Pentagon ma plan zniszczenia IS w Libii. Biały Dom nie chce skorzystać


Kilkadziesiąt celów i ciągłe naloty na cztery regiony kraju, w których dżihadyści mają według informacji amerykańskiego wywiadu swoje bazy, ośrodki szkoleniowe i arsenały - tak wygląda według "NYT" plan pozbycia się tzw. Państwa Islamskiego z Libii, zaprezentowany administracji Baracka Obamy przez Pentagon.

Jak pisze "New York Times", wojskowi pokazali doradcom prezydenta w Waszyngtonie plan zniszczenia IS w Libii, którą - korzystając z panującego w niej w ostatnich latach chaosu - terroryści zaczęli przekształcać w swoje główne zaplecze w Afryce Północnej.

Plan jest, zgody nie ma

W Libii możliwy jest scenariusz powstania kalifatu podobnego do tego funkcjonującego w Syrii i Iraku - ostrzega Pentagon.

Plan zakłada zmasowane naloty na 30-40 celów, wśród nich na ośrodki szkoleniowe oraz dodatkowe ataki z powietrza w miejscach, w których dochodziłoby do starć miejscowych milicji walczących z islamistami - pisze "The New York Times".

Dziennik zwraca uwagę na to, że plan, który został przedstawiony już 22 lutego, nie zyskał do tej pory poparcia Białego Domu. Administracja Obamy na razie skupia się na wspieraniu Libijczyków, którzy próbują pogodzić się, tworząc wspólnie jeden rząd i parlament. Od 2014 r. w kraju obradują dwa takie gremia. Oba uważają, że są tymi prawowitymi.

Doradcy Obamy sądzą, że interwencja "z zewnątrz" w momencie, w którym w kraju nie funkcjonuje jeden rząd, mogłaby doprowadzić do jeszcze głębszych podziałów i rzucić poszczególne regiony w ręce lokalnych milicji i ich dowódców, którzy skorzystają na zniszczeniu IS.

Pentagon chciałby działać szybciej, wojskowi sądzą bowiem, że w kolejnych miesiącach walka z IS w Libii byłaby już zbyt trudna. Obama i jego doradcy jednak się wahają - dodaje "NYT".

Amerykanie nadrabiają "zaległości" w śledzeniu dżihadystów w północnej Afryce, wysyłając od jesieni w loty zwiadowcze m.in. drony z włoskich baz. Presję wywierają na nich również Brytyjczycy.

Pod koniec lutego Londyn zdecydował o wysłaniu małego oddziału żołnierzy do Tunezji, by pomagać w ochronie jej pustynnej granicy z Libią. Wielu dżihadystów przybywa tam właśnie z Tunezji. Trzech z nich przeprowadziło w ub. roku dwa ataki na zachodnich turystów, zabijając łącznie kilkadziesiąt osób.

Autor: adso/ja / Źródło: New York Times