Politycy z dobrą miną do kwaśnych materiałów

Aktualizacja:

W dokumentach nie ma nic interesującego - twierdzi Rosja. Niemcy punktują: to dane zdobyte nielegalnie, na których ktoś chce teraz zarobić. Zdaniem prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada, informacje "nie wyciekły", tylko "realizują cele polityczne". To tylko niektóre z komentarzy światowych polityków dotyczące ujawnienia przez Wikileaks 250 tys. not dyplomatycznych.

Władze poszczególnych krajów zaznaczają też, że zawarte w opublikowanych materiałach osobiste uwagi na temat przywódców państwowych nie wpłyną na relacje z USA. Zmasowanej krytyce władze poddają natomiast Wikileaks. Portalowi zarzucają naruszenie zasady poufności dyplomacji, tłumacząc, że dyskrecja jest zdaniem polityków niezbędna do rozwiązywania problemów światowych.

Rosja: nic interesującego

W sprawie publikacji Wikileaks głos zabrała Rosja. Sekretarz prasowa rosyjskiego prezydenta Natalia Timakowa, oświadczyła, że nie znaleziono niczego interesującego i zasługującego na komentarz. Publikacje Wikileaks porównała do filmów z Hollywood. - Wątpliwe, by zmyśleni hollywoodzcy bohaterowie wymagali oficjalnych komentarzy - oznajmiła kremlowska urzędniczka.

Z kolei rzecznik premiera Rosji Dmitrij Pieskow, którego wypowied przytacza dziennik "Kommiersant", zauważył, że rosyjscy dyplomaci "w swojej korespondencji wewnętrznej bywają równie szczerzy". Pieskow nie chciał jednak komentować ocen, jakie jego szefowi wystawili ich amerykańscy koledzy. Jak powiedział, "na razie niczego konkretnego powiedzieć nie można. Przede wszystkim trzeba zobaczyć, jakiego dokładnie angielskiego słowa użyto. Po drugie, jakiego szczebla dyplomaci i urzędnicy dali taką charakterystykę i w jakich dokumentach. I w ogóle - czy chodzi tam o Putina. Dopiero potem można coś komentować".

Natomiast zacytowane przez agencję ITAR-TASS "dobrze poinformowane źródło dyplomatyczne" oznajmiło, że "w Moskwie ubolewa się z powodu materiałów Wikileaks i czuje niezręczność za amerykańskich kolegów".

Iran: wyciek kontrolowany

Głos w sprawie zabrał również prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad. Polityk oznajmił, że informacje ujawnione przez Wikileaks są bezwartościowe i nie wpłyną na relacje Iranu z innymi państwami.

- Naszym zdaniem te informacje nie wyciekły. Uważamy, że zostały zebrane z myślą o publikacji i realizują cele polityczne - oświadczył Ahmadineżad. Dodał, że odpowiedzialne są za to władze Stanów Zjednoczonych.

Francuski rząd opisał wycieki jako "atak na demokrację". Rzecznik gabinetu Francois Baroin powiedział, że Francja została poinformowana o notach zanim zostały one upublicznione i zobowiązała się do wsparcia USA i sojuszników NATO.

To już było

Na temat publikacji dokumentów wypowiedziały się też Włochy. - Wspólnota międzynarodowa - ta prawdziwa, która chce poprawić świat, a nie zniszczyć go, jak chce tego Wikileaks - musi zgodnie zareagować nie komentując, nie wycofując się z metod dyplomacji, nie popadając w kryzys nieufności. Gdyby taki kryzys stał się kryzysem wzajemnym, mógłby zablokować fundamentalną współpracę na rzecz rozwiązania kryzysów, które są na świecie - oświadczył podczas wizyty w Katarze szef włoskiej dyplomacji Franco Frattini, cytowany przez agencję ANSA.

Do sprawy odniósł się również sam premier Włoch Silvio Berlusconi. Określił on poufne raporty amerykańskich dyplomatów rewelacjami "funkcjonariuszy trzeciego stopnia". Stwierdził, że wbrew tym informacjom nie tylko nie uczestniczył w "dzikich przyjęciach", ale nie wie, co to jest.

Ubolewanie zza Odry

Ujawnienie przez portal Wikileaks not dyplomatycznych potępił też szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle. - To dane zdobyte nielegalnie, na których ktoś chce teraz zarobić - oświadczył minister.

Szef MSZ, powiedział: - Mogę tylko mieć nadzieję, że ujawnienie tych dokumentów nie zaszkodzi bezpieczeństwu naszego kraju i naszych sojuszników. Polityk zapewnił, że Niemcy współpracują z amerykańskim rządem blisko i w przyjaźni.

Wcześniej ubolewanie z powody publikacji depesz wyraził szef niemieckiego rządu Steffen Seibert. Zapewnił, że stosunki Niemiec i USA nie ucierpią.

Szwecja też wspiera

Minister spraw zagranicznych Szwecji Carl Bildt skrytykował opublikowanie raportów ambasad USA przez Wikileaks, wskazując, że przyniosło to szkodę nie tylko dyplomacji amerykańskiej, ale całej wspólnocie międzynarodowej.

- Intencją opublikowania nie mogło być chyba nic innego, jak zaszkodzenie dyplomacji USA, także jeśli w efekcie powstanie szkoda dla dyplomacji jako takiej. Ponieważ potrzebujemy dyplomacji w różnych przedsięwzięciach, wszyscy powinni również zrozumieć, że musi ona czasem być poufna - napisał Bildt na swym blogu internetowym.

Wcześniej w wywiadzie radiowym zaznaczył, iż w sytuacjach krytycznych, na przykład takiej, jaką stworzył obecny kryzys na Półwyspie Koreańskim, funkcjonowanie amerykańskiej dyplomacji jest "oczywiście ważne". - Dlatego jej osłabianie nie leży w interesie wspólnoty międzynarodowej - podkreślił szwedzki minister.

Afganistan niewzruszony

W odtajnionych dokumentach, dyplomaci USA często krytykowali prezydenta Hamida Karzaja i jego administrację. Amerykanie zarzucali Afgańczykom korupcję, niezdolność do sprawnego rządzenia i paranoiczne zachowania.

- To nie będzie miało zauważalnego wpływu na nasze szerokie strategiczne relacje z USA - skomentował rzecznik rządu Afganistanu. - W tych depeszach nie ma nic, co by nas zaskoczyło. Oczywiście znamy tylko ich część - dodał dyplomata.

CZYTAJ RAPORT: DYPLOMATYCZNY PRZECIEK WIKILEAKS

Źródło: PAP, Reuters, guardian.co.uk