Odpowiadają za ponad połowę amerykańskiego arsenału jądrowego i dbają o niego, ukrywając się kilkaset metrów pod powierzchnią wody. Podwodniacy z atomowych okrętów typu Ohio pełnią mało ekscytującą i trudną psychicznie służbę. Miesiącami nie widzą słońca, ich jedyną prywatną przestrzenią jest łóżko nazywane "aluminiową trumną", a ich dzień ma 18 godzin. W takich warunkach nie może dziwić uczucie, jakim otaczają dostępną dla wszystkich maszynę do lodów.
Informacji o tym, jak wygląda życie podwodniaków na okrętach typu Ohio, nie ma za wiele. Jednostki tej klasy, jako najważniejszy element amerykańskiego arsenału jądrowego, są otoczone zasłoną milczenia. Ujawniane są jedynie ograniczone informacje. Jednak niedawno na pokład jednej z nich wszedł z kamerą wojskowy operator, którego nagrania zostały udostępnione przez US Navy.
Tajemnicę otaczającą okręty typu Ohio można zrozumieć, biorąc pod uwagę to, że ich głównym zadaniem jest ukrywanie się w oceanicznych głębinach. Tam mają czekać na ewentualny rozkaz odpalenia 24 rakiet balistycznych Trident II D5, z których każda może przenosić do ośmiu głowic termojądrowych. Mogą to zrobić nie pokazując się na powierzchni.
Każdy taki okręt może uwolnić niszczycielską moc odpowiadającą nawet czterem tysiącom nalotów na Hiroszimę.
Pierwsze kończą się owoce i warzywa
Żeby jednostki typu Ohio spełniały swoje zadanie, przynajmniej kilka musi być zawsze w gotowości. Amerykanie osiągają to w ten sposób, że spośród 14 dostępnych okrętów co najmniej dwa są zawsze na patrolu. Jeden ukryty gdzieś na Atlantyku, a drugi na Pacyfiku. Standardowo taki patrol trwa około dwóch i pół miesiąca, choć zdarzają się dłuższe. W 2014 roku US Navy ujawniła, iż USS Pennsylvania spędziła pod wodą 140 dni, ustanawiając rekord.
Tym, co ogranicza długość patrolu są ludzie i ich psychika oraz konieczność jedzenia. Marynarze ciężko znoszą konieczność przebywania tak długo w klaustrofobicznej stalowej rurze zanurzonej kilkaset metrów pod wodą i w towarzystwie około 140, wciąż tych samych osób. Magazyny okrętowe mają natomiast ograniczoną pojemność. W efekcie jedzenie jest dość monotonne. Świeże warzywa i owoce znikają z menu dość szybko, w ciągu dwóch pierwszych tygodni.
Później jadłospis się stabilizuje i na cztery posiłki w ciągu dnia jest mniej więcej to samo, choć codziennie jest inne z pięciu dań głównych. W niedzielę jest święto - pizza, hamburgery i podobne smakołyki. Wyjątkową czcią i miłością jest otoczona maszyna do robienia lodów, dostępna dla każdego marynarza bez ograniczeń. Podobna do tych, które można zobaczyć w polskich nadmorskich kurortach, gdzie robią "świderki".
Cztery posiłki dziennie wynikają z tego, że marynarze żyją według 18-godzinnej doby. Wachta trwa sześć godzin, po której jest sześć godzin na inne zajęcia a potem sześć godzin odpoczynku. Na okręcie obowiązuje jednak standardowa 24-godzinna doba, zgodnie z którą funkcjonują wszystkie urządzenia i oficerowie, których jest tylko kilkunastu wobec ponad stu podoficerów-marynarzy.
Niebezpieczna toaleta
Wbrew pozorom w czasie miesięcy spędzanych pod wodą załoga się nie nudzi. Godziny poza wachtą wypełnia się nie kończącymi się ćwiczeniami na wypadek sytuacji awaryjnych i bojowych, drobnymi naprawami i sprzątaniem oraz dodatkowo nauką. Praktycznie każdy marynarz stara się podnosić swoje kwalifikacje w celu otrzymania awansu czy dodatkowych kwalifikacji. Oznacza to egzaminy.
Na rozrywkę w rodzaju gier planszowych, kart, gier wideo czy telewizji (przez satelitę - okręt ma wyposażenie do odbierania sygnału nawet pod wodą) czasu jest niewiele. Nie ma też zbytnio miejsca na prywatność. Wszyscy członkowie załogi, poza dowódcą, żyją w "aluminiowych trumnach", czyli kojach będących pudłami wysokimi na jakieś pół metra z jedną ścianką wyjętą i zastąpioną zasłonką. Pod materacem mają mały schowek na swoje rzeczy osobiste i do tego oddzielną szafkę na mundur oraz większe ubrania.
Poza tym dbanie o higienę jest nieco utrudnione ograniczonymi zapasami wody. Trzeba ją odsalać przy pomocy energii z reaktora. Prysznic trzeba brać na modłę "podwodniacką", czyli oblać się wodą w ciągu kilku sekund, wyłączyć ją, namydlić się, a na koniec w kilka sekund opłukać. Dla Amerykanów wychowanych w rzeczywistości, gdzie oszczędzać takich rzeczy jak woda nie trzeba, jest to coś wyjątkowego.
Dodatkowo toaleta kryje w sobie poważne zagrożenie. To, co znajdzie się w misce klozetowej jest spuszczane do komory zbiorczej, która co jakiś czas jest opróżniana i ląduje za burtą przy pomocy sprężonego powietrza. Jeśli podczas tej operacji, ktoś spróbuje spuścić wodę, zostanie potraktowany potężnym gejzerem fekaliów wystrzeliwującym z odpływu i będzie musiał wszystko posprzątać.
Atmosfera staje się ciężka
Życie w zamkniętej puszce pod wodą nie sprzyja też atmosferze, dosłownie. Powietrze jest zapewniane podobnie jak na statkach kosmicznych. Maszyny ciągle je filtrują, usuwając między innymi wydychany przez ludzi dwutlenek węgla. Ewentualne braki uzupełnia tlen produkowany z wody. Cały proces uzdatniania powietrza, choć czyni je nadającym się do oddychania, sprawia jednak, że jest ono przesiąknięte lekką wonią amoniaku wykorzystywanego przez maszyny.
Na pokładzie okrętów typu Ohio znajduje się też mała siłownia, gdzie marynarze mogą zadbać o formę, co nie jest łatwe w tak bardzo ograniczonej przestrzeni. Umieszczono ją w niecodziennym miejscu - w przedziale rakietowym. Urządzenia treningowe stoją pomiędzy silosami z pociskami Trident II.
Problem ze zdrowiem? Na pokładzie standardowo nie ma żadnego lekarza - tylko przeszkolony medyk. Musi zajmować się wszystkim, od niestrawności po operacje wyrostka robaczkowego. W skrajnej sytuacji okręt musi się wynurzyć i wezwać pomoc, która zazwyczaj przybiera formę śmigłowca z lądu lub innego okrętu.
Na dwie zmiany
Po spędzeniu w takich warunkach około 80 dni, załoga może liczyć na drugie tyle względnego odpoczynku. Każdy okręt typu Ohio ma dwie załogi nazywane "Niebieska" i "Złota", które zmieniają się na pokładzie. Kiedy jedna siedzi ukryta gdzieś pod wodą, druga jest na brzegu przechodząc szkolenia i mając urlop. Sam okręt pomiędzy patrolami spędza w bazie około miesiąca, chyba, że potrzebuje większego remontu lub napraw.
Tym sposobem jednostki typu Ohio mogą być jak najdłużej ukryte pod wodą, gdzie są bezpieczne i w razie czego wykonać swoje zadanie, czyli wysłać w kierunku wroga salwę rakiet z głowicami termojądrowymi.
Autor: Maciej Kucharczyk/adso / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US Navy