Dla rozwiniętych demokracji pandemia powinna być wyzwaniem. Dla tych, którym demokracja uwiera, stała się szansą na zacementowanie i tak nieograniczonej władzy. Tak właśnie dzieje się na Węgrzech, gdzie poprzez wprowadzenie stanu wyjątkowego, premier Viktor Orban dostał wymarzone narzędzia do walki z każdym, kto śmie kwestionować jego działanie. Materiał magazynu "Polski i Świat".
W propagandowych filmach znad Dunaju sytuacja wygląda tak: Węgrzy walczą z koronawirusem, a nad wszystkim pieczę trzyma premier Viktor Orban. I nie jest to dalekie od prawdy, bo dzięki koronawirusowym specustawom trzyma państwo w garści. Prof. Bogdan Góralczyk podkreśla, że Orban "nigdy nie ukrywał, że chciałby, żeby Węgry były jak jego partia Fidesz". - Że jest jeden, który stoi i mówi, a reszta stoi i klaszcze. I teraz zamieniono cały kraj w taką sytuację – ocenia politolog z Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego.
"Ktoś, kto gwałci podstawowe prawa, nie powinien korzystać z funduszy pomocowych"
Od dwóch miesięcy na Węgrzech trwa stan wyjątkowy. Wprowadzony w marcu na czas teoretycznie określony - 15 dni, ale w praktyce może być przedłużany o kolejne. O tym, kiedy stan wyjątkowy zostanie zniesiony, decyduje Viktor Orban. Premier do tego rządzi dekretami. Nie ma mowy o żadnych wyborach, a ci, którzy zostaną uznani za wrogów rządowych działań przeciw zarazie, mogą trafić do więzienia nawet na pięć lat.
Unia Europejska jest poważnie zaniepokojona, dlatego w Parlamencie Europejskim przeprowadzono debatę. - Pan Orban był zaproszony i powinien być tutaj, ale skoro go nie ma, to mam pytanie, co ma wspólnego z koronawirusem wypowiedzenie Konwencji Stambulskiej (konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej – red.) – zastanawia się eurodeputowana z Rumunii Ramona Strugariu. Na sesję faktycznie zaproszony był sam premier. Z Budapesztu do Brukseli przybył minister sprawiedliwości.
- Dziś na Węgrzech jest stan wyjątkowy. Rząd zyskał olbrzymie uprawnienia bez jasnej definicji i bezokresowo – zwraca uwagę eurodeputowana z Francji Gwendoline Delbos-Corfield. - Nie może być tak, że ktoś, kto gwałci podstawowe prawa, korzysta z funduszy pomocowych – podkreśla eurodeputowana ze Szwecji Malin Bjoerk.
"Silne poparcie społeczne wywołuje zazdrość innych krajów"
Strona węgierska mogła liczyć na retoryczne wsparcie polskich europosłanek związanych z Prawem i Sprawiedliwością. - Rząd ma silne poparcie społeczne, co wywołuje zazdrość innych krajów członkowskich – mówi w europarlamencie Elżbieta Rafalska. - Historia nas oceni. O czym dzisiaj debatuje Parlament Europejski? Są kraje, które walczą i nie chcą zabić demokracji, tylko zabić koronawirusa. Każdy kraj ma prawo podejmować decyzje, jak chronić własnych obywateli – twierdzi Beata Kempa.
Policja zatrzymała 64-letniego Węgra, który w mediach społecznościowych wyraził obawę, że rząd znosi ograniczenia przed szczytem epidemii, sugerując, że to po to, żeby zakażeń było więcej, a więc żeby był argument za podtrzymaniem stanu wyjątkowego. Tego typu historie niepokoją wspólnotę europejską. Wpis polubiło i podało dalej zaledwie kilkanaście osób. Mimo to mężczyźnie grozi do pięciu lat więzienia.
Liczba zakażonych w tym niemal 10-milionowym kraju wynosi prawie 3400 osób. Stan wyjątkowy trwa.
Źródło: TVN24