Amerykańscy podatnicy wydali już 2,7 miliarda dolarów na kampanię nalotów przeciw Państwu Islamskiemu. Koszt wysłania samolotów i zrzucenia przez nie bomb to dziewięć milionów dolarów każdego dnia.
Opublikowane przez Pentagon dane są pierwszym pełnym zestawieniem kosztów kampanii nalotów przeciw dżihadystom, którą rozpoczęto w sierpniu minionego roku. Wynika z nich, że koszt operacji wzrasta w miarę jej trwania. Zdecydowaną większość środków, około 70 procent, pochłania lotnictwo.
Finansowanie operacji wydaje się jednak niezagrożone. Izba Reprezentantów niedawno odrzuciła poprawkę do projektu budżetu Pentagonu, która odcinała finansowanie kampanii nalotów, dopóki nie zostałaby w sposób jasny wyrażona zgoda Kongresu na prowadzanie tej interwencji militarnej. Administracja Baracka Obamy nie pytała kongresmenów o zgodę na rozpoczęcie operacji.
Tylko powietrze, na lądzie niechętnie
W USA jest jednak silny opór przed wysyłaniem do Iraku sił lądowych. W zamian trafiają tam „instruktorzy i doradcy” oraz działające skrycie siły specjalne. Przewodniczący kolegium szefów sztabów amerykańskich sił zbrojnych generał Martin Dempsey powiedział w czwartek, że na razie nie zgadza się na rozmieszczenie w Iraku personelu wojskowego USA bliżej terenów objętych walkami z IS. Nie wykluczył jednak, że takie rozwiązanie będzie konieczne w przyszłości.
Biały Dom poinformował w środę, że do Iraku wysłanych zostanie do 450 amerykańskich wojskowych, którzy będą doradzać siłom irackim i szkolić je w walce z IS. Będą to doradcy, instruktorzy, logistycy i personel odpowiedzialny za bezpieczeństwo; Amerykanie nie będą uczestniczyć w walkach.
Zgodnie z zatwierdzonym planem USA mają też otworzyć kolejny, piąty ośrodek szkoleniowy w al-Takkaddum w prowincji Anbar, na terenie bazy lotniczej, z której amerykańskie siły korzystały podczas swych działań w Iraku w latach 2003-2011.
Autor: mk//rzw / Źródło: BBC News, PAP
Źródło zdjęcia głównego: USAF