Rehman dał premierowi czas do niedzieli na ustąpienie ze stanowiska w związku z - jak tłumaczył - problemami gospodarczymi w kraju.
Lider ortodoksyjnej partii islamskiej zapowiedział, że może spróbować zmusić premiera do dymisji poprzez zorganizowanie masowego marszu na "czerwoną strefę", gdzie znajduje się parlament, rezydencja premiera, rządowe budynki i ambasady - pisze AP.
"Ten tłum może sam aresztować premiera"
W sobotę władze wzmocniły środki bezpieczeństwa wokół dzielnicy rządowej. Dostępu do budynków pilnują jednostki policji i sił paramilitarnych, ustawiono też kontenery na ulicach prowadzących do tej części miasta.
- Ten gigantyczny tłum może sam aresztować premiera w jego domu, jeżeli (Khan - red.) nie zrezygnuje w ciągu dwóch dni - powiedział w nocy z piątku na sobotę Rehman, apelując do pakistańskiego wojska o to, by nie stało po stronie Khana.
Najbardziej radykalne ugrupowanie
Do udziału w proteście są dopuszczeni jedynie mężczyźni. Rehman początkowo odmówił dziennikarkom wstępu na teren miasteczka namiotowego, rozciągającego się na długość ponad kilometra. Zakaz wywołał burzę w mediach społecznościowych i ostatecznie reporterki dostały zgodę na wejście do obozu.
Ugrupowanie Rehmana - Jamaat-e-Ulema-e-Islam (JUI) - to jedno z najbardziej radykalnych ugrupowań politycznych w Pakistanie. Rehman sprzeciwiał się między innymi wprowadzeniu przepisów mających na celu walkę z przemocą wobec kobiet.
Nie boi się gróźb
Lider ugrupowania oskarża też wojsko o wpływanie na wybory parlamentarne w 2018 roku, w których zwyciężyła partia Khana. Składający się z siedmiu konserwatywnych religijnych i prawicowych partii sojusz Rehmana - Zjednoczona Rada Działania - zdobył jedynie 16 miejsc w 342-osobowym Zgromadzeniu Narodowym, niższej izbie parlamentu.
Premier Khan zapowiedział, że nie ulegnie presji ze strony protestujących - nie ustąpi ani nie zwoła przedterminowych wyborów. Dodał, że nie boi się gróźb ze strony Rehmana, wysuwanych pod adresem jego rządu.
Autor: MP/adso / Źródło: PAP