Największe egipskie ugrupowanie opozycyjne odrzuciło wezwanie prezydenta Mohammeda Mursiego do rozpoczęcia dialogu. W części kraju wprowadzono stan wyjątkowy, godzinę policyjną i rząd wydał nadzwyczajne rozporządzenie pozwalające wojsku aresztować cywilów. Pomimo tego niepokoje na ulicach nie ustają. W poniedziałek w Kairze miała zginąć jedna osoba.
Masowe protesty wstrząsające Egiptem trwają już od pięciu dni. Na ulicach podczas starć z policją i pomiędzy przeciwnikami politycznymi zginęło już kilkadziesiąt osób. W poniedziałek demonstracje trwają.
Według agencji Reutera, powołującej się na źródła w egipskim MSW, na placu Tahrir, gdzie koncentrują się demonstranci, zginął przypadkowy przechodzień trafiony przez zabłąkaną kulę. Nie wiadomo, kto ją wystrzelił.
Nie chcą rozmowy
Próby rozwiązania politycznego dotychczas nie przyniosły efektu. W niedzielę prezydent zaapelował do opozycji o rozpoczęcie dialogu. W poniedziałek oferta została odrzucona. - Dopóki prezydent nie weźmie na siebie odpowiedzialności na najnowszy rozlew krwi i nie obieca utworzenia rządu ocalenia narodowego oraz powołania niezależnego gremium do wprowadzenia zmian w konstytucji, wszelki dialog jest tylko stratą czasu - napisał na Twitterze przywódca opozycji Mohamed ElBaradei. Główna partia opozycyjna oznajmiła, że nie weźmie udziału w zaplanowanej na poniedziałek "pojednawczej" sesji parlamentu, zarządzonej przez prezydenta. Jako warunek brzegowy określono wzięcie przez Mursiego odpowiedzialności za rozlew krwi na ulicach.
Wybuch agresji
Krwawe zamieszki na ulicach trwają w Egipcie od piątku, kiedy przypadała pierwsza rocznica wybuchu rewolty przeciw reżimowi Hosniego Mubaraka. Demonstranci oskarżają Mursiego o zdradę ideałów rewolucji i protestują przeciwko popierającemu go fundamentalistycznemu Bractwu Muzułmańskiemu, które stało się dominującą siłą polityczną od obalenia Mubaraka. W starciach z policją zginęło co najmniej 11 osób. Do najpoważniejszych zamieszek doszło w ciągu weekendu w mieście Port Said, gdzie zginęło ponad 40 ludzi. Przyczyną wybuchu przemocy było skazanie na kary śmierci 21 uczestników zajść po meczu piłkarskim w lutym 2012 roku, kiedy na ulicach miasta zginęły 74 osoby. W niedzielę wieczorem po zajściach, w których zginęły dziesiątki ludzi, Mursi wprowadził stan wyjątkowy w trzech prowincjach nad Kanałem Sueskim - Port Saidzie, Ismaili i Suezie. Jednocześnie ponowił ofertę rozmów z opozycją.
Oferta prezydenta
W przemówieniu do narodu w niedzielę Mursi ostrzegał, że nie zawaha się użyć zdecydowanych środków, aby opanować sytuację w kraju i zapobiec rozlewowi krwi. Zapewniał jednocześnie, że nie oznacza to, iż kraj cofa się do epoki autorytaryzmu i wezwał przywódców opozycji do podjęcia już w poniedziałek dialogu narodowego. Według komunikatu biura prezydenta do pałacu prezydenckiego w Kairze zostali zaproszeni m.in. trzej liderzy głównej koalicji opozycyjnej, Frontu Ocalenia Narodowego: Mohammed ElBaradei, Amr Musa oraz Hamdin Sabahi. Sabahi zażądał od rządzących w Egipcie islamistów położenia kresu przemocy i poszanowania woli narodu. Wyraził przekonanie, że podstawą poważnego dialogu narodowego powinny być polityczne propozycje rozwiązań, a nie rygorystyczne środki bezpieczeństwa.
Autor: mk//kdj / Źródło: PAP, Reuters