- Jeździłem po Davao na motocyklu, takim dużym. Patrolowałem ulice i szukałem guza. Liczyłem na taką sytuację, żebym mógł zabić - wyznał otwarcie prezydent Filipin Rodrigo Duterte. Potwierdził tym samym wcześniejsze oskarżenia pod jego adresem, że osobiście zabijał, bez żadnego procesu, domniemanych przestępców.
- Robiłem to osobiście. Po prostu żeby pokazać chłopakom, że skoro ja mogę to zrobić to dlaczego nie oni? - powiedział Duterte podczas spotkania z przedstawicielami biznesu w stołecznej Manili.
Brutalne metody
Prezydent Filipin mówił o czasach, kiedy był jeszcze burmistrzem miasta Davao. Zasłynął tam z brutalnego postępowania wymierzonego w domniemanych przestępców. Promował akty pozasądowej "ludowej sprawiedliwości". Nie wiadomo, ile osób zginęło i ile spośród nich było niewinnych. Brutalne akcje dały mu jednak popularność, dzięki której sięgnął po prezydenturę kraju. Duterte był już od lat oskarżany o to, że osobiście brał udział w mordach. Do tej pory otwarcie się do tego nie przyznawał, a parlamentarna komisja badająca tę kwestię została zlikwidowana gdy dawny burmistrz został głową państwa. Teraz wyznanie Dutertego rozwiało wszelkie wątpliwości. Potwierdziło, że prezydent liczącego 92 mln obywateli kraju w przeszłości osobiście zabijał na ulicach osoby, które uznał za przestępców. Podczas prac zlikwidowanej komisji parlamentarnej zeznawał jeden ze świadków wymierzania "sprawiedliwości" przez obecnego prezydenta. Duterte miał na jego oczach zabić oficera Państwowego Biura Dochodzeniowego pistoletem maszynowym Uzi. - Musiał wystrzelić z 200 pocisków - stwierdził świadek.
Duterte swoje metody z Davao wprowadził jako prezydent w skali całego kraju, zachęcając obywateli do "wymierzania sprawiedliwości" na własną rękę. Szacuje się, że od lipca w takich aktach zginęło już niemal sześć tysięcy osób.
Autor: mk//rzw / Źródło: CNN News