"Pomruki reżimu Kima". Ekspert: Czeka nas eskalacja napięć


Reżim Kim Dzong Una dowodzi swojej nadzwyczajnej schematyczności. Ostatnie pomruki były do przewidzenia nawet dla laików i choć to jedynie futurologia, już dziś w pewnym stopniu można próbować przewidzieć kolejne działania północnokoreańskich aparatczyków - pisze w analizie dla tvn24.pl dr Andrzej Bober, specjalista ds. Korei Północnej.

Tak media, jak i wielu ekspertów określało reżim Kimów jako szalony i nieprzewidywalny. Niesłusznie. O ile, czytając doniesienia o paradoksach życia w “ostatnim raju robotniczym” można odnieść wrażenie nierealności tamtejszej rzeczywistości i szaleństwa jego kolejnych liderów, tak wydarzenia z ostatnich lat ukazują działania Kimów jako przewidywalne, a wręcz schematyczne.

Tym samym reżim KRLD od lat prowadzi tę samą grę, wprowadzając do niej jedynie od czasu do czasu jakiś nowy element zaskoczenia. W tej grze Pjongjang nabiera coraz większej wprawy, ale z drugiej strony coraz mniej podoba się ona pozostałym, przymuszonym do tej „zabawy” graczom, tj. USA, Chinom, Japonii, Rosji i Korei Płd.

Sinusoidalne relacje

Gdyby spojrzeć jedynie na okres dialogu międzykoreańskiego, po roku 1972 do chwili obecnej, zauważymy, że stosunki na linii Pjongjang – Seul układają się sinusoidalnie. Do roku 1993, czyli końca prezydentury w Korei Południowej Roh Tae-woo relacje te przedstawiały się źle. U progu kadencji Roh i przez kolejne 5 lat rządów nowego prezydenta Kim Young-sama powoli nabierały blasku, by zabłysnąć pełnym światłem za prezydentury Kim Dae-junga i jego następcy Roh Moo-hyuna.

Kim Dae-jung wraz ze swoją „słoneczną polityką” („polityką slonecznego brzasku”) rozpoczął wielce obiecujący dialog z Północą. Abstrahując od szeregu afer poprzedzających wizytę Kim Dae-junga w KRLD, w roku 2000 doszło do pierwszego od chwili podziału kraju, spotkania przywódców obu Korei. Dobre relacje jednak udało się podtrzymać stronom jedynie do końca 2007 roku.

Na niespełna pięć miesięcy przed końcem sprawowania swojego urzędu, do KRLD przyjechał z drugą w historii wizytą na najwyższym szczeblu Roh Moo-hyun i wszyscy zdawali się wierzyć, że dialog obu Korei może zostać nie tylko podtrzymany, ale i rozwijany w przyszłości. Nadzieje te rozwiała nowa prezydentura Lee Myung-baka i odejście od polityki ustępstw Seulu względem Pjongjangu przez konserwatywnego i reprezentującego twarde stanowisko wobec władz KRLD ówczesnego prezydenta Południa.

Polityka Lee kontynuowana jest z kolei przez nowo wybraną prezydent Park Geun-hye z obozu Saenuri byłego prezydenta. Nowa pani prezydent podtrzyma zapewne nieustępliwą strategię wobec Północy nie tylko z powodu swoich przekonań politycznych, ale i z powodów osobistych. Prezydent Park, jak powszechnie wiadomo, jest córką wieloletniego prezydenta-dyktatora Korei Płd., gen. Parka, którego reżim Północy próbował wielokrotnie zamordować, w tym przeprowadzając dwa najbardziej spektakularne zamachy w roku 1968 i 1974. Podczas próby z 1974, śmierć od kuli poniosła żona Parka i matka obecnej prezydent Południa. Na pobłażania i uległość z jej strony Północ na pewno liczyć nie może.

Wiele twarzy Una

Po fazie ocieplania relacji przez obie Koree, znaleźliśmy się zatem w fazie konfrontacji i nieustępliwości.

 Korea Północna bezskutecznie od 2008 roku próbuje wymusić pomoc na Południu, zaś Seul nie tylko zakręcił kurek Pjongjangowi, ale i dodatkowo poprzez swoje działania dyplomatyczne zaciska pętlę na szyi Una, który musi szaleć ze złości i niepewności.

Mało kto bierze dziś na poważnie jego groźby użycia broni biologicznej, chemicznej i jądrowej. Uśmiechnięta twarz nowego lidera w towarzystwie Myszki Mickey i Kaczora Donalda kłóci się z wizerunkiem groźnego tyrana. Un musi zdecydować się na którąś z twarzy i choć zacząć stwarzać pozory zdecydowanego lidera. Ale jak to pogodzić z wizerunkiem dużego chłopca, uradowanego spotkaniem ze swoim wielkim idolem Denisem Rodmanem, który chyba jeszcze dziś nie wie, że nie spotkał “kolesia od Gangnam Style” (jeden i drugi wszak pełny i nalany na twarzy, więc cóż za różnica dla sportowca tej klasy, o którą Koreę i którego „fana” wielkiego Denisa chodzi), a lidera obozowej Północy. To zadanie niełatwe i nieprędko Un temu podoła.

"Cherlawy Ratlerek poszczekujący na Pitt Bulla"

Jednocześnie Rada Bezpieczeństwa ONZ raz po raz, w sposób niezwykle „subtelny” nakłada sankcje – a to za próby rakietowe, a to za kolejne próby jądrowe, ale dokłada kolejną cegiełkę w oknie reżimu, przepuszczającym coraz mniej światła. Do tego wszystkiego nawet Chiny i Rosja, które dotychczas stały murem za KRLD, podpisują się pod sankcjami.

Un musi zapewne zastanawiać się teraz, jak pokazać swoją determinację i wściekłość w taki sposób, by nie sprowokować do zdecydowanych działań Korei Płd. i USA. Całość przypomina cherlawego ratlerka (przy całej sympatii dla tych małych istot), poszczekującego na pitt bulla zza dziurawego ogrodzenia posesji. Ów ratlerek, choć z charakteru zadziorny i waleczny, wygląda w całej sytuacji komicznie. Takim ratlerkiem jest KRLD. Opanowanym, acz gotowym do ataku są zaś USA i Korea Południowa, które póki co wykazują się nie lada cierpliwością, spokojem i opanowaniem wobec poszczekiwań z Pjongjangu. Tak, jak dziurawe ogrodzenie posesji nie daje żadnych gwarancji bezpieczeństwa owemu ratlerkowi, tak i żadnej gwarancji reżimowi KRLD nie zapewnia jego program wojskowy, pełen luk i niedociągnięć, nawet posiadając w swym arsenale broń jądrową, biologiczną i chemiczną. To oczywiste. Pytanie tylko, kiedy cierpliwość USA i Korei Płd. się skończy i ów pitt bull nie klapnie pyskiem lub nie pogoni owego jakże donośnie poszczekującego małego fightera.

Dojdzie do eskalacji napięć?

Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy już dziś prognozować kolejne działania reżimu. To wprawdzie nadal jedynie futurologia, aczkolwiek jeśli strategia KRLD nie zmieni się (a nic tego nie zapowiada), najbliższe dni przyniosą eskalację napięć. Informacje o zerwaniu przez KRLD układu o nieagresji z Koreą Południową, o wyłączeniu gorącej linii pomiędzy Pjongjangiem i Seulem, o zamknięciu przejścia granicznego w Panmundżomie czy groźbach wznowienia wojny, zakończonej zawieszeniem broni w 1953 roku, można uznać za drugorzędne.

Układ o nieagresji KRLD wypowiadała bowiem wielokrotnie, gorąca linia funkcjonowała jedynie wtedy, gdy strona północna chciała podnieść słuchawkę i także nieraz była zrywana. Granica w Panmundżomie zamykana była jeszcze częściej, a pogróżki pod adresem USA i Korei Południowej stanowią wręcz stały i nieodzowny element retoryki północnokoreańskiej.

Podwodne manewry

Warto jednak zwrócić uwagę na ogłoszenie przez Północ decyzji o odcięciu wybrzeży dla żeglugi tak morskiej, jak i lotniczej oraz na zapowiedzi planów przeprowadzenia ćwiczeń z udziałem okrętów podwodnych i artylerii Północy. Informacje te mogą w jakimś stopniu niepokoić, a na pewno są zapowiedzią eskalacji napięcia w regionie. Na Morzu Żółtym od początku marca jednostki nawodne i podwodne USA i Korei Południowej ćwiczą m.in. sposoby namierzania i zwalczania jednostek podwodnych KRLD. Choć akwen Morza Żółtego jest płytki (średnia głębokość wynosi ok. 40 metrów, zaś w najgłębszym miejscu nie przekracza 115 metrów), 3 lata temu, 26 marca 2010 roku północnokoreańska torpeda zatopiła południowokoreańską korwetę Cheonan, zabijając przy tym 46 marynarzy Południa. O konfrontację w tym miejscu nie trudno. Granica morska obu Korei nie jest uznawana przez stronę północnokoreańską i od samego początku podziału Korei dochodziło wzdłuż niej do setek napięć, które w wielu przypadkach kończyły się wymianą ognia. Do podobnych konfrontacji dochodziło w 1999, 2002 czy 2009 roku, co naturalnie niosło ze sobą straty w sprzęcie i ludziach, głównie po stronie Północy. I tym razem możemy oczekiwać podobnej prowokacji Pjongjangu. Jeśli nie w tej formie, to poprzez ostrzał spornych wysepek południowokoreańskich na Morzu Żółtym tak, jak to miało miejsce 23 listopada 2010 roku z wysepką Yeonpyong. I w tym przypadku atak przyniósł ofiary w ludziach po stronie Południa. W przeddzień tych zdarzeń KRLD także wygrażała użyciem broni jądrowej.

"Przesuwanie granic prowokacji"

Ostatnie sukcesy z wystrzeleniem rakiety Unha-3 i udaną próbą jądrową przy użyciu zminiaturyzowanego ładunku uranowego zbytnio utwierdziły młodego Una w przekonaniu o własnej potędze. Reżim Kimów próbuje od lat wyczuć, na ile może sobie pozwolić z prowokacjami i stara się tę granicę przesuwać, będąc przekonanym, że nikt nie podejmie otwartej konfrontacji.

Można zapewne wykluczyć ostrzał artyleryjski Seulu, jak również wariant użycia broni biologicznej, chemicznej czy jądrowej przez reżim. Każde z tych działań spowodowałoby uruchomienie od dawna istniejących w Seulu planów operacyjnych i stanowiłoby koniec reżimu. To prawda, że USA i Południe odsuwają ten moment, co nie zmienia faktu, że są na taki rozwój sytuacji przygotowane. Dodatkowo USA rozciągają atomowy parasol ochronny nad terytorium południowokoreańskiego sojusznika. Próba wtargnięcia wojsk lądowych KRLD na południe od linii granicznej 38. równoleżnika jest niemal nierealna i wie to każdy, kto miał okazję gościć w tej strefie podziału. Nawet gdyby, jakimś cudem i w przypływie dotychczas nienotowanego amoku przedstawicieli reżimu (czysto teoretyczne dywagacje) doszło do próby przekroczenia granicy przez wojska Północy, napotkają one opór nie tylko żołnierzy Korei Płd., ale i niemal 30-tysięczne jednostki USA. Podjęcie z nimi walki zaś przez żołnierzy północnokoreańskich oznaczać będzie automatycznie wypowiedzenie wojny USA. Waszyngton i Seul zaś dysponują odpowiednią siłą, by już w pierwszym uderzeniu zahamować przeciwnika.

Atak "od wewnątrz"?

Nie można jednak wykluczyć w pełni aktu terroru na terytorium Korei Południowej ze strony np. tzw. „uśpionych agentów” KRLD, których na Południu wśród 24,000 północnokoreańskich uchodźców na pewno nie brakuje. Przykładów aktów sabotażu, dywersji i terroru z ich udziałem jest aż nadto.

W połowie 2011 roku na Południu złapano agenta północnokoreańskiego, którego zadaniem była likwidacja byłego dysydenta i przeciwnika reżimu klanu rządzącego Kimów. Zamachu próbował dokonać inny uchodźca - w przeszłości, przed ucieczką na Południe, żołnierz północnokoreańskich służb specjalnych - przedstawiony mediom jako Ahn. Ofiarą innego z zabójstw padł na terytorium Korei Południowej, Yi Han-yong, wysoki rangą dysydent północnokoreański, bratanek Kim Dzong Ila, zamordowany przez agentów z Północy w 1996 roku.

Jeśli takie zamachy udało się przeprowadzić, dlaczego inne miałyby się nie powieść? Na pewno spowodowałyby panikę wśród obywateli Południa, bo mało kto takie zagrożenie w ogóle uznaje za realne, będąc przekonanym o niezawodności krajowych służb specjalnych i wywiadu i zapominając, ile razy służby te w przeszłości zawodziły.

Ćwiczenia jednostek Południa i USA potrwają do końca kwietnia. Wszystko włącznie z zapowiedziami Pjongjangu wskazuje na to, że i Północ rozpocznie swoje manewry. Kolejne zaś dni i tygodnie pokażą, czy prezentowane kalkulacje były słuszne. Zapewne już dziś możemy prognozować z dużym prawdopodobieństwem kolejne próby rakietowe i nowy test jądrowy reżimu. Podpowiada to logika, która wymaga od KRLD kolejnych testów i dalszych udoskonaleń rozwijanego programu jądrowego i rakietowego. Polityka Seulu, który nie poddaje się wymuszeniom reżimu, bynajmniej nie uspokoi i tak już napiętej sytuacji.

Myszce Mickey, Kubusiowi Puchatkowi i Rodmanowi nie udało się ułagodzić Una, może zatem nadszedł czas, by zakończyć mało bajkowe rządy Kimów i podległych mu kukiełek, gnębiących 23-milionowy naród statystów, nim będzie na to za późno? 

 *** Autor jest publicystą, podróżnikiem, doktorem w zakresie nauk o polityce, specjalistą ds. Korei Północnej i relacji międzykoreańskich, stałym współpracownik Zespołu Badań Azji Wschodniej ISP PAN. Na przełomie kwietnia i maja w księgarniach pojawi się książka jego autorstwa pt. „Korea Zjednoczona – szansa czy utopia”.

Autor: Dr Andrzej Bober / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: