|

"Kocham wasze dzieci takimi, jakimi są, gdyż są dziećmi Bożymi"

Papież Franciszek do rodziców osób LGBT: Bóg kocha wasze dzieci, ponieważ są one dziećmi Boga
Papież Franciszek do rodziców osób LGBT: Bóg kocha wasze dzieci, ponieważ są one dziećmi Boga
Źródło: Ivan Romano/Getty Images

Pytanie o naturę orientacji homoseksualnej, o ocenę moralną aktów homoseksualnych i wreszcie o miejsce osób LGBT we wspólnotach chrześcijańskich dzieli i będzie dzieliło chrześcijan. Wbrew powierzchownym opiniom nie jest to bowiem "tylko" pytanie o moralność.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Chrześcijanie są głęboko podzieleni w sprawie oceny aktów homoseksualnych, "równości małżeńskiej" czy szerzej – rozumienia natury skłonności homoseksualnej i sytuacji osób transseksualnych. Spory toczą się, i to jest zasadnicza różnica, w poprzek podziałów wyznaniowych, nie jest to – wbrew pozorom – spór między liberalnymi protestantami a konserwatywnymi katolikami czy prawosławnymi, ale podział, który przebiega wewnątrz wyznań i wspólnot religijnych. A jako że dotyczy on konkretnych osób, ich tożsamości, a jednocześnie odnosi się do pytań o naturę ludzką, o podział płciowy i rozumienie Biblii, to jest toczony niezmiernie ostro, a niekiedy prowadzi do rozłamów i podziałów wewnątrz istniejących wspólnot wyznaniowych.

Głęboko podzielony protestantyzm

Doskonałym tego przykładem jest sytuacja w jednej z największych protestanckich wspólnot w Stanach Zjednoczonych, czyli w Zjednoczonym Kościele Metodystycznym, który - w styczniu 2019 roku - oficjalnie zdecydował się na podział na dwa wyznania. Jedno z nich akceptować będzie i małżeństwa osób tej samej płci, i posługiwanie pastorskie homoseksualistów w związkach, a także otwarte będzie na pytania o potencjalne posługiwanie osób transseksualnych; drugie, akcentując szacunek dla osób homoseksualnych, zdecydowanie odrzuca możliwość zarówno związków osób tej samej płci, ich błogosławienia w zborach, a także posługi pastorskiej aktywnych homoseksualistów.

Szczegóły podziału zostały omówione, a jeśli wciąż do niego w pełni nie doszło, to jedynie z powodu pandemii COVID-19, która zatrzymała procedury opowiadania się każdego ze zborów po jednej lub drugiej stronie. Proces jest skomplikowany, bowiem niekiedy przeciwko decyzjom wyższej instancji - na przykład dystryktu (upraszczając diecezji) - protestuje parafia. Tak było ze zborem w Savannah, który oddzielił się od dystryktu w Georgii, gdy ten odrzucił bardziej liberalny stosunek do osób LGBTQ i ich praktyk.

Parada Równości w Waszyngtonie. Pastorki okazują wsparcie osobom LGBTQ
Parada Równości w Waszyngtonie. Pastorki okazują wsparcie osobom LGBTQ
Źródło: Shutterstock

Podział ten dotyka jednak nie tylko metodystów i rozgrywa się nie tylko w Stanach Zjednoczonych.

Wspólnota anglikańska po decyzjach Kościoła Episkopalnego i Kościoła Kanady wciąż nie może się pozbierać, bowiem afrykańskie (też nie wszystkie, ale część) wspólnoty anglikańskie zerwały jakiekolwiek więzy z tymi Kościołami, które akceptują związki osób tej samej płci, ich małżeństwa czy ordynację i powoływanie na biskupów osób homoseksualnych.

W samych Stanach Zjednoczonych przeciwnicy tych zjawisk ze społeczności Kościoła Episkopalnego albo przeszli na katolicyzm, albo na prawosławie (oba wyznania mają specjalne wspólnoty z zachowaniem tradycji anglikańskiej), albo przyłączyli się do jednego z tradycyjnych Kościołów Anglikańskich, które powołały na terenie Stanów Zjednoczonych anglikańskie wspólnoty z Afryki.

Kościół w Waszyngtonie otwarty dla społeczności LGBT
Kościół w Waszyngtonie otwarty dla społeczności LGBT
Źródło: Shutterstock

Z luterańskiego Kościoła Szwecji, który od dawna akceptuje zarówno związki, małżeństwa, jak i posługę pastorską osób homoseksualnych (wśród jego biskupek są także lesbijki) również oddzieliła się grupa konserwatystów, którzy dzięki wsparciu luteranów z Afryki utworzyli własną niezależną wspólnotę.

Listę tych podziałów można ciągnąć jeszcze długo.

Droga środka papieża Franciszka

Podzieleni są także katolicy, a podział ten dotyczy nie tylko teologów czy publicystów (tu najbardziej znanym zwolennikiem reformy nauczania katolickiego pozostaje o. James Martin SJ), ale także debat między hierarchami.

Od kilku miesięcy w ramach Drogi Synodalnej w Niemczech toczy się spór między biskupami, kapłanami i teologami, którzy podkreślają, że nauczanie katolickie w sprawie związków homoseksualnych nie może się zmienić, a tymi, którzy są zwolennikami głębokich zmian. Kilka tygodni temu wyciekł nawet dokument (później go wycofano, podkreślając, że była to pierwsza jego wersja, niezaakceptowana przez forum), w którym jasno wskazywano na konieczność poszerzenia rozumienia płodności jako znaku aktu seksualnego, tak by mógł on obejmować także pary homoseksualne. Od jakiegoś czasu część z diecezji i parafii niemieckich już praktykuje jakieś formy błogosławieństwa par jednopłciowych.

Tak samo jest w Stanach Zjednoczonych, tyle że tam spór jest ostrzejszy i przebiega częściej na poziomie parafii. Nie brakuje tych LGBT-friendly oznaczonych tęczowymi flagami, ale są też takie, w których obecnie obowiązujące zasady są egzekwowane niezwykle ostro. Część z biskupów także delikatnie wspomina o konieczności rewizji Katechizmu Kościoła Katolickiego w kwestii oceny skłonności homoseksualnej, a inni twardo bronią dotychczasowego stanowiska.

We Włoszech zaś w jednej z parafii spór toczył się między proboszczem, który nie chciał udzielać Komunii Świętej mężczyźnie, który oficjalnie zawarł związek cywilny z innym mężczyzną, a wikariuszem, który to robił. Biskup umył wówczas ręce i nie udzielił odpowiedzi na pytanie o to, który z duchownych ma rację.

Franciszek zaś, choć dla wielu środowisk homoseksualnych jest bohaterem, a dla części tradycjonalistów zdrajcą sprawy, idzie drogą środka.

Wnętrze kościoła św. Piotra w szwedzkim Malmo
Wnętrze kościoła św. Piotra w szwedzkim Malmo
Źródło: Shutterstock

Z jednej strony mocno podkreśla – jak ostatnio w przemowie do rodziców dzieci homoseksualnych – że "kocha ich dzieci takimi, jakimi są, gdyż są dziećmi Bożymi", czy zapewnia, że nie będzie sądził osób homoseksualnych, z drugiej jednak zapewnia, że wyznaje w kwestii oceny skłonności i aktów homoseksualnych nauczanie Katechizmu Kościoła Katolickiego. Ten zaś jasno stawia sprawę, z jednej strony zapewniając o szacunku dla osób homoseksualnych, sprzeciwiając się "niesłusznej dyskryminacji", ale jednocześnie określając orientację homoseksualną mianem "obiektywnego nieuporządkowania" i uznając każdy akt homoseksualny za grzech ciężki.

"Są one sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane" - wskazuje Katechizm.

Franciszek, który zawsze ciepło odnosi się do osób homoseksualnych, spotykał się także z osobami transseksualnymi, mógłby - teoretycznie - to zmienić (tak jak zmienił zapisy dotyczące kary śmierci), a jednak tego nie robi. Powodem może być oczywiście zarówno obawa przed możliwym rozłamem na tym tle, ale także wewnętrzne przekonanie, że nauczanie Kościoła w tej sprawie jest słuszne, i że jedynym, co trzeba zrobić, to mocniej zaakcentować te elementy Katechizmu, które wzywają do szacunku dla osób homoseksualnych.

"Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji. Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swoim życiu i - jeśli są chrześcijanami - do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swojej kondycji" - głosi Katechizm. Franciszek, nic nie zmieniając co do meritum, zdaje się iść tą drogą.

Głębokie korzenie sporu

Jest jeszcze trzeci możliwy powód owej "ostrożności" papieża Franciszka – to świadomość, że dyskurs - wbrew temu, co może się wydawać obu radykalnym stronom sporu - jest niezwykle trudny i głęboki. Nie dotyczy on bowiem tylko kwestii moralnej (dla jednej ze stron moralnym będzie pełne włączenie osób LGBT do wspólnoty i odrzucenie homo- i transfobii, a także obrona nieletnich osób LGBT przed przemocą i odrzuceniem, a dla drugiej obrona tradycyjnie rozumianego - jako związek kobiety i mężczyzny - małżeństwa i ochrona dzieci przed zgorszeniem czy przedwczesną seksualizacją), ale odnosi nas do o wiele głębszych sporów o naturę Objawienia, rozumienie człowieka, rozwój doktryny, relacje między antropologią a moralnością czy wreszcie relacje między nauką (a konkretniej jej aktualnym przejawem) i wiarą.

Nawet krótkie zatrzymanie się nad każdym z wymienionych punktów uświadamia, że niewiele jest tu prostych odpowiedzi. Objawienie wprawdzie jasno stawia sprawę oceny aktów homoseksualnych, i to zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie, ale… po pierwsze, czytając potępienia aktów homoseksualnych, musimy pamiętać, że nikt nie miał wówczas świadomości, że istnieje coś takiego jak skłonność czy orientacja homoseksualna, która - niezależnie od tego, czy jest wrodzona, czy nie - nie jest przez człowieka wybierana. Po drugie, przynajmniej część z zapisów starotestamentalnych odnosi się do sakralnej prostytucji czy homoseksualnego gwałtu, a nie do samych aktów jednopłciowych. I wreszcie po trzecie, niemała część z innych zapisów prawnych czy moralnych została już uznana za historycznie nieznaczącą i odrzucona w procesie pogłębionej lektury Pisma.

Nikt już nie odwołuje się w nauczaniu do ówczesnego rozumienia roli i miejsca kobiet. Z zapisami Nowego Testamentu (głównie z Listów św. Pawła) sprawa jest bardziej skomplikowana, ale i tu warto wskazać, że Apostoł nie wyróżnia jakoś szczególnie grzechu aktów homoseksualnych i zestawia je z innymi grzechami: cudzołóstwa, kłamstwa, skąpstwa, obgadywania, kradzieży itd. To zaś rodzi pytanie, czy przypadkiem nie za bardzo skupiamy się akurat na tym problemie.

Uczestnicy kościoła św. Barnaby w Londynie trzymający transparent z napisem "Nigdy nie wielbiłbym homofobicznego Boga"
Uczestnicy kościoła św. Barnaby w Londynie trzymający transparent z napisem "Nigdy nie wielbiłbym homofobicznego Boga"
Źródło: Shutterstock

Z drugiej jednak strony - i to jest mocny argument zwolenników dotychczasowej nauki - to Księga Rodzaju i opowieść o stworzeniu pierwszych ludzi, a także o ich płciowej komplementarności jest fundamentem tradycyjnych antropologii i etyk seksualnych, i to z nich wynika uznanie aktów homoseksualnych za "obiektywne nieuporządkowanie". Odrzucenie opowieści o stworzeniu świata, jako fundamentu etyki seksualnej, oznacza zaś głębokie przeformułowanie całego rozumienia człowieka – i to w kierunku, który łatwo może stać się niechrześcijański, niebiblijny i niezgodny z tradycją chrześcijaństwa.

Oczywiście większość wyznań chrześcijańskich ma świadomość, że Biblia jest księgą wielu ksiąg, że ma wielu autorów i że natchnienie Boże nie wyklucza historycznych, osobistych i moralnych elementów pochodzących od ludzkich autorów. Ale pojawia się pytanie: na ile odkrycie ich może prowadzić nas - w oparciu o nasze obecne, także relatywne myślenie - do odrzucania moralnych składników Biblii?

I znowu nie ma tu prostych odpowiedzi, bo część z moralności zawartej w Biblii odrzuciliśmy i nieszczególnie za nią tęsknimy. Pytanie jednak pozostaje aktualne.

Istotna jest także kwestia, jak na odczytywanie Objawienia, prawdy zawartej w Piśmie Świętym i tradycji, wpływa nauka. Każdy filozof czy historyk nauki ma świadomość, że jej obecny kształt zmienia się i że przekonania, które jakiś czas temu uchodziły za fundamentalne, później zostały odrzucone, a inne, które wyśmiewano, powróciły. Czy zatem, a może lepiej powiedzieć, w jakim zakresie, to, co o homoseksualizmie, transseksualizmie, skłonnościach i czynach mówią współczesne nauki (w całym zróżnicowaniu ich opinii), może i powinno stać się częścią składową doktryny i duszpasterstwa Kościoła (Kościołów i wspólnot chrześcijańskich)? A może, mając je w pamięci, przyjmując ich narrację i język, odnosząc się do nich, warto pozostawać bardziej wiernym prawdzie zawartej w obrazowym, symbolicznym, mitycznym języku Biblii i Kościoła?

Mit, symbol, obraz czasem lepiej określają człowieka niż suchy język nauki.

2808N275XR PIS DNZ GWOZDZ
Episkopat o LGBT+
Źródło: TVN24

Nowa reformacja?

Już tylko tak pobieżne zarysowanie przestrzeni sporu pokazuje, że nic nie wskazuje na to, by miał się szybko zakończyć. Zmieniająca się kultura, nacisk globalnych korporacji czy wzorce medialne będą oczywiście szybko zmieniać świat, ale religia jest - o czym też nie wolno zapominać - strukturą długiego trwania, a jej siła zawsze polegała też na tym, że nie ulegała łatwo (co nie znaczy, że nie ulegała w ogóle) modom intelektualnym, doczesnej moralności, zmieniającym się wzorcom kulturowym. Zbyt łatwa rezygnacja z takiego miejsca religii oznacza także rezygnację z płynącej z niej wartości i uznanie, że jedynym źródłem moralności jest historycznie zmienna nauka czy nacisk społeczny.

Czy oznacza to, że nic w Kościele/Kościołach się nie zmieni? To zdecydowanie bardziej skomplikowane, ale pytania, jakie związane są z kwestią osób LGBTQ+ i ich obecnością w Kościele, a także z nauką współczesną, wymagają odpowiedzi.

Teologowie, biskupi i papieże będą ich udzielali i za kilkadziesiąt lat, może później, zobaczymy, jak, w jakim stopniu i na ile zmieni się rozumienie nie tylko homo- czy transseksualizmu, ale także na ile pogłębi się rozumienie antropologii biblijnej. Teraz jesteśmy w samym środku wielkiego sporu i już tylko dlatego nieodpowiedzialnym byłoby wyrokowanie, w jakim kierunku on zmierza.

Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, pisarz, publicysta, a prywatnie mąż i ojciec.

Czytaj także: