"Każdy rezultat wyborów ukraińskich będzie tak czy inaczej zły dla Rosji"


Rozczarowanie Ukraińców brakiem odczuwalnych zmian w kraju i powszechne zmęczenie klasą polityczną - tym tłumaczy amerykańska prasa zwycięstwo aktora Wołodymyra Zełenskiego w pierwszej turze wyborów prezydenckich na Ukrainie. Rosyjski "Kommiersant" nie wyklucza mimo to, że drugą turę wyborów prezydenckich może wygrać Petro Poroszenko.

Po podliczeniu danych zawartych w ponad 50 proc. protokołów z lokali wyborczych Zełenski zdobył 30,2 proc. głosów, zaś ubiegający się o reelekcję prezydent Poroszenko - 16,64 proc.

Druga tura wyborów prezydenckich na Ukrainie odbędzie się 21 kwietnia.

Cząstkowe wyniki I tury wyborów prezydenckich na Ukrainie

"Zełenski ma szansę, by z drugiej tury uczynić referendum w sprawie rządów Poroszenki"

Zełenski - komik telewizyjny grający w serialu nauczyciela, który niespodziewane zostaje szefem państwa i musi rozprawić się z oligarchami - "czerpał z głębokiego niezadowolenia [w ukraińskim społeczeństwie - red.] z powodu niemrawej gospodarki, korupcji i niezakończonej wojny na wschodzie kraju z rosyjskimi siłami i wspieranymi przez Kreml rebeliantami" - podkreśla "Washington Post".

Choć od proeuropejskiej rewolucji na Ukrainie minęło już pięć lat, Rosja nadal okupuje Krym, a wojna w Donbasie według szacunków ONZ pochłonęła życie ok. 13 tys. osób - przypomina dziennik.

Cytowany przez gazetę Balazs Jarabik z amerykańskiego think tanku Carnegie Endowment for International Peace ocenia jako ważne, że według wyników pierwszej tury Zełenski "ma sporą przewagę w każdym regionie kraju, w tym na zachodzie", a to znaczy, że "Zełenski ma szansę, by z drugiej tury uczynić referendum w sprawie rządów Poroszenki, zamiast głosowania przeciwko (prezydentowi Rosji Władimirowi) Putinowi, jak chciałby Poroszenko".

"Głosowanie na Ukrainie oferuje wyborcom realny wybór"

"New York Times" zauważa, że żaden z kandydatów nie przedstawił w kampanii wyborczej szczegółowego rozwiązania najpoważniejszych problemów wyborców: niskich pensji, bezrobocia, konfliktu na wschodzie kraju. Cytowany przez dziennik Robert Brinkley, były ambasador Wielkiej Brytanii w Kijowie, wskazuje zaś, że Zełenski "radzi sobie dobrze, bo na Ukrainie powszechne jest poczucie wyobcowania od polityki i klasy politycznej", co - jak podkreśla Brinkley - "nie jest charakterystyczne tylko dla Ukrainy".

"Fakt, że Ukraina działa jak prawdziwa demokracja, choć niepozbawiona problemów, bywa często wskazywany jako najważniejszy być może aspekt tych wyborów. W przeciwieństwie do potiomkinowskich wyborów w sąsiedniej Rosji czy na Białorusi, głosowanie na Ukrainie oferuje wyborcom realny wybór i nie przesądza wyniku" - konkluduje nowojorski dziennik.

"Każdy rezultat wyborów ukraińskich będzie tak czy inaczej zły dla Rosji"

I turę wyborów na Ukrainie skomentowała także prasa w Rosji. "Kommiersant" w reportażu z wyborów powołuje się na opinie ekspertów ukraińskich i relacjonuje, że ich zdaniem urzędujący prezydent może pokonać Zełenskiego w drugiej turze. Zaznacza przy tym, że to, kto wygra drugą turę, "zależy nie tylko od jakości kandydatów, ale i od tego, czyje poparcie zdołają sobie zapewnić w okresie przed głosowaniem" 21 kwietnia.

"Kommiersant" zaznacza przy tym, że 27 października na Ukrainie odbędą się wybory parlamentarne, co - jak zauważa - oznacza, że kampania prezydencka przejdzie w parlamentarną. "Biorąc pod uwagę fakt, że Ukraina jest dzisiaj republiką parlamentarno-prezydencką, kontrola nad Radą Najwyższą (parlamentem) jest bardzo ważna, bo to właśnie ona wyznacza premiera" - podkreśla rosyjski dziennik.

"Znajdujemy się w procesie ostatecznego i nieodwracalnego rozwodu"

"Moskowskij Komsomolec" ocenia, że "każdy rezultat wyborów ukraińskich będzie tak czy inaczej zły dla Rosji" i przyznaje: "w szóstym roku sporu dwóch słowiańskich sióstr nowy - lub stary - prezydent Ukrainy nie tylko nie może być politykiem prorosyjskim, ale nawet i po prostu przyjaźnie nastawionym do Rosji". Ewentualne zwycięstwo Poroszenki w wyborach "MK" nazywa "najmniej optymalnym" dla Moskwy.

"Władimir Putin lubi powtarzać, że w Rosji i na Ukrainie żyje ten sam naród. Nie zgadzam się z tą tezą. Kiedyś rzeczywiście byliśmy jednym narodem, ale teraz już nim nie jesteśmy, bo znajdujemy się w procesie ostatecznego i nieodwracalnego rozwodu" - pisze publicysta "MK" Michaił Rostowski.

Jego zdaniem, Rosja i Ukraina "prędzej czy później będą musiały przejść drogą, którą sto lat wcześniej poszły Wielka Brytania i Irlandia". Zastrzega przy tym, że aby odnieść sukces na czele swego kraju, każdy prezydent Ukrainy powinien "wykazać się gotowością do pójścia na kompromisy z oponentami swojego państwa". Poroszenko - według publicysty "MK" - idzie drogą ustępstw "wobec najbardziej nacjonalistycznych i ekstremistycznych sił wewnątrz społeczeństwa ukraińskiego".

"Prawomocność rezultatów głosowania wywołuje bardzo duże wątpliwości"

W dzienniku "Izwiestia" komentator Denis Denisow ocenia, że "potwierdzają się najbardziej negatywne prognozy dotyczące fałszerstw i naruszeń, które towarzyszą wyborom" na Ukrainie. "Prawomocność rezultatów głosowania wywołuje bardzo duże wątpliwości" - ocenia autor komentarza i dodaje, że "kurczy się możliwość uznania" tych wyników.

Rosyjski parlamentarzysta Konstantin Kosaczow powiedział w niedzielę wieczorem, że na razie za wcześnie jest, by wypowiadać się na temat uznania przez Rosję wyników ukraińskich wyborów, ale też oświadczył, że nie wyklucza "żadnych wariantów". Wcześniej do nieuznania wyników wezwał szef populistyczno-nacjonalistycznej Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (LDPR) Władimir Żyrinowski.

Autor: ft\mtom / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: