Ostrą amunicją w manifestacje


Antyprezydenckie demonstracje na północy Jemenu zakończyły się rozlewem krwi, gdy siły bezpieczeństwa otworzyły ogień do manifestantów żądających ustąpienia prezydenta Alego Abd Allah Salaha.

Do protestów i starć z siłami bezpieczeństwa doszło w prowincji al-Dżawf na północy kraju. Zginęło w nich dwóch żołnierzy i oficer.

Z kolei w prowincji Marib, gdzie znajduje się kilka pól naftowych i gazowych należących do międzynarodowych firm, podczas protestu napastnik dźgnął nożem gubernatora Nadżiego Zajedi, poważnie go raniąc.

W stolicy kraju Sanie żołnierze i pojazdy opancerzone usiłowały odciąć obóz demonstrantów, w którym od tygodni znajduje się około 20 tysięcy osób. - W każdej chwili spodziewamy się ataku, lecz nie odejdziemy, aż reżim nie upadnie - mówił jeden z protestujących.

Policja strzelała w powietrze w celu rozpędzenia dziesiątków tysięcy protestujących w mieście Taizz, 200 km na południe od Sany. Jak pisze Reuters, trzy osoby zostały ranne, lecz manifestacja była kontynuowana.

Tysiące protestowały również w al-Hawta w prowincji Lahidż. - Al-Hawta jest sparaliżowana. Opozycja wezwała do strajku generalnego, żeby zaprotestować przeciwko represjom wobec demonstrantów - powiedział agencji Reutera prze telefon jeden z manifestantów. Jak dodał, w mieście nieczynne były żadne sklepy, wszędzie widać siły bezpieczeństwa.

10 tysięcy ludzi demonstrowało w południowej prowincji Dalea, gdzie policja często ścierała się z uzbrojonymi grupami walczącymi o secesję.

Już co najmniej 30 ofiar

Według bilansu agencji Reutera, od soboty w starciach zginęło siedmiu demonstrantów i trzech żołnierzy. Liczba zabitych w antyrządowych protestach w Jemenie wzrosła tym samym do ponad 30.

Stany Zjednoczone, które od dawna widzą w Jemenie ważnego sojusznika w walce z Al-Kaidą, potępiły rozlew krwi i poparły prawo do pokojowych demonstracji, zastrzegając że tylko dialog może zakończyć polityczny kryzys w tym kraju.

Prezydent obiecuje

Uczestnicy demonstracji domagają się natychmiastowego ustąpienia rządzącego krajem od 32 lat prezydenta Salaha. Odrzucają propozycję przeprowadzenia referendum w sprawie nowej konstytucji, która miałaby utorować drogę do ustanowienia w kraju systemu parlamentarnego. Uważają, że plan zmian nadszedł zbyt późno i jest zbyt wąski.

Salah obiecał, że odejdzie w 2013 r., kiedy wygasa jego kadencja. W czwartek prezydent zapowiedział, że "nowa konstytucja ma jasno określać rozdział władzy". Na mocy nowej ustawy zasadniczej "zostanie ustanowiony system parlamentarny, dając całą władzę wykonawczą rządowi wybranemu przez parlament pod koniec 2011 lub na początku 2012 roku" - powiedział Salah. Wezwał do utworzenia rządu jedności narodowej w celu przygotowania nowej ordynacji wyborczej.

Źródło: PAP