Rząd w Tokio nakazał swojej flocie wykonanie niewidzianego od prawie wieku pokazu siły - podaje agencja Reutera. Największy japoński okręt - Izumo - ma wyruszyć w długi rejs, którego nie można zinterpretować inaczej niż jako wyzwanie rzucone pod adresem Chin. Okręt ma spędzić na morzu trzy miesiące, krążąc między innymi po wodach, które Pekin uznaje za swoje.
Izumo ma wyruszyć w swój najdłuższy rejs w maju, twierdzi agencja Reutera, powołując się na swoje źródła. Ma odwiedzić między innymi Filipiny, Indonezję, Singapur, Sri Lankę. Ostatecznie dopłynie do Indii, gdzie weźmie udział w dużych ćwiczeniach z flotą amerykańską i indyjską. - Celem jest przetestować możliwości wykonania przedłużonej misji przez Izumo. Będzie ćwiczyć z US Navy na Morzu Południowochińskim - stwierdził informator agencji. Oficjalnie japońska flota, nazywana formalnie Morskimi Siłami Samoobrony (w duchu pacyfistycznego nastroju narzuconego Japonii przez USA po przegranej wojnie), sprawy nie komentuje.
Sygnał do wielu państw w regionie
Ćwiczenie załogi i sprawdzenie nowego okrętu, który jest w linii dopiero od dwóch lat, będzie na pewno ważną korzyścią z tego rejsu. Nie ulega jednak wątpliwości, że będzie on miał też wielkie znaczenie w sferze dyplomatycznej. Zwłaszcza jako sygnał pod adresem Chin, które z Japonią intensywnie rywalizują, przede wszystkim na morzach. Izumo będzie pływał po Morzu Południowochińskim, które Pekin w znacznej części uznaje za swoje. Dodatkowo Japończycy chcą tam ćwiczyć z US Navy, której okręty regularnie drażnią Chińczyków. Amerykanie wysyłają swoje jednostki tam, gdzie formalnie pozwala im prawo międzynarodowe, nie uznając różnych roszczeń Chin. Japończycy najwyraźniej chcą to robić z nimi, wysyłając sygnał pod adresem Pekinu. Japoński okręt ma też zawinąć na Filipiny, gdzie obecnie trwa swoista walka o wpływy pomiędzy Chinami a USA. Do niedawna Filipińczycy byli mocno skonfliktowani z Chińczykami o wyspy na Morzu Południowochińskim, jednak nowy prezydent Rodrigo Duterte znacząco złagodził postawę swojego kraju. Osłabił kurs na sojusz z USA i stara się balansować pomiędzy nimi a Chinami. Japończycy, jako bliscy sojusznicy Stanów Zjednoczonych i rywale Chin, najwyraźniej chcą przyłączyć się do "przekonywania Filipin" do kursu antychińskiego. Według informatora agencji Reutera Duterte został zaproszony do złożenia wizyty na Izumo, kiedy ten zawinie do amerykańskiej bazy Subic Bay na Filipinach. Filipińczyk nie zadeklarował, czy skorzysta z oferty. Powiedział na konferencji prasowej jedynie: - Jeśli będę miał czas. Izumo ma dodatkowo odwiedzić kilka innych państw, które pozostają w nie najlepszych stosunkach z Pekinem i obawiają się jego rosnącej potęgi. Najważniejszym będą na pewno Indie, które starają się z nim rywalizować, rozbudowując swoją flotę, ale pozostają daleko w tyle za Chinami. Z tego powodu wspólne ćwiczenia amerykańsko-indyjsko-japońskie będą wymowne.
Największy japoński okręt
Znaczenia całej misji dodaje fakt wysłania na nią Izumo. To największy i potencjalnie najsilniejszy okręt floty Japonii, choć na razie ma celowo ograniczone zdolności. Japończycy projektując i budując go nie byli jeszcze w stanie zdobyć się na całkowite zerwanie ze swoją pacyfistyczną konstytucją i rozmyślnym ograniczaniem zdolności ofensywnych swojego sprzętu. Dlatego Izumo jest określany jako "niszczyciel śmigłowcowy" i formalnie ma służyć od obrony konwojów czy innych okrętów przed okrętami podwodnymi. Jest jednak przygotowany do stania się małym lotniskowcem, choć o bardzo ograniczonej sile uderzeniowej. Mogą na nim bowiem stacjonować nowe amerykańskie myśliwce skróconego startu i pionowego lądowania F-35B. Japończycy na razie ich nie kupili, ale niewykluczone, że zrobią to, jeśli pogorszą się ich relacje z Chinami.
Izumo jest największym japońskim okrętem zbudowanym od czasów II wojny światowej. Ma 248 metrów długości i w pełni załadowany waży 27 tysięcy ton. Na ostatnim etapie testów jest jego bliźniak, Kaga, który ma wejść do służby jeszcze wiosną.
Autor: mk/adso / Źródło: Reuters, tv24.pl
Źródło zdjęcia głównego: MO Japonii