Potężny amerykański Lockheed LC-130 został wezwany na pomoc australijskiej misji na Antarktydzie po tym, jak płynący po nich lodołamacz stracił liny w trakcie przerwy w rejsie i ugrzązł na tzw. Oceanie Południowym.
Lodołamacz płynął przez wiele dni z Australii, by zabrać z krainy lodu 30 naukowców i inżynierów prowadzących tam na co dzień badania.
LC-130 na ratunek
Na miejsce nie dopłynął. Aurora Australis z załogą i 68 członkami kolejnej misji naukowej utknęła w lodzie, gdy w czasie jednego z postojów zerwały się liny stabilizujące jednostkę. Lodołamacz musiał przerwać rejs, bo nad region nadciągnęły straszliwe burze śnieżne uniemożliwiające żeglugę.
O ile statek sobie poradzi, załoga ma bowiem na pokładzie potrzebny prowiant, a sama jednostka wyjdzie z tarapatów, o tyle 30 osób w bazach Davis i Casey znajduje się właściwie w pułapce. Przebywanie poza nimi dłużej niż kilkanaście, kilkadziesiąt godzin nie jest możliwe. Temperatury na Antarktydzie sięgają -50 stopni C. W tej sytuacji Australijczycy poprosili o szybką pomoc Amerykanów.
Dowództwo US Air Force zdecydowało o wysłaniu w misję ratunkową jednego ze swoich LC-130. Samolot wyposażony w masywne narty i dopalacze pozwalające na uzyskanie dodatkowej mocy ułatwiającej start ze śniegu lub lodu w skrajnie trudnych warunkach, ma wylądować na Antarktydzie w kolejnych dniach.
Czas dla naukowców uwięzionych w bazie się nie kończy. Jest tam bezpiecznie, jednak nietrudno sobie wyobrazić, że po miesiącach spędzonych na zupełnym pustkowiu i w izolacji, chcą oni jak najprędzej wrócić do domów.
Amerykański samolot ma ich przetransportować do jednej z baz na Oceanie Indyjskim, a stamtąd na kontynent przewiezie ich samolot australijskich służb morskich.
W tym czasie misja naukowca z lodołamacza Aurora Australis powinna wznowić rejs w kierunku dwóch baz. Jeżeli to się nie uda, naukowcy zostaną ewakuowani wcześniej i lodem podążą do znajdującej się bliżej stacji badawczej Mawson.
Autor: adso//gak / Źródło: NBC News
Źródło zdjęcia głównego: wikipedia.org