W Parlamencie Europejskim odbędzie się dziś głosowanie nad projektem rezolucji w sprawie sytuacji na Ukrainie. Rezolucja będzie zawierać wezwanie do zaangażowania UE w mediacje na Ukrainie, przygotowania wraz międzynarodowymi instytucjami pakietu wsparcia gospodarczego, ale też przygotowania sankcji wobec członków władz w Kijowie, odpowiedzialnych za przemoc i śmierć demonstrantów.
Czwartkowa rezolucja będzie trzecim dokumentem, poświęconym Ukrainie i innym wschodnim sąsiadom UE, przyjętym przez PE w ciągu pół roku. W tym czasie kraj, który był na progu stowarzyszenia z UE, stał się - jak oceniła Amanda Paul z think tanku European Policy Centre (EPC) "tykającą bombą zegarową", która może wybuchnąć w najbliższym sąsiedztwie Unii. Antyrządowe protesty, wywołane decyzją rządu w Kijowie o niepodpisywaniu umowy z Unią, przerodziły się na początku roku w zamieszki między milicją a demonstrantami. Zginęło sześć osób, a w Brukseli i niektórych innych stolicach UE słychać pierwsze ostrzeżenia, że na Ukrainie może dojść do rozwiązania siłowego i Unia powinna się przygotować na przyjęcie uchodźców. - UE musi zrobić wszystko, aby nie dopuścić do eksplozji - powiedziała Paul w rozmowie z PAP.
Unia stawia na dyplomację
Jak na razie UE stawia na dyplomację i wspieranie pokojowych protestów na kijowskim Majdanie Niepodległości i innych miejscach Ukrainy. Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton stara się doprowadzić do dialogu i porozumienia między prezydentem Wiktorem Janukowyczem a liderami opozycji. Częścią rozwiązania powinna być zmiana konstytucji oraz przygotowanie uczciwych wyborów. W ocenie Sophii Pugsley z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych (ECFR) zabiegi dyplomatyczne i presja UE mogą być skuteczne, czego dowodem jest odwołanie przez ukraiński parlament i prezydenta Janukowycza ustaw, ograniczających swobody obywatelskie. - Nie można nie doceniać wpływu Catherine Ashton, która podejmuje wiele zakulisowych działań - wskazała ekspertka ECFR. Jak przypomniała, Ashton okazała się już skuteczna w mediacjach między Serbią a Kosowem, doprowadzając wiosną zeszłego roku do normalizacji stosunków obu państw. W dużej mierze jej zasługą jest również porozumienie o ograniczeniu irańskiego programu nuklearnego.
Nie bez znaczenia jest też to, że zachodnie media i opinia publiczna nadal są zainteresowane tym, co dzieje się na Ukrainie. - Protestujący na Majdanie mają ogromne oczekiwania wobec UE - oceniła Pugsley.
Dyplomacja to za mało?
Zdaniem wielu europosłów i ekspertów dyplomacja to jednak za mało, a UE powinna zagrozić członkom ukraińskich władz i powiązanym z reżimem oligarchom sankcjami wizowymi oraz zamrożeniem aktywów. - UE nie ma wiarygodnej strategii, która mogłaby faktycznie coś zmienić na Ukrainie. Musimy naładować broń i przygotować sankcje przeciwko członkom reżimu, obejmujące zakaz podróżowania do UE, restrykcje wizowe oraz - co najważniejsze - zamrożenie ich aktywów - powiedział w środę w europarlamencie szef frakcji liberałów w PE, Belg Guy Verhofstadt. Tego żądają też liderzy ukraińskiej opozycji. Spośród krajów Unii jedynie Litwa opowiadała się dotąd zdecydowanie za takim rozwiązaniem, jednak według źródeł dyplomatycznych w tym tygodniu litewskiego ambasadora przy Unii poparło w tej sprawie kilka innych krajów, w tym Wielka Brytania i Szwecja. Pozostali obawiają się, że groźba sankcji przerwie nić dialogu z Janukowyczem i przybliży groźbę rozwiązania siłowego.
A może pieniądze?
Nie brakuje też opinii, że Zachód powinien zaoferować Ukrainie pomoc gospodarczą, aby zneutralizować rosyjskie możliwości presji na Kijów. Amerykański dziennik "New York Times" napisał w środę, że bez oferty pomocy finansowej ze strony USA i Unii Rosja nadal będzie zastraszać Ukrainę i wciągać ją w swoją strefę wpływów. W grudniu Moskwa udzieliła Ukrainie pożyczki na 15 mld dolarów i zaoferowała obniżkę cen gazu. Gdy zaś w styczniu Janukowycz ogłosił pewne ustępstwa na rzecz protestujących, Rosja wstrzymała wypłatę tej pomocy. Z propozycją Planu Marshalla dla wschodniego sąsiada Unii wystąpił niedawno Polski eurodeputowany Paweł Kowal (Polska Razem). Z kolei Ashton ujawniła, że Unia i USA prowadzą rozmowy na temat planu wsparcia dla Ukrainy, by zaspokoić najpilniejsze potrzeby gospodarcze tego kraju. Warunkiem byłoby jednak rozwiązanie kryzysu politycznego, powołanie rządu technokratów oraz rozpoczęcie reform. Według Ashton na pomoc dla Ukrainy mogłyby się złożyć nie tylko pieniądze, ale także gwarancje kredytowe, inwestycje oraz działania na rzecz stabilizacji hrywny.
Żadne sumy ewentualnego wsparcia na razie jednak nie padły i zdaniem ekspertów jest mało prawdopodobne, by UE była gotowa udzielić Ukrainie pomocy tak dużej, jak życzyłby sobie Janukowycz. Dla niego pomoc z Zachodu, obwarowana surowymi warunkami, z której trzeba się rozliczyć, byłaby pewnie mniej atrakcyjna niż propozycje z Moskwy. - Nie wydaje się, by UE z dnia na dzień była gotowa wyłożyć miliony euro dla Ukrainy, dlatego musi dalej koncentrować się na zakulisowych rozmowach i kontaktach ze społeczeństwem obywatelskim - oceniła Pugsley. - Połowa Ukraińców, zwłaszcza na zachodzie kraju, opowiada się za zbliżeniem z UE, ale ci na wschodzie już nie. UE ma zatem ograniczone możliwości wpływu na sytuację. Rozwiązanie leży przede wszystkim w rękach samych Ukraińców. Będzie to jednak długa gra i nie spodziewam się szybkiego rozstrzygnięcia - dodała ekspertka.
Autor: mtom / Źródło: PAP