scenariusz jako mało prawdopodobny.
Wrócili do starych przepisów
Niedziela była kolejnym z rzędu dniem gwałtownych demonstracji i starć z policją. Do najnowszej eskalacji doprowadził zakaz zakrywania twarzy podczas zgromadzeń publicznych, ogłoszony w piątek przez miejscowe władze. Demonstranci rozbijali i podpalali sklepy, banki i stacje metra. Policja użyła gazu łzawiącego, gumowych kul i pałek.
By wprowadzić zakaz noszenia masek, szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam skorzystała z niestosowanych od ponad pół wieku, kolonialnych przepisów, przyznających jej olbrzymie uprawnienia w "sytuacji kryzysowej lub zagrożenia publicznego".
Opozycja obawia się, że Lam planuje kolejne kryzysowe rozporządzenia, które dzięki tym przepisom może wydawać bez normalnego procesu ustawodawczego.
W niedzielę częściowo wznowiono pracę sieci metra, która poprzedniego dnia była całkowicie unieruchomiona z powodu piątkowych aktów wandalizmu. W związku z dalszymi protestami w niedzielę po południu niektóre stacje ponownie zamknięto, a wiele innych zakończy działanie wcześniej niż zwykle.
14-latek postrzelony i podejrzany
W czasie starć w dzielnicy Wan Chai na wyspie Hongkong jeden z dziennikarzy publicznej stacji RTHK został trafiony butelką zapalającą i z poparzoną twarzą trafił do szpitala. Według RTHK demonstranci prawdopodobnie nie celowali w reportera, a po trafieniu udzielili mu pomocy. Stacja potępiła przemoc i wezwała wszystkie strony do okazania wstrzemięźliwości.
14-latek, postrzelony podczas sobotnich starć ostrą amunicją w nogę przez policjanta w cywilu, jest podejrzany o udziału w zamieszkach i napaści na funkcjonariusza; stan nastolatka ustabilizował się po operacji w Szpitalu Tuen Mun - podał dziennik "South China Morning Post".
Lam obiecała niedawno, że wycofa kontrowersyjny projekt umożliwienia ekstradycji do Chin kontynentalnych, który wywołał protesty. Nie przychyliła się jednak do żadnego z pozostałych postulatów protestujących. Żądają oni między innymi demokratycznych wyborów władz regionu oraz niezależnego śledztwa w sprawie działań rządu i policji, którą oskarżają o brutalność.
Autor: lukl / Źródło: tvn24.pl, PAP