Obama liczy szable na Kapitolu. Pogrążą go partyjni koledzy?

Przed bitwą z Asadem bitwa na KapitoluWikipedia | Lawrence Jackson

Obama odwołuje podróż do Kalifornii i gorączkowo liczy "szable" w Kongresie przed głosowaniami nad rezolucją pozwalającą uderzyć na Syrię. Bo porażka będzie jego osobistą klęską. Choć komisja Senatu zagłosowała za interwencją w Syrii, pozostają wątpliwości, czy także Izba Reprezentantów udzieli na nią zgody prezydentowi USA. Jeden z think tanków podliczył, że ok. 200 kongresmenów publicznie wyrażało swój sprzeciw lub silny sceptycyzm.

Podczas gdy Obama przebywa na szczycie G20 w Rosji, Biały Dom zakomunikował, że prezydent w przyszłym tygodniu nie poleci do Kalifornii, tylko pozostanie w Waszyngtonie i będzie starał się budować poparcie dla rezolucji autoryzującej militarny atak na Syrię. A jej losy są w rękach kilkudziesięciu niezdecydowanych członków Izby Reprezentantów z obu partii.

Ponadpartyjny sprzeciw

Problemem Obamy jest to, że liberalni demokraci, zwykle najpewniejsi jego sojusznicy, w sprawie Syrii są w dużej części przeciwni lub wahają się.

Ocenia się, że 50 ze 100 senatorów nie ujawniło jeszcze publicznie swojego zdania na temat interwencji w Syrii. Według "Washington Post" 34 z nich to demokraci. Dziennik wylicza też, że na 433 członków Izby Reprezentantów 103 jest niezdecydowanych. 62 z nich to demokraci.

Duże znaczenie mają żywe obawy o to, że uderzenie w Asad będzie tylko początkiem i skończy się tak, jak z Irakiem i Afganistanem. Administracja Obamy próbuje rozproszyć te obawy. - To nie Irak. To nie Afganistan. To nawet nie Libia - przekonywał w MSNBC Tony Blinken, zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego.

Oczekuje się, że Senat będzie głosował w przyszłym tygodniu. Przywódca demokratycznej większości Harry Reid zapowiada, że będzie to najprawdopodobniej środa. Jeśli Senat powie "tak", rezolucja trafi do Izby Reprezentantów.

Kto za, kto przeciw, kto...

Lewicowy think tank ThinkProgress przeanalizował publiczne oświadczenia ponad 400 kongresmenów Izby Reprezentantów i doszedł do wniosku, że "200 parlamentarzystów albo zdecydowanie odrzuciło wsparcie interwencji, albo powiedziało, że najprawdopodobniej jej nie poprze". "Tylko 49 z 400 członków Izby Reprezentantów powiedziało, że na pewno bądź najprawdopodobniej zagłosuje +za+" - czytamy w opublikowanej w czwartek analizie.

Aż 151 kongresmenów publicznie powiedziało, że nie wie jeszcze, jak zagłosuje; natomiast w przypadku 33 członków Izby Reprezentantów nie udało się uzyskać informacji o ich stanowiskach. Autorzy analizy zastrzegają, że w sumie aż 361 kongresmenów nie zdecydowało, bądź może jeszcze zmienić stanowisko. Te liczby odzwierciedlają zapowiedzi ekspertów, że w zdominowanej przez opozycyjnych republikanów Izbie Reprezentantów prezydentowi Barackowi Obamie znacznie trudniej będzie uzyskać zgodę na ograniczoną interwencję wojskową niż w Senacie, gdzie większość mają demokraci.

Papierek lakmusowy

Środowe przesłuchanie ws. Syrii w komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów pokazało, że Obamę mogą zawieść także niektórzy demokraci, zwłaszcza z liberalnego skrzydła. Głośno wyrażali wątpliwości co de sensu interwencji.

- Gdybym miał głosować dziś, to powiedziałbym "nie" - powiedział prominentny kongresmen demokratów Emanuel Cleaver z Missouri. - Musimy wziąć pod uwagę dwie sprawy - tłumaczył reprezentujący Nowy Jork Haakeem Jeffries. - Prestiż administracji, którą silnie popieramy, kontra niekończący się konflikt na Bliskim Wschodzie, który - jeśli wojna wybuchnie - stanowi zagrożenie dla życia ludzi, których reprezentujemy. W środę komisja spraw zagranicznych Senatu przyjęła już swe stanowisko, zgadzając się na użycie siły w Syrii. Rezolucja zastrzega, że działania będą prowadzone w ograniczonym zakresie (bez udziału żołnierzy wojsk lądowych) i czasie (do 60 dni, a prezydent będzie mógł ją przedłużyć o kolejne 30, chyba że Kongres wyrazi sprzeciw). Ale poparcie dla rezolucji nie było imponujące. Za głosowało 10, a przeciw 7 senatorów. Głosowanie pokazało też, że linia podziałów nie przebiega idealnie wzdłuż partii politycznych. Za głosowało siedmiu demokratów i trzech republikanów. Dwóch demokratycznych senatorów przyłączyło się natomiast do pięciu republikanów, którzy zagłosowali przeciw.

Ukarać Asada

Administracja USA od kilku dni usilnie zabiega w Kongresie o zgodę na ograniczoną interwencję w Syrii. Przeprowadzone są wielogodzinne przesłuchania w komisjach parlamentarnych, briefingi telefoniczne, spotkania za zamkniętymi drzwiami, na których pokazywane są objęte klauzulą tajności dowody, że to reżim Baszara el-Asada użył 21 sierpnia pod Damaszkiem broni chemicznej zabijając ponad 1400 osób. Sekretarz stanu John Kerry i szef Pentagonu Chuck Hagel przekonywali też, że brak reakcji USA podważyłby wiarygodność Stanów Zjednoczonych i stanowiłby zagrożenie bezpieczeństwa narodowego USA i ich sojuszników, jak Izrael czy Jordania. Parlamentarzyści nie kwestionowali dowodów, że to reżim Asada - jak twierdzi rząd USA - użył gazów bojowych wobec własnych obywateli. Nastrój podczas przesłuchań w Kongresie pokazuje, że - pomni wojny w Iraku - boją się, że konflikt w Syrii mógłby przerodzić się w długą i kosztowną dla USA w ofiary wojnę, której nie chce społeczeństwo. Według wtorkowego sondażu Pew Research Center, tylko 29 proc. Amerykanów popiera uderzenie na Syrię, a 48 proc. jest temu przeciwnych. - Niektórzy mówią, że bombardowanie to nie wojna. Miejmy nadzieję, że nie będzie ofiar po naszej stronie. Ale nie możemy udawać, że nie rozpoczynamy wojny - powiedział republikański senator Randal Paul, który zagłosował przeciw rezolucji. To on przewodzi najbardziej przeciwnemu interwencji skrzydłu Partii Republikańskiej, związanemu z Tea Party. W przeciwieństwie do tzw. jastrzębi, ci tzw. minimaliści opowiadają się za ideą izolacjonizmu w polityce zagranicznej USA.

[object Object]
Wielu Syryjczyków wymaga pilnej pomocy humanitarnejReuters
wideo 2/22

Autor: //gak / Źródło: reuters, pap

Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia | Lawrence Jackson

Tagi:
Raporty: