Tysiące mieszkańców armeńskiego miasta Giumri pożegnały sześcioro członków rodziny Awetisian, zamordowanych przez rosyjskiego żołnierza Walerija Piermiakowa. Szeregowiec zastrzelił pięcioro dorosłych i dziecko, a sześciomiesięczne niemowlę ranił. Mieszkańcy Giumri domagają się procesu żołnierza przed armeńskim sądem. Obawiają się, że rosyjski sąd wojskowy potraktuje go pobłażliwie.
W pogrzebie uczestniczyli mieszkańcy miasta i przedstawiciele władz regionalnych i państwowych, w tym prokurator generalny Armenii.
W tym samym czasie tysiące Ormian wyszło na ulice Erewania z żądaniem, by sprawą zabójstwa zajął się ormiański wymiar sprawiedliwości. Protest przed ambasadą Rosji w stolicy Armenii trwał przez kilka godzin. Budynek był otoczony przez policję, która udaremniła protestującym próbę podpalenie rosyjskiej flagi. Doszło do starć. Manifestanci rzucali w funkcjonariuszy kamieniami. Kilka osób zostało rannych.
Demonstracje miały miejsce także przed rezydencją prezydenta. W Giumri odbył się wiec przed gmachem prokuratury. Uczestnicy akcji protestacyjnych uczcili pamięć zamordowanych minutą ciszy. Mieszkańcy protestowali także przed jednostką wojskową, w której służył Walerij Piermiakow. Ormiańska opozycja żąda od władz stosownych działań.
Sześć ofiar
2 stycznia w domu na przedmieściach Giumri znaleziono ciała sześciu osób z ranami postrzałowymi. Jedną z ofiar było dwuletnie dziecko. Stan półrocznego Sierioży Awetisiana, postrzelonego i ranionego bagnetem i nożem, od kilku dni jest ciężki, ale stabilny.
Głównym podejrzanym był rosyjski żołnierz Walerij Piermiakow, który oddalił się z 102. bazy wojskowej pod Giumri.
W domu ofiar zostawił oficerki, podpisane jego nazwiskiem.
Został zatrzymany przez rosyjskich pograniczników, którzy uczestniczyli w poszukiwaniach podejrzewanego, na armeńsko-tureckiej granicy.
Żołnierz przyznał się do zbrodni. Zeznał, że opuścił jednostkę, bo nie chciał służyć w wojsku. Mówił, że "w trakcie ucieczki chciał pić i wszedł do pobliskiego domu. Rodzina Awetisian spała. Gdy się obudzili, przestraszył się, że zawiadomią naczelnika bazy. Dlatego zabił". Na razie Piermiakow usłyszał zarzut zabójstwa i dezercji. Może dostać karę do 20 lat więzienia.
Będzie sądzony w Rosji?
Armeńskie media podają, że Walerij Piermiakow przebywa na razie na terenie bazy wojskowej. Informację w tej sprawie potwierdził prokurator generalny Gewor Kostanian, który spotkał się z protestującymi w Giumri. Mówił, że śledztwo prowadzi zarówno strona armeńska, jak i rosyjska.
- Dochodzenie powinno się toczyć w Armenii. To sprawiedliwe żądanie, dlatego nasi śledczy przebywają w rosyjskiej jednostce wojskowej - powiedział Kostanian, apelując do rodaków o „cierpliwość”. Obiecał zwrócić się do prokuratora generalnego Rosji z wnioskiem o wydanie żołnierza.
14 stycznia pod jednostką zebrał się tłum domagający się sądzenia żołnierza przez sąd w Armenii, a nie przez rosyjski sąd wojskowy. Ormianie podejrzewają, że może to oznaczać potraktowanie sprawy ulgowo. Postawili prokuraturze ultimatum, by sprawa została rozwiązana do pogrzebu ofiar. Termin ultimatum upłynął. Ormianie zapowiadają dalsze protesty.
Autor: asz, tas//gak / Źródło: news.am, newsru.com