Zamieszki w Bejrucie, ponad 230 rannych, zabity policjant, okupacja ministerstw

Aktualizacja:
Źródło:
BBC, Reuters, PAP

Tysiące Libańczyków, wściekłych na swoich przywódców politycznych, wyszło na ulice Bejrutu. Protesty mają miejsce cztery dni po ogromnej eksplozji w porcie, w której zginęło co najmniej 158 osób. Protestujący starli się z policją i zaczęli okupować budynki ministerstw. W zamieszkach zginął funkcjonariusz, a ponad 230 osób zostało rannych.

Demonstranci zgromadzili się w sobotę na placu Męczenników w centrum Bejrutu nieopodal libańskiego parlamentu. Wznosili hasła wzywające do "upadku reżimu" i obwiniające polityków o tragiczną eksplozję w porcie. Potężny wybuch wstrząsnął we wtorek Bejrutem, powodując śmierć co najmniej 158 osób i raniąc około 6 tysięcy. Władze libańskie jako jego przyczynę podawały dotąd pożar składowanych w porcie niebezpiecznych chemikaliów. Eksplozja spowodowała olbrzymie zniszczenia i pozbawiła dachu nad głową około 300 tysięcy osób.

CZYTAJ WIĘCEJ. Co wiemy o eksplozji w porcie w Bejrucie >>>

Demonstracja szybko przerodziła się w starcia z siłami bezpieczeństwa. Aby powstrzymać ludzi przed przedostaniem się przez barykady w stronę parlamentu, policja najpierw użyła gazu łzawiącego, gumowych kul, a potem także ostrej amunicji, co potwierdził rzecznik policji. Relacje światowych telewizji pokazywały krwawiących ludzi z ranami postrzałowymi.

W starciach zginął jeden policjant, a ponad 230 osób odniosło obrażenia. Ponad 60 poszkodowanych wymagało hospitalizacji. Na placu Męczenników podpalono ciężarówkę, na tłum spadały również fajerwerki. Późnym wieczorem siły bezpieczeństwa przejęły kontrolę nad placem, rozpylając duże ilości gazu łzawiącego.

Nieufność wobec władz

Eksplozja ponownie wznieciła głęboko zakorzenioną złość obywateli na, ich zdaniem, nieudolną i skorumpowaną klasę polityczną. Rząd obiecał znaleźć odpowiedzialnych za wybuch, ale w Libanie panuje ogromny poziom nieufności wobec władz. W październiku zeszłego roku przez kraj przeszła fala protestów antyrządowych, napędzana kryzysem gospodarczym oraz załamaniem waluty.

Dwóch ministrów, którzy w ostatnich dniach próbowali odwiedzić bardzo zniszczone dzielnice, zostało stamtąd wypędzonych.

- Po trzech dniach sprzątania, usuwania gruzu i lizania naszych ran… nadszedł czas, aby nasz gniew wybuchł i ich ukarał - powiedział agencji AFP przed sobotnimi protestami Fares Halabi, 28-letni aktywista.

Demonstracja połączyła jeden z najbardziej zniszczonych obszarów w pobliżu portu z placem Męczenników, centrum zeszłorocznych protestów antyrządowych. Niektórzy demonstranci wznieśli sztuczną szubienicę na Placu Męczenników, aby pokazać swój stosunek do przywódców politycznych kraju.

Wtargnięcie do budynków ministerstw

Ostra reakcja sił bezpieczeństwa nie powstrzymała części demonstrantów, którzy wtargnęli do budynków ministerstw spraw zagranicznych, gospodarki, środowiska, energii, a także Stowarzyszenia Banków w Libanie. Przeprowadzili także szturm na bejrucki ratusz. Protestujący zapowiedzieli okupację gmachów przynajmniej do niedzieli.

Demonstrujący skandowali hasła przeciwko rządowi i politycznemu establishmentowi - poinformowali agencję Reuters świadkowie. Demonstranci spalili również portret prezydenta Michela Aouna. - Zostajemy tutaj. Wzywamy Libańczyków, aby okupowali wszystkie ministerstwa - powiedział jeden z demonstrantów przez megafon.

Oprócz pokazania gniewu miasta marsz miał również na celu upamiętnienie ofiar katastrofy.

Prezydent Libanu Michel Aoun odrzucił wezwania do międzynarodowego śledztwa w sprawie eksplozji. Powiedział, że lokalne władze zbadają, czy jej przyczyną mogła być "zewnętrzna ingerencja", taka jak bomba.

"Ludzie mają prawo być wściekli"

W reakcji na sobotnie wydarzenia premier Libanu Hasan Diab zapowiedział w orędziu telewizyjnym, że w poniedziałek złoży wniosek o przedterminowe wybory. Polityk stwierdził, że to jedyne wyjście z kryzysu, w którym znalazł się kraj, a Liban potrzebuje "nowych elit i nowego parlamentu". Nie jest jednak jasne, czy inicjatywa ma poparcie sił tworzących rządzącą koalicję, w tym politycznego skrzydła Hezbollahu.

- Wzywam wszystkie partie, by nie stały na przeszkodzie do odbudowania Libanu - powiedział premier.

Diab przyznał również, że "ludzie mają prawo być wściekli", a wtorkowa eksplozja 2,7 tysięcy ton saletry amonowej w porcie w Bejrucie była rezultatem "lat korupcji". Szef libijskiego rządu dodał, że "rozumie, że protesty nie dotyczą jedynie sprawy wybuchu".

Autorka/Autor:mart, tas/tr

Źródło: BBC, Reuters, PAP

Tagi:
Raporty: