Rozpoczynający się w niedzielę w Chicago szczyt NATO ma być największym i jednym z najważniejszych w historii Sojuszu Północnoatlantyckiego. Rozstrzygnąć się mają dalsze losy wojny w Afganistanie, która staje się kluczowym testem skuteczności aliansu.
Ponad pół setki przywódców Zachodu i jego sprzymierzeńców zbiera się w Wietrznym Mieście na dwudniową naradę, poświęconą międzynarodowemu bezpieczeństwu i trwającej już jedenasty rok afgańskiej wojnie, z której Zachód chce się za dwa lata ostatecznie wycofać.
W Chicago przywódcy NATO mają ustalić jak afgańską ewakuację przeprowadzić razem i zgodnie z ustalonym jeszcze w 2010 roku planem, który zakłada, że zagraniczne wojska zostaną wycofane w 2014 roku.
Niepowodzenia w afgańskiej wojnie i pogłębiający się kryzys gospodarczy sprawiają, że przywódcom Zachodu coraz trudniej zachować cierpliwość oraz urzędową zgodę i optymizm.
Klucz w ręku Hollande'a?
Jednym z bohaterów szczytu będzie nowy prezydent Francji Francois Hollande, który pragnąc przelicytować Nicolasa Sarkozy'ego w walce o władzę obiecał rodakom, że wycofa wojska francuskie z Afganistanu jeszcze przed końcem roku 2012. W Chicago złamie albo wyborczą obietnicę, albo wcześniejsze zobowiązanie koalicyjne swego kraju.
Wycofując wojska i nie zważając na wcześniejsze zobowiązania, Francja da zły przykład innym, którzy także, myśląc wyłącznie o własnych interesach politycznych i finansowych, mogliby decydować się na afgańską rejteradę. były amerykański dyplomata James Dobbins
Generałowie NATO zapewniają, że wycofanie 3,5 tys. francuskich żołnierzy nie wpłynie na sytuację wojskową w Afganistanie. Były amerykański dyplomata James Dobbins ostrzega jednak przed precedensem: wycofując wojska i nie zważając na wcześniejsze zobowiązania, Francja da zły przykład innym, którzy także, myśląc wyłącznie o własnych interesach politycznych i finansowych, mogliby decydować się na afgańską rejteradę. USA podpowiadają Francji, by nawet wycofując przed terminem wojska z Afganistanu, pozostawiła tam swoich doradców i instruktorów wojskowych.
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi...
Drugim, kto wie czy nie poważniejszym powodem do sojuszniczych kłótni będą spory o to, kto i ile powinien łożyć na utrzymanie afgańskiej armii, która w 2014 roku zluzuje zachodnie wojska i przejmie na siebie walkę z rebeliantami.
Amerykanie obliczyli, że 300-tysięczna afgańska armia przez najbliższe 10 lat będzie kosztowała Zachód ponad 4 mld dolarów rocznie. Choć to znacznie mniej niż udział w afgańskiej wojnie (samych Amerykanów kosztuje to ok. 100 mld dolarów rocznie), zachodni sojusznicy nie spieszą się z płaceniem.
Amerykanie obiecują dawać co roku 2 mld dolarów, pół miliarda mają płacić sami Afgańczycy. Na pozostałą kwotę mają się zrzucić inne państwa koalicji. Na razie obietnice złożyli tylko Niemcy (ok. 200 mln dolarów rocznie), Brytyjczycy (ponad 100 mln dolarów) i Australia (100 mln dolarów).
Polski wkład
Od Polski zachodni sojusznicy oczekują, że co roku będzie płaciła ok. 20 mln dolarów. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski uważa, że koszty utrzymania afgańskiego wojska powinny przejąć na siebie te państwa, które nie posłały swoich żołnierzy na wojnę do Afganistanu, a są żywotnie zainteresowane, by kraj ten nie stanowił więcej zagrożenia dla międzynarodowego bezpieczeństwa.
Wojna Zachodu?
Takie kraje to choćby światowe mocarstwa Chiny, Rosja i Indie, od których przywódcy NATO oczekują po zaledwie 10 mln dolarów rocznie. Rosja czy Chiny uważają i te żądania za absurd, ponieważ afgańską wojnę uznają za wojnę Zachodu. NATO liczy też, że do zrzutki na afgańskie wojsko przyłączy się Japonia, Korea Płd. czy państwa Zatoki Perskiej.
Zachód myśli tylko o tym, by wycofać się z Afganistanu tak szybko, jak tylko się da. A nawet szybciej. Nick Witney z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych
Jeśli w Chicago nie uda się zebrać 4 mld dolarów na afgańskie wojsko, trzeba je będzie znacznie zmniejszyć. Mniej liczne, gorzej uzbrojone i wyszkolone może jednak nie poradzić sobie z rebeliantami, a wtedy całą 10-letnią afgańską wojnę przyjdzie uznać za klęskę Zachodu.
Wychodzić czy nie wychodzić?
Na sukcesie szczytu w Chicago najbardziej zależy gospodarzowi, prezydentowi USA Barackowi Obamie, który sposobi się do jesiennej walki o reelekcję. W bliskim jego sercu mieście chciałby przekonać rodaków, że jest prawdziwym mężem stanu, przywódcą Zachodu, który wyplącze Amerykę z afgańskiej wojny, tak jak wyplątał ją wcześniej z wojny w Iraku.
- Zachód myśli tylko o tym, by wycofać się z Afganistanu tak szybko, jak tylko się da. A nawet szybciej - powiedział przed spotkaniem w Chicago Nick Witney z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych.
Z kolei sir William Patey, który właśnie wrócił z Kabulu, gdzie pełnił obowiązki ambasadora Wielkiej Brytanii ostrzegał kilka dni temu w "Daily Telegraph", że "Zachód popełni historyczny, monstrualny błąd", jeśli po 2014 roku zapomni o Afganistanie i odmówi mu pomocy. "Całe te dziesięć lat wojny pójdzie na marne" - przestrzegał brytyjski dyplomata.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum TVN24, zdj. nato.int