Prezydent Barack Obama nie ustaje w wysiłkach na rzecz reformy prawa o posiadaniu broni. Wystąpił w debacie telewizyjnej z przeciwnikami i zwolennikami reformy oraz wezwał kandydatów na prezydenta USA, by poparli zaostrzenie kontroli osób kupujących broń.
W artykule opublikowanym w dzienniku "New York Times" Obama zapowiedział, że nie zagłosuje na żadnego kandydata, choćby demokratę, który nie popiera reformy prawa o dostępie do broni. Przekonywał, że 90 proc. Amerykanów popiera taką reformę i dlatego "wybiorą przywódcę na jakiego zasługują".
Ograniczenie dostępu do broni
Ponadto prezydent USA wystąpił w czwartek wieczorem czasu lokalnego w debacie zorganizowanej w Fairefax w stanie Wirginia przez telewizję CNN, w której odpowiadał na pytania zwolenników i przeciwników reformy o prawie do posiadania broni. Obama bronił w niej ogłoszonych przez siebie we wtorek regulacji, które maja utrudnić wejście w posiadanie broni w niepowołane ręce - przestępcom, czy osobom chorym psychicznie, poprzez zaostrzenie wymogu przeprowadzania kontroli osób kupujących broń.
- Szanuję drugą poprawkę do konstytucji (gwarantującą prawo do posiadania broni - red.) dla tych, którzy chcą posiadać broń dla własnej obrony. Ale powinniśmy trzymać broń poza zasięgiem osób, które chcą krzywdzić innych - powiedział Obama. Jak mówił, obecnie "wielki odsetek" transakcji sprzedaży broni odbywa się bez odpowiednich kontroli kupujących, a "jedna na trzydzieści osób" nabywających broń w internecie to kryminalista. Przypomniał, że co roku w wyniku postrzelenia z broni w USA ginie około 30 tys. osób (w tym dwie trzecie w wyniku samobójstwa - red.). - Niechby udało nam się tę liczbę obniżyć choćby do 28 tys., to już będzie postęp - ocenił.
Opór zwolenników broni
Obama skrytykował krajowe stowarzyszenie posiadaczy broni - National Rifle Association (NRA), że wmawia ludziom, iż rząd chce im odebrać broń i nie chce uznać obowiązku rządu do dbanie o bezpieczeństwo obywateli. Argumentował, że tak jak wprowadzono obowiązek pasów bezpieczeństwa czy poduszek powietrznych w samochodach, dzięki czemu liczba śmiertelnych ofiar na drogach radykalnie spadła, tak rząd powinien robić co w jego mocy, by ograniczyć przemoc z udziałem broni palnej. Obama powiedział, że wielokrotnie próbował zaprosić NRA do dyskusji o reformie prawa o broni, ale zawsze odmawiali. CNN poinformowała, że NRA zrezygnowała też z zaproszenia z udziału w czwartkowej debacie. Ta niezwykle wpływowa organizacja od lat lobbuje w Kongresie przeciwko wszelkim regulacjom zmierzającym do ograniczenia prawa do posiadania niektórych typów broni czy wprowadzenia powszechnego obowiązku kontrolowania osób kupujących broń.
Kongres, pod wpływem NRA, zablokował też wprowadzenie nowoczesnych technicznych rozwiązań, które uniemożliwiłyby użycie broni przez inną osobę niż właściciel, co zdaniem ekspertów mogłoby też ograniczyć nieszczęśliwe wypadki z użyciem broni przez dzieci.
Po latach bezskutecznych apeli do Kongresu o reformę prawa o broni, Obama ogłosił w tym tygodniu zmiany w tym zakresie w ramach uprawnień prezydenckich, niewymagających zgody parlamentarzystów. Najbardziej znacząca ma na celu usunięcie luki prawnej, która umożliwia kupowanie broni na wiejskich targach bez obowiązku poddawania się jakiejkolwiek kontroli.
Nowe przepisy
Zgodnie z zapowiedziami Obamy, wszystkie osoby "zaangażowane w działalność biznesową" polegający na sprzedaży broni palnej będą musiały uzyskać specjalną licencję oraz przeprowadzać kontrole osób kupujących broń. W przeciwnym wypadku grozić im będzie kara pozbawienia wolności do pięciu lat lub grzywny w wysokości do 250 tys. dolarów. Ale - jak przyznała federalna agencja ds. alkoholu, tytoniu i broni (ATF) - ten wymóg w dalszym ciągu nie będzie stosowany wobec osób, które tylko "okazjonalnie" odsprzedają lub wymieniają się bronią, czyli np. kolekcjonerów, którzy chcą pozbyć się części swej kolekcji. Administracja nie była w stanie podać jak często lub ile broni kolekcjoner musiałby sprzedawać, by być traktowany jako sprzedawca broni podlegający obowiązkowi zdobycia specjalnej licencji. Broniąc swej propozycji Obama zapewniał w czwartek, że każdy, kto sprzedaje broń "dla zysku" będzie musiał uzyskać odpowiednią licencję. Obama ogłosił też, że broni nie będą mogli kupować w internecie przestępcy. Eksperci zwrócili jednak uwagę, że prawo federalne już teraz nakłada na licencjonowanych sprzedawców obowiązek sprawdzania klientów pod kątem tego czy byli w przeszłości karani, niezależnie od tego, czy sprzedaż ma miejsce w tradycyjnym sklepie czy online. Problem w tym, że skazanym udaje się to prawo obchodzić, kupując broń od osób prywatnych, a nie licencjonowanych sprzedawców.
Więcej ofiar niż na wojnach
Ogłoszone przez Obamę działania obejmują też zatrudnienie dodatkowych 200 urzędników odpowiedzialnych za modernizację systemu kontroli oraz bazy danych kupujących, tak by broń rzadziej wpadała w ręce kryminalistów oraz osób chorych psychicznie. Obama przyznał, że jego działania nie wyeliminują masowych strzelanin, ale są "krokiem naprzód, by ograniczyć przemoc z użyciem broni". Niemniej sceptycy oceniają, że w rękach Amerykanów jest już ponad 300 mln sztuk broni, więc nawet zaostrzenie prawa do jej posiadania nie zmieni radykalnie sytuacji. Tylko w ciągu ostatnich czterech lat w USA więcej osób poniosło śmierć w wyniku postrzelenia z broni palnej (włączając w to samobójstwa i nieszczęśliwe wypadki) niż w wojnach w Korei, Wietnamie, Afganistanie i Iraku razem wziętych.
Autor: mk/ja / Źródło: PAP