Syn kierowcy limuzyny i manikiurzystki był cichy, spokojny, w liceum i na studiach nie wyróżniał się zupełnie niczym, nie pamiętają go specjalnie nauczyciele i - w ogóle - wykładowcy. Do ubiegłego roku pracował jako urzędnik w banku, ale pewnego dnia zniknął.
Wyruszył na Bliski Wschód i dołączył do tzw. Państwa Islamskiego. Nie wiadomo, czego się spodziewał po terrorystach, ale to, co zobaczył, mu się nie spodobało. Uciekł więc i - choć udaje się to niezwykle rzadko - uszedł z życiem.
W marcu schwytali go Kurdowie i ujawniając te informacje zauważyli, że choć przebywał w Syrii, na motocyklu udało mu się dojechać aż do północnego Iraku, do granicy tamtejszego Kurdystanu.
Nim 26-latka przekazano władzom amerykańskim, nakręcono o nim krótki materiał. Kurdowie pytali go w nim o to, dlaczego dołączył do IS. Nie odpowiedział. Stwierdził zaś, że "bardzo ciężko mu się wśród nich [terrorystów - red.] żyło" i dlatego uznał, że ta wojna nie jest dla niego.
Z powrotem w domu też jednak nie zazna spokoju. Otwarto już przeciwko niemu śledztwo. Stanie przed sądem i w wieku 26 lat, mając na koncie kilka mandatów za przechodzenie na czerwonym świetle, niezapłacone rachunki i uczestnictwo w wojnie w Syrii. Jedyna perspektywa, która się będzie przed nim rysować, to ciasna cela i długie, spędzone w niej lata.
Autor: adso\mtom / Źródło: Washington Post
Źródło zdjęcia głównego: Fairfax County Police Department
Temat: Państwo Islamskie