Polski podróżnik Marcin Gienieczko nie poddaje się w walce z największą rzeką świata, Amazonką. W sportowym stylu pokonał odcinek między brazylijskimi portami Tabatinga i Tefé. - Teraz płynę do Coari, ale nie będę do miasta wpływał, raczej je opłynę. Cel to Manaus - zapowiada Gienieczko.
Podczas wyprawy Energa Solo Amazon Expedition Marcin Gienieczko próbuje o własnych siłach dokonać trawersu Ameryki Południowej pokonując 7 tys. km od zachodniego do wschodniego wybrzeża, od Pacyfiku do Atlantyku, pokonując Andy i przepływając w canoe największą rzekę świata, Amazonkę.
- Z Tabatinga płynąłem typowo sportowo. Jednego dnia zrobiłem 136 km i byłem bliski pobicia 140 km, ale kiedy płynąłem nocą, już po 19-tej, wpadły mi jakieś insekty do oka. Tak mnie bolało i piekło, że praktycznie nic nie widziałem i musiałem się zatrzymać - relacjonował Gienieczko.
Wszędzie woda
- Amazonka od granicy brazylijskiej zrobiła się duża, ale to nie jest problem, bo pływałem po dużych rzekach- opowiadał podróżnik. - Problemem jest to, że nie ma gdzie rozbić namiotu, bo wszystko jest zalane. Poziom wody w lipcu jest bardzo wysoki - wyjaśniał.
- Narzuciłem duże tempo, jestem już bardzo zmęczony. Miałem niewielkie wymioty i kłucia koło serca, które są oznakami zmęczenia - nie krył podróżnik. - Dopłynąłem do Tefé i spotkałem się z Marynarką Wojenną Brazylii. Od tego miejsca będą mi towarzyszyć - kontynuował.
Asysta profesjonalna
- Będziemy płynąć według wytycznych ich dowódcy, spotykać się co 80-100 km na rzece, aż do Manaus - dodał. - Marynarka Brazylii bardzo mnie życzliwie przyjęła, są pomocni i dobrze, że będą mi towarzyszyć. Będę przepływał przez region bardziej zaludniony, a tym samym będę w strefie pirackiej, więc miło jest mieć ich u boku - przyznał Gienieczko.
- Widziałem duże pająki w wodzie i 6 węży, których się trochę boję, bo nie wiadomo co zrobią. Czasami płyną obok mnie, a czasami łeb z wody podnoszą. Ja uznaję, że wszystkie są groźne i szybko zmykam - przyznał podróżnik.
"To dla mnie jest bardzo ciężkie"
- Około 12-tej zawsze czuję się zmęczony, pot zalewa oczy i czuję się senny tak, że aż przysypiam - relacjonował. - W tej wyprawie liczy się świt i zmierzch. Wyprawa jest czysto sportowa, zależy mi na ukończeniu, ale i dobrym wyniku, ale jak to będzie? Zobaczymy - nie ukrywał podróżnik. - Niestety rzeka jest już wolniejsza i nie wiem, czy będę w stanie mógł dalej takie mieć wyniki. Jak dziennie będę pokonywał około 90 km, to będzie super. Najważniejsze być zdrowym - podkreślił Gienieczko. - Martwię się o mojego synka, który zachorował. To dla mnie jest bardzo ciężkie: ja płynę, walczę, żeby szybko zakończyć ten spływ w godnym stylu, a moje dziecko choruje i tęskni za tatą - przyznał.
Cel: Manaus
- Teraz płynę do Coari, ale nie będę do miasta wpływał, raczej je opłynę. Cel to Manaus. Teraz rzeka się powiększa... i daj Boże dopłynąć do Manaus. Tam czeka na mnie polski Ksiądz Grzegorz Paderewski i Honorowy Konsul RP w Manaus Jose Moura - zapowiedział Gienieczko.
Autor: M.Bohdanowicz (m.bohdanowicz@tvn.pl) / Źródło: TVN 24 / Energa Solo Amazon Expedition
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 / Energa Solo Amazon Expedition | TVN 24 / Energa Solo Amazon Expedition