Kulisy śmierci Polaka. "Cud, że tylko on zginął"

Aktualizacja:
Dlaczego zginął kpt. Ambroziński?
Dlaczego zginął kpt. Ambroziński?
tvn
Dlaczego zginął kpt. Ambroziński?tvn

Naprędce zorganizowany oddział żołnierzy przerzucony do odległej i nieprzygotowanej bazy. Ignorancja dowództwa, które nie odpowiadało na ich prośby - to zdaniem podkomendnych kpt. Daniela Ambrozińskiego doprowadziło do jego śmierci w strzelaninie z Talibami. Dziennikarzom "Superwizjera" po raz pierwszy opowiedzieli oni o tamtym tragicznym dniu w górach Afganistanu.

Z ludźmi z Hrubieszowa wcześniej nie mieliśmy kontaktu, żadnych wspólnych szkoleń, a Afgańczycy byli w ogóle nie przygotowani do walki. Chodzili bez hełmów. Na patrole brali po cztery magazynki amunicji żołnierz ambrozińskiego

Na ten patrol poszło nas 12. Podeszliśmy do skraju wioski i nagle zaczęli do nas strzelać. W końcu nas otoczyli. Nagle okazało się, że Ambroziński dostał. Upadł, ratownik rozpoczął reanimację, ale rana okazała się śmiertelna. Potem ostrzeliwali nas jeszcze klika godzin. To cud, że tylko on zginął i tylko czterech zostało rannych żołnierz ambrozińskiego

Skrzypczak: w tej akcji zabrakło elementarnych zasad postępowania
Skrzypczak: w tej akcji zabrakło elementarnych zasad postępowaniatvn
Oczywiście, że nie chciałam żeby jechał
Oczywiście, że nie chciałam żeby jechałtvn
Przyjechali z jednostki i powiedzieli, że mój mąż nie żyje
Przyjechali z jednostki i powiedzieli, że mój mąż nie żyjetvn
Kulisy walk w Afganistanie
Kulisy walk w Afganistanietvn

Polscy żołnierze, którzy uczestniczyli w patrolu 10 sierpnia w Usman Khel w Afganistanie, po raz pierwszy mówią o bardzo poważnych błędach dowództwa w zaplanowaniu akcji. Te błędy ich zdaniem doprowadziły do śmierci żołnierza.

Kapitan Ambroziński zginął, a czterech żołnierzy zostało rannych w zasadzce talibów. 12 Polaków wraz ze szkolonym przez nich oddziałem Afgańczyków brało udział w patrolu w okolicy Usman Khel, w kontrolowanej przez polskie oddziały prowincji Ghazni.

Garstka komandosów i tłum nowicjuszy

Jak mówi jeden z podkomendnych kpt. Ambrosińskiego już sam sposób formowania ich oddziału pozostawiał wiele do życzenia. - W tym oddziale byliśmy my i kilku "ludzi z Hrubieszowa" zajmujących się do tej pory głównie ochroną. Poza tym były prawie dwie setki afgańskich żołnierzy i policjantów - mówi wojskowy. - Z ludźmi z Hrubieszowa wcześniej nie mieliśmy kontaktu, żadnych wspólnych szkoleń, a Afgańczycy byli w ogóle nie przygotowani do walki. Chodzili bez hełmów. Na patrole brali po cztery magazynki amunicji - mówi dalej żołnierz.

Według niego, ten przypadkowy skład oddziału był o tyle dziwny, że miejsce, do którego ich wysłano, cieszyło się zła sławą, bo było opanowane przez Talibów. - Mówiło się nawet, że to był ich "kurort" - mówi żołnierz.

Poradziecka baza

Baza, do której został wysłany oddział kpt. Ambrozińskiego, okazała się ruinami po bazie armii radzieckiej z czasów, gdy ta toczyła wojnę w Afganistanie. Znajdowała się ona wysoko w górach, przez co nawet dotarcie tam śmigłowcem było utrudnione. A żołnierze zostali tam wysłani bez żadnego sprzętu, jedynie w ekwipunku bojowym, który zdołali unieść. - To były ruiny. Okna były pozatykane workami z piaskiem - wspomina żołnierz.

- Najbliższa baza, gdzie byli regularni żołnierze była o dwie godziny lotu. Jeden z naszych patroli był już wcześniej ostrzelany, tylko wtedy nikt nie zginął. Po tym wydarzeniu Ambroziński wnioskował o wsparcie i zgłaszał problemy z zaopatrzeniem, ale w odpowiedzi padł tylko nieoczekiwany rozkaz: dowództwo przejmuje chorąży z Hrubieszowa - dodaje.

Opowiadał też o patrolu, kiedy zginął kapitan. - Na ten patrol poszło nas 12. Podeszliśmy do skraju wioski i nagle zaczęli do nas strzelać. W końcu nas otoczyli. Nagle okazało się, że Ambroziński dostał. Upadł, ratownik rozpoczął reanimację, ale rana okazała się śmiertelna. Potem ostrzeliwali nas jeszcze kilka godzin. To cud, że tylko on zginął i tylko czterech zostało rannych - dodaje.

Nie ma winnych

Śmierć polskiego żołnierza spowodowała głośny spór o to, czy nasze wojska są właściwie wyposażone. Zakończył się on dymisją generała Waldemara Skrzypczaka ze stanowiska szefa wojsk lądowych. Generał na pogrzebie kpt. Ambrozińskiego zarzucił wojskowemu "betonowi" nieznajomość realiów i szafowanie życiem żołnierzy pozostawianych w trudnych warunkach bez odpowiedniego wsparcia.

Żaden z dowódców, którzy podjęli decyzję o akcji, nie poniósł konsekwencji, bo, jak twierdzi armia, nie ma podstaw do kary. Sprawę okoliczności śmierci kapitana Daniela Ambrozińskiego bada prokuratura wojskowa.

Jego żołnierze są przekonani, że kapitan zginął, bo ich akcja została fatalnie przygotowana przez zwierzchników. Albo nawet – w ogóle nieprzygotowana.

ZOBACZ TAKŻE NA STRONIE "SUPERWIZJERA"

Źródło: TVN

Źródło zdjęcia głównego: tvn