Zbliżający się termin 24 listopada wyznaczony jako ostateczna data osiągnięcia porozumienia mocarstw z Teheranem, to okazja do przypomnienia historii irańskiego programu nuklearnego, którego początki wcale nie są związane z muzułmańskimi radykałami i spadkiem po islamskiej rewolucji 1979 roku, ale sięgają przełomu lat 50. i 60. XX wieku i amerykańskiego programu "Atom dla Pokoju".
Pierwszy reaktor jądrowy, o charakterze badawczym, sprzedała Irańczykom bowiem amerykańska administracja przy aprobacie dwóch kolejnych prezydentów – Johna F. Kennedy'ego oraz Lyndona B. Johnsona. Waszyngton od 1967 roku, od momentu włączenia teherańskiego reaktora, aż do roku 1979 przesyłał Irańczykom paliwo jądrowe umożliwiające badania nad rozwojem energetyki atomowej.
Ta była bowiem oczkiem w głowie niepodzielnego władcy Iranu, szacha Mohammada Rezy Pahlawiego, który łączył w sobie dwie sprzeczności – z jednej strony chciał modernizować Iran, do czego niezbędna była mu energia atomowa, a przy tym w sposób niebywały wręcz ignorował społeczne napięcia, tłumiąc je brutalnie przy pomocy tajnej policji.
Zamiłowanie do technicznych nowinek i niemal maniakalna chęć modernizowania armii (szach kupował np. najnowocześniejsze myśliwce, choć nie miał kto na nich latać) połączona z atomem musiała zaś zaowocować pragnieniem posiadania bomby atomowej. Choć szach nigdy oficjalnie takiej chęci światu nie ogłosił (Iran przystąpił nawet do Układu o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej [NPT]), to jego współpracownicy, w tym niedoszły ojciec bomby dr Akbar Etemad, nie pozostawiają wątpliwości – szach chciał mieć nuklearny arsenał.
Współpraca z Zachodem
Droga do niego szła przez współpracę ze Stanami Zjednoczonymi i Izraelem, ale wobec oporów Waszyngtonu i Tel Awiwu do dzielenia się swoimi tajemnicami (mimo że za czasów szacha Iran i Izrael były największymi sojusznikami w regionie), szach skierował swoje kroki ku Europie. To Europejczycy mieli mu wybudować pierwsze cywilne siłownie atomowe. Reszta, program wojskowy, miała być ich konsekwencją.
Za budowę w latach 70. reaktora w Buszerze wzięli się Niemcy. Tak energicznie, że już w 1974 był on niemal gotowy. Sukcesu i wielkich pieniędzy Niemcom pozazdrościli Francuzi i to oni mieli zacząć budowę drugiej elektrowni, pod Ahwazem. Pomocną dłoń wyciągnęli też Hindusi i niezawodni Amerykanie, którzy wzięli na siebie szkolenie specjalistów z dziedziny atomistyki.
Ajatollahowie przejmują władzę
Ambitne plany atomowe szacha zupełnie rozmijały się jednak z prawdziwymi, bardziej przyziemnymi oczekiwaniami jego obywateli, więc w 1979 roku znienawidzoną za represje i korupcję monarchię spotkał dramatyczny koniec. Na scenie, po islamskiej rewolucji, pojawili się nowi gracze – ajatollahowie. Najważniejszy z nich, przywódca rewolucji i duchowy ojciec narodu, ajatollah Ruhollah Chomeini, nie okazał się jednak entuzjastą energii atomowej i jej wojskowego potencjału. Po pierwsze, Chomeini w pierwszych miesiącach i latach władzy rewolucji miał zupełnie inne zmartwienia na głowie z koniecznością zduszenia opozycji na pierwszym planie. Po drugie, w wyniku rewolucji setki wykształconych naukowców uciekły z kraju, a setki innych zostały stracone za konszachty z upadłym reżimem. Po trzecie, wystraszone rewolucją zachodnie koncerny do Iranu nie chciały wracać. Po czwarte zaś, choć nie mniej ważne, Chomeini miał przeciwko broni atomowej zastrzeżenia teologiczne – uważał, że broń zadająca śmierć niewinnym cywilom w czasie wojny nie jest godna muzułmanina. Irański program atomowy został zawieszony.
Irak uzmysławia realia
Rzeczywistość szybko jednak zweryfikowała religijne ideały. Krwawa wojna z Irakiem prowadzona w latach 1980-1988 uzmysłowiła Teheranowi, że podobny konflikt może przełamać na swoją korzyść jedynie dzięki bombie atomowej. W połowie lat 80. ruszyły więc pierwsze nieśmiałe próby powrotu do zatrzymanego programu, co nie było łatwe ze względu choćby na brak naukowców i wojenne zniszczenia. Na Zachodzie pomocy nie było co szukać, więc oczy Irańczyków zwróciły się na Wschód – do Chin, Rosji i Pakistanu. Szczególnie pomocny okazał się Pekin, dostarczając materiałów rozszczepialnych i zobowiązując się do przekazania planów zakładów przetwarzających uran. Tajne umowy z Pakistanem pozwoliły z kolei na szkolenie Irańczyków. Ujawnione już w XXI wieku rozległe nielegalne interesy (choć prowadzone prawdopodobnie za zgodą Islamabadu) ojca pakistańskiej bomby atomowej dr Abd al-Kadera Chana pokazały, że to zapewne od niego Irańczycy nauczyli się budować i obsługiwać niezbędne do wzbogacania uranu wirówki (aby uran był użyteczny do zbudowania bomby musi być wzbogacony do 90 proc.).
Motorem wszystkich działań był prezydent Ali Akbar Haszemi Rafsandżani, który sprawował swój urząd do 1997 roku. Ukoronowaniem jego atomowych starań było ostateczne podpisanie w 1995 roku umowy z Rosjanami na budowę reaktora atomowego w Buszerze, w tym samym miejscu, w którym ponad 20 lat wcześniej zaczęli budować Niemcy.
Rewelacje od opozycji
Przez kolejne lata irański program atomowy nie gościł na czołówkach gazet, a współpraca z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej układała się pomyślnie. Przełom przyniósł rok 2002, gdy emigracyjna Narodowa Rada Oporu ogłosiła, że Teheran buduje dwa obiekty nuklearne w Natanz i Araku. Oszukana MAEA wysłała do Iranu inspektorów, którzy potwierdzili doniesienia o nielegalnym programie atomowym, nie znajdując jednak przy tym dowodów na jego militarny charakter. Niemniej Teheran postawiony pod presją i groźbą międzynarodowych sankcji zgodził się w listopadzie 2004 roku na zastopowanie programu wzbogacania uranu w zamian za zachodnią pomoc techniczną.
Na scenę wchodzi Ahmadineżad
Porozumienie przetrwało nieco ponad rok. W kwietniu 2006 roku, nowy, bardziej radykalny od poprzednika Mohammada Chatamiego, prezydent Mahmud Ahmadineżad ogłosił wznowienie programu wzbogacania uranu. Rozpoczęła się karuzela wzajemnych oskarżeń, gróźb i sankcji. Ich serię rozpoczęła Rada Bezpieczeństwa ONZ w grudniu 2006 roku. Do dziś łącznie cztery pakiety oenzetowskich sankcji utrudniają Iranowi pozyskiwanie sprzętu i technologii związanych z programem atomowym. Zakazują też sprzedaży do Iranu materiałów i technologii związanej ze wzbogacaniem paliwa atomowego i pracami nad pociskami rakietowymi. Sankcje ograniczają też transakcje z irańskimi bankami, a w szczególności z irańskim bankiem centralnym, nakładają ograniczenia na osoby związane z programem atomowy, a od czerwca 2010 roku wykluczają także sprzedaż broni do Iranu.
Sankcje bez skutku
Sankcje i naciski nie powstrzymały jednak Teheranu. Choćby we wrześniu 2009 roku prezydent USA Barack Obama, premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown i prezydent Francji Nicolas Sarkozy ujawnili istnienie tajnego podziemnego zakładu w pobliżu położonego w pobliżu miasta Kom, w centralnej części Iranu. Iran kolejny raz odpowiedział, że nie złamał żadnych międzynarodowych ustaleń i twierdził, że laboratorium zostało ukryte, aby chronić je przed potencjalnymi nalotami. MAEA przeprowadziła jednak inspekcję tej instalacji i stwierdziła, że po ukończeniu budowy wewnątrz niej znajdzie się miejsce dla 3 tysięcy wirówek. Sytuacja uległa dalszemu zaostrzeniu.
Na krawędzi wojny
Raport MAEA z 8 listopada 2011 roku mówił o uzyskanych przez Agencję "wskazówkach" stwierdzających, że do 2010 roku Iran realizował różne projekty i przeprowadzał eksperymenty mające na celu opracowanie głowicy atomowej. Agencja przyznała, że niektóre z prowadzonych potajemnie prac, o które podejrzewa się Iran, mogły mieć cele pokojowe, ale wiele wskazuje na to, że eksperymenty mają też zastosowanie wojskowe. W raporcie wyrażono opinię, że niektóre z tych prac mogą być kontynuowane. Zabrakło jednoznacznego stwierdzenia, że Iran pracuje nad bronią atomową oraz ewentualnej prognozy, kiedy mógłby wejść w jej posiadanie.
Iran odrzucił raport jako ”umotywowany politycznie”. - Iran nie cofnie się ani na krok w swoim programie atomowym - ogłosił Mahmud Ahmadineżad, a ambasador Iranu przy MAEA, Ali Aszgar Soltanieh, powiedział, że kraj "nigdy nie zrezygnuje ze swojego prawa" do rozwijania programu nuklearnego. Soltanieh oświadczył również, że raport jest "nieobiektywny i nieprofesjonalny".
Raport wzbudził poważne zaniepokojenie na Zachodzie. Waszyngton od razu zagroził sankcjami (wprowadzono je w grudniu), podobnie jak Unia Europejska, a Izrael coraz śmielej zaczął dawać do zrozumienia, że irański program atomowy można powstrzymać jedynie zbrojnie. W odpowiedzi Najwyższy Przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei ostrzegł, że potencjalni wojskowi agresorzy spotkają się z ”mocnym uderzeniem i "żelazną pięścią".
Tym samym na przełomie roku 2011 i 2012 Iran i Zachód stanęli wobec najpoważniejszego kryzysu od lat. Świat zastygł w oczekiwaniu na rozwój sytuacji, a pisane przez analityków i komentatorów scenariusze nie wykluczały militarnego rozwiązania sytuacji, szczególnie z udziałem coraz bardziej zaniepokojonych Izraelczyków.
Podróż na dno
Tym razem jednak konflikt został zażegnany, choć Iran poniósł wizerunkową klęskę, Zachód zaś zdecydował się dalej iść szlakiem sankcji, aż do zmuszenia Teheranu do współpracy. Szczególnie dotkliwe okazały się sankcje Unii Europejskiej z 2012 roku, które zakazywały importu ropy naftowej, odcinając reżim ajatollahów od ogromnych pieniędzy. UE postanowiła też zamrozić rachunki irańskiego banku centralnego. Do tego doszły jeszcze sankcje amerykańskiej nałożone na sektor naftowy i banki oskarżone o prowadzenie interesów z Teheranem.
Sankcje nałożone na irańską naftę okazały się dewastujące. Podczas gdy jeszcze w 2011 roku Teheran eksportował 2,2 mln baryłek ropy dziennie, po wprowadzeniu obostrzeń, w połowie roku 2013, liczba ta spadła do zaledwie 700 tys. baryłek, co tylko w 2012 roku oznaczało stratę co najmniej ok. 26 miliardów dolarów, choć niektórzy mówią nawet o 40 miliardach. Inflacja przekroczyła 30 proc., a gospodarka znalazła się w recesji.
Jako że dochody z ropy stanowiły gros dochodów irańskiego budżetu, kraj nawiedził poważny kryzys gospodarczy, który przełożył się na nastroje społeczne. W ich efekcie podczas czerwcowych wyborów prezydenckich zwycięzcą okazał się Hasan Rowhani, który opowiadał się - wbrew polityce Ahmadineżada - za rozmowami z Zachodem. Jego sukces nie byłby oczywiście możliwy bez poparcia ajatollaha Aliego Chameneiego, który również doszedł do wniosku, że "Paryż wart jest mszy", a rozmowy z Zachodem, w tym z amerykańskim "Wielkim Szatanem", mogą przynieść więcej pożytku niż strat.
Po objęciu urzędu Rowhani zmienił ton, choć nigdy nie podważył "prawa" Iranu do atomu, i rozmowy z Zachodem nabrały rozpędu. Już w sierpniu Rowhani oznajmił, że jest gotów powrócić do negocjacji w formule 5+1 (pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ – USA, Rosja, Chiny, Wielka Brytania i Francja oraz Niemcy), które za prezydentury Ahmadineżada zakończyły się niczym.
Genewski sukces. Co dalej?
Rozmowy ruszyły w połowie października w Genewie i przebiegały na tyle pomyślnie, że już 24 listopada doszło do zawarcia tymczasowego porozumienia, które miało poprzedzić stałe porozumienie.
W ramach genewskiego porozumienia Iran zadeklarował wstrzymanie programu wzbogacania uranu, w tym instalacji zaawansowanych technicznie wirówek, a także zatrzymania prac nad reaktorem do produkcji plutonu. Zobowiązał się do dopuszczenia do zakładów nuklearnych inspektorów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) i zgodny ze światowymi standardami monitoring tych miejsc.
W zamian sześć mocarstw zadeklarowało złagodzenie obowiązujących sankcji gospodarczych na sumę około 7 mld USD. Chodzi o pozwolenie na sprzedaż ropy, przyznanie Iranowi licencji na naprawy i przeglądy techniczne swej cywilnej floty powietrznej, częściowe zniesienie ograniczeń w obrocie złotem, innymi metalami szlachetnymi i samochodami. W ramach czasowej umowy Irańczycy uzyskają także dostęp do 4,2 mld dolarów na rynkach międzynarodowych.
Porozumienie, które weszło w życie 20 stycznia 2014 roku, zawarto na 6 miesięcy. W tym czasie Grupa 5+1 oraz Iran miała zawrzeć całościową umowę, która miała uśmierzy obawy mocarstw co do irańskich intencji, a jednocześnie zachowa prawo do energii atomowej dla Teheranu. W lipcu okazało się jednak, że obie strony nie doszły do porozumienia, które satysfakcjonowałoby obie strony.
W tej sytuacji, zamiast zrywać rozmowy, Iran i mocarstwa postanowiły przedłużyć rozmowy o kolejne miesiące. Tym razem ostateczny termin zakończenia rozmów wyznaczono na 24 listopada.
Autor: Maciej Tomaszewski / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: CC BY SA Wikipedia | www.farahpahlavi.org, Daniella Zalcman, http://www.rouhani.ir/