Polscy misjonarze, mimo zagrożeń, zostaną w Republice Środkowoafrykańskiej. - Gdybyśmy teraz wyjechali, sprawimy, że może dojść do naprawdę dużych pogromów. Wtedy już nikt nie będzie nad tym panował. Dla dobra tamtych ludzi, lepiej, żebyśmy zostali - mówił w TVN24 franciszkanin, o. Tomasz Grabiec, dyrektor Sekretariatu Misyjnego w Krakowie.
Jak mówił o. Grabiec, przełożeni braci i sióstr pozostających w Afryce na misji, mogą w każdej chwili zdecydować o ich powrocie. - Dla dobra tamtych ludzi lepiej żebyśmy zostali - stwierdził jednak zakonnik.
Jak dodał, odbyły się konsultacje z księżmi pracującymi w Afryce, którzy stwierdzili, że decyzja o pozostaniu na miejscu jest uzasadniona. O. Grabiec podkreślił także, że nie we wszystkich miejscach sytuacja jest tak samo napięta. - Najbardziej niebezpieczna sytuacja jest przy granicy z Czadem - wyjaśnił. - Bracia muszą czasem uciekać, ale nikt jeszcze nie zginął - dodał.
Walki w Republice Środkowoafrykańskiej wybuchły z nową siłą po wycofaniu się muzułmańskich rebeliantów z koalicji Seleka ze stolicy kraju Bangi w ub. miesiącu. Według miejscowych źródeł, mają one często charakter odwetu muzułmańskich partyzantów na chrześcijanach. Rebelianci z Seleki zaatakowali m.in. misję w miejscowości Ngaoundaye, w której przebywają także polscy misjonarze i siostry ze Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza.
Ale też chrześcijańskie milicje mordują muzułmanów - wynika z płynących z kontynentu afrykańskiego informacji.
"To nie jest wojna religijna"
Zdaniem franciszkanina jednak, konflikty w tym kraju mają podłoże polityczne, a nie wynikają z pobudek religijnych. Walka toczy się o strefę wpływów i kontrolę nad zasobami naturalnymi.
- Staramy się podkreślać to, że - na dzisiaj - nie jest to wojna religijna. Teraz ta rebelia dotyka wszystkich, nie tylko chrześcijan - wyjaśnił. - Paradoksalnie jest to jeden z najbiedniejszych krajów, ale ma różne bogactwa naturalne, tam jest też ropa naftowa. Nasze przekonanie jest takie, że tu chodzi o te źródła - dodał o. Grabiec.
- Nasza obecność w Republice Środkowej Afryki to działanie, które podejmujemy na rzecz wszystkich ludzi (...). Jeżeli kopiemy studnię, zbieramy pieniądze na nią, to nie jest to studia katolicka - podkreślił także zakonnik. Jak dodał, sam chciałby wrócić do tego kraju z kilku powodów, m.in. żeby nie stracić wiarygodności. - Żołnierze muzułmańscy widzą na przykład, że jedzie "nasz" samochód [misji - red.] i rezygnują z kontroli. Mają do nas pełne zaufanie (...). Zdarzało się, że muzułmanie potrafili zapłacić okup rebeliantom, aby nie dotykać misji chrześcijańskich - dodał.
Autor: aolsz//kdj / Źródło: TVN24, PAP