Premier Turcji Ahmet Davutoglu oznajmił, że chce jak najszybciej odwiedzić Bagdad, by spróbować uspokoić spór, jaki wywiązał się pomiędzy Turcją a Irakiem w weekend. Turcy przerzucili wówczas na terytorium sąsiada żołnierzy, co Bagdad nazwał naruszeniem jego suwerenności.
Turcja tłumaczyła, że wysłała swoje oddziały w okolice Mosulu na północny Iraku, aby pomagały tam w szkoleniu i doposażeniu w sprzęt wojskowy lokalnych oddziałów. Tymczasem władze w Bagdadzie zapewniły, że nigdy nie zapraszały tureckich wojsk. Jednocześnie zapowiedziały, że jeśli zostaną one tam dłużej, wtedy zwrócą się ze skargą do ONZ.
Mosul jest cały czas w rękach dżihadystów z tzw. Państwa Islamskiego (IS).
MSZ: nie wycofamy wojsk
Minister spraw zagranicznych Turcji oświadczył, że Ankara wstrzymała rozmieszczanie swoich żołnierzy w Iraku, ale nie zamierza wycofać z terenów sąsiada tych już się tam znajdujących.
Minister Mevlut Cavusoglu - jak napisano w oświadczeniu - w czasie rozmowy telefonicznej z Bagdadem powtórzył, że Ankara szanuje iracką integralność terytorialną i razem z sąsiadem będzie dalej prowadzić szkolenia armii.
Premier chce jechać do Bagdadu
Premier Turcji Ahmet Davutoglu podkreślił z kolei, że tureckie wojsko jest w Iraku w rejonie Mosulu, by zapobiegać przed możliwymi atakami ze strony bojowników tzw. Państwa Islamskiego. Stwierdził także, że ci, którzy interpretują turecką obecność inaczej, są zaangażowani w "celową prowokację". Premier dodał, że ponad 2 tys. ludzi zostało przeszkolonych przez Turków w obozie w północnym Iraku.
Przemawiając na posiedzeniu swej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) w parlamencie, premier zapowiedział jednocześnie, że jeżeli sytuacja będzie tego wymagała, Turcja nałoży na Rosję sankcje. Zapewnił również, że Ankara nadal jest otwarta na dialog z władzami w Moskwie.
W zeszłym miesiącu Rosja nałożyła na Turcję sankcje w związku z zestrzeleniem przez tureckie wojsko rosyjskiego bombowca w pobliżu granicy turecko-syryjskiej.
Autor: pk\mtom / Źródło: Reuters TV