Przerażające poparzenia, ludzie umierający od choroby popromiennej, morza ruin i wypalone na nich ludzkie "cienie" pozostawione przez osoby, które były kilkaset metrów od epicentrum eksplozji. Takie ujęcia nakręciły dwie ekipy filmowców - Japończyków i Amerykanów - dokumentujących skutki zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki. Skutki działania nowej "cudownej" broni były tak przerażające, że nagrania oznaczono, jako "ściśle tajne" i ukryto na dekady.
Bomby atomowe były szczytowym osiągnięciem amerykańskiej techniki wojskowej podczas II Wojny Światowej. Zbudowano je olbrzymim nakładem sił i środków podczas Programu Manhattan, który kosztował USA równowartość około dwóch miliardów dolarów, co w latach 40-tych było bajońską sumą. Dla porównania: najnowocześniejsze amerykańskie lotniskowce z tamtego okresu kosztowały zaledwie około 70 milionów dolarów.
Owocem Programu Manhattan była "cudowna" broń, która miała ostatecznie powalić wrogów USA na kolana. Szóstego i dziewiątego sierpnia 1945 jej działanie odczuły japońskie miasta Hiroszima i Nagasaki.
Przy okazji 68. rocznicy tamtych wydarzeń przedstawiamy fragmenty nagrań skutków nalotów, które przez dekady były tajne, a do dzisiaj pozostają praktycznie nieznane szerszej publiczności.
Pierwsi świadkowie
W eksplozjach dwóch bomb atomowych, prymitywnych na obecne standardy, zginęło od 150 do 250 tysięcy ludzi. Dokładna liczba ofiar nigdy nie zostanie poznana, ze względu na wojenny chaos i brak dokładnych danych na temat liczby ludności przebywającej ówcześnie w obu zaatakowanych miastach. Znaczne połacie Hiroszimy i Nagasaki zostały zrównane z ziemią.
Ponieważ broń atomowa była nowością, dokładne skutki jej działania pozostawały niewiadomą. Pierwsi do ich dokumentowania zabrali się Japończycy. Kilka dni po oficjalnej kapitulacji drugiego września, do Nagasaki pojechała ekipa z japońskiej wytwórni filmów dokumentalnych i propagandowych Nippon Eigasha. Kilka dni później druga pojechała do Hiroszimy. Oba zespoły nakręciły najbardziej uderzający materiał ukazujący skutki eksplozji bomb. Większość kiepskiej jakości czarnobiałych zdjęć wykonano w niewiele ponad miesiąc po ataku.
Kiedy 15 września pierwsze materiały wysłano do Tokio, główny producent wytwórni Nippon Eigasha, Akira Iwasaki, był wstrząśnięty. Jak przyznał później, "każda klatka pozostała wypalona w moim mózgu". Na nagraniach uwieczniono drastyczne zdjęcia zwłok spalonych w stopniu uniemożliwiającym rozpoznanie, zebrane stosy nadpalonych kości, które były jedyną pozostałością po ofiarach, ciężko poparzonych pacjentów w szpitalach, czy wypalone na budynkach cienie ludzi znajdujących się blisko epicentrum.
Japończycy dokumentowali tragedię przez ponad miesiąc. 25 października do jednej z ekip w Nagasaki podszedł amerykański żandarm i kazał natychmiast przerwać nagrywanie. O inicjatywie Nippon Eigasha dowiedziało się dowództwo okupacyjne, które wydało rozkaz skonfiskowania całych nagrań i ich utajnienia. Ponad osiem kilometrów taśmy filmowej zostało odebrane Japończykom i wysłane do USA. Narażając się na ciężkie kary filmowcy potajemnie skopiowali nagrania i ukryli na wiele lat.
Sktuki horroru w kolorze
Jednocześnie skutki swojego ataku chcieli uwiecznić Amerykanie, aby móc dokładnie je zbadać i ocenić skuteczność bomb atomowych. Zadanie to powierzono zespołowi porucznika lotnictwa Danielowi McGovernowi, którego wysłano do obu miast jeszcze we wrześniu. Badając sytuację na miejscu Amerykanin dowiedział się o konfiskacie materiałów stworzonych przez Japończyków. Udało mu się przekonać dowództwo, że będą one bardzo przydatne i dostał do nich dostęp, zanim wysłano je do USA. Wraz z częścią ekipy Nippon Eigasha zmontował z nich krótki film dokumentalny.
Na dodatek wiosną 1946 roku do Hiroszimy i Nagasaki przyjechały zespoły amerykańskich filmowców, wyposażonych w najnowocześniejszą technologię filmu kolorowego, które rozpoczęły pracę pod kierownictwem McGoverna.
Jednym z członków ekipy był Herbert Sussan. - Nic nas nie mogło przygotować na to co tam zobaczyliśmy. Byliśmy jedynymi ludźmi, którzy mieli możliwość odpowiedniego udokumentowania tego holokaustu. Miałem wrażenie, że jeśli my nie uwiecznimy tego horroru, nikt tak na prawdę nie będzie w stanie zrozumieć tego, co tam się stało - powiedział po latach filmowiec.
Po około miesiącu prac amerykańskiemu zespołowi nakazano wracać do ojczyzny. Zabrali z sobą około 30 kilometrów taśmy z nagraniami wykonanymi przez siebie i gotowy film stworzony na podstawie czarnobiałego materiału Japończyków.
Po powrocie zaczęły się problemy. Gdy nagrania zobaczyli wyżsi rangą przedstawiciele Pentagonu, zdali sobie sprawę, jak dramatyczny efekt może to przynieść, gdy nagrania pozna opinia publiczna. W dobie gwałtownego rozwoju arsenału jądrowego USA, szeregu planowanych próbnych eksplozji i wzrostu napięć z ZSRR, niechęć do broni atomowej nie była pożądana.
Amerykanie mieli też odczuwać wyrzuty sumienia. - Zawsze wydawało mi się, że ludzie z Komisji Energii Atomowej (nadzorującej Projekt Manhattan) czuli się źle z tym, że zrzuciliśmy bomby. Podobnie ci z lotnictwa. Ludzie z Pentagonu mówili, że nie chcą pokazać społeczeństwu, jakie skutki ich broń ma na kobietach, dzieciach i starcach. Czuli się źle ze swoim grzechem - twierdził po latach McGovern w rozmowie z Gregiem Mitchellem, autorem książek i filmów o obu atakach atomowych.
Dekady milczenia
Ostatecznie oba materiały, czarnobiały japoński i kolorowy amerykański, utajniono. Nadano im klauzulę "Secret" i schowano w magazynach. McGovern przez lata osobiście doglądał filmów, czując się odpowiedzialny za ich zachowanie dla potomności. Potajemnie skopiował materiał japoński, bojąc się, że zaginie w machinie wojskowej biurokracji. Okazało się, że miał rację. Do dzisiaj oryginałów nie odnaleziono. Jedynie potajemnie wykonana kopia jest dostępna.
Niezależnie od starań McGoverna, Sussan prowadził swoją krucjatę o ujawnienie filmów. Przez ponad dwie dekady nie wskórał nic. Materiały pozostały tajne i do mediów nie przebiły się nawet małe wyimki. Dopiero w latach 60-tych, dzięki staraniom władz Japonii, odtajniono materiał nakręcony przez Japończyków. Po cichu w 1968 roku kopię wysłano do Tokio, gdzie fragmenty pokazano w mediach. Nie wiadomo, co stało się z kopią wykonaną przez japońskich filmowców.
Kolorowy materiał amerykański był trzymany w tajemnicy jeszcze dłużej, do końca lat 80-tych. Wcześniej pokazywano jedynie wyjęte z niego klatki. Pentagon miał ciągle być negatywnie nastawiony do pokazywania całości nagrań, pomimo tego, że oficjalnie były jawne. Jak mówi McGovern, w mediach pokazywano jedynie wyrywki. Nie chciano bowiem pokazywać całości nagrań, uznanych za zbyt drastyczne. Dopiero w XXI wieku praktycznie cały materiał trafił do internetowej bazy danej National Archives, oraz pokazano go w filmie dokumentalnym "Original Child Bomb".
Zamieszczone powyżej materiały są fragmentami nagrań wykonanych przez ekipy amerykańskich filmowców wiosną 1946 roku. Wszystkie są nieme, bowiem nigdy nie zostały zmontowane i przygotowane do pokazania publicznego.
Nagrań japońskich nie publikujemy w większych fragmentach z uwagi na drastyczność. Obok tekstu są wybrane klatki z materiału zmontowanego na zlecenie McGoverna.
Autor: Maciej Kucharczyk//kdj / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: US Dep. of Defense/National Arichves