Krążownik Moskwa - okręt flagowy rosyjskiej Floty Czarnomorskiej - został trafiony ukraińskimi pociskami Neptun - wynika z relacji matki jednego z marynarzy, którzy przeżyli atak. Dziennikarze rosyjskiej "Nowej Gaziety. Europa" rozmawiali z kobietą, która zrelacjonowała im rozmowę z synem przerażonym tym, jak wyglądały chwile po ataku z 13 kwietnia. Redakcja portalu uważa, że relację matki można uznać za prawdziwą, a opisywany marynarz służył we Flocie Czarnomorskiej. Kilka dni po zatopieniu krążownika wciąż nie wiadomo, jaki los spotkał jego załogę. Rosjanie opublikowali nagranie z Sewastopola mające pokazywać marynarzy Moskwy ocalałych po katastrofie, ale widoczne na nim szczegóły wzbudzają wiele wątpliwości.
W czwartek 13 kwietnia Ukraińcy broniący się przed atakującymi ich od dwóch miesięcy Rosjanami, poinformowali o udanym uderzeniu w krążownik Moskwa. Pentagon przekazał, że też jest zdania, że okręt został trafiony pociskami Neptun, o których mówi Kijów. Rosyjski resort obrony potwierdził jedynie, że Moskwa zatonęła w czasie próby holowania jej do portu w Sewastopolu. Wcześniej - jak twierdzi Kreml - miało dojść na niej do wybuchu w magazynie amunicji i pożaru.
Wciąż nie wiadomo, jaki los spotkał załogę okrętu. W różnych latach na Moskwie służyło od 400 do ponad 500 marynarzy. Ukraińcy twierdzą, że zdecydowana większość z nich zginęła, bo na Morzu Czarnym rozpętał się sztorm, gdy inne rosyjskie jednostki próbowały udzielać pomocy dumie Floty Czarnomorskiej. Rosjanie twierdzą, że większość załogi ocalała i przebywa w Sewastopolu.
"Załoga próbowała ugasić pożar na własną rękę"
Redakcja "Nowej Gaziety. Europa", tworzona przez dziennikarzy zawieszonej w Rosji "Nowej Gaziety" (jednego z niewielu niezależnych rosyjskich źródeł, dokumentujących przebieg inwazji zbrojnej Rosji na Ukrainę), dotarła do matki poborowego marynarza, który był na pokładzie Moskwy w chwili, gdy doszło do uderzenia.
Dziennikarze "Nowej Gaziety. Europa" zweryfikowali informacje, które dostali i - jak piszą - pozwoliły im one na potwierdzenie, że mężczyzna rzeczywiście został powołany do służby w rosyjskiej marynarce wojennej. Jak zaznaczyli - pozwala to uznać relację kobiety za wiarygodną.
Redakcja ze względów bezpieczeństwa nie ujawniła nazwiska marynarza, jego stopnia, okresu, od jakiego służy w marynarce wojennej Rosji. Jak twierdzi jego matka, syn zadzwonił do niej dzień po zatonięciu krążownika, z innego telefonu, bo wszystkie swoje rzeczy marynarze stracili.
- Mój syn powiedział, że krążownik został trafiony z lądu, ze strony ukraińskiej. Są zabici, ranni, zaginieni - mówiła matka marynarza. - Syn zadzwonił do mnie, kiedy dostali telefony. Na pokładzie mieli je wraz z dokumentami. Zadzwonił i płakał, opowiadając to, co widział. Na pewno nie wszyscy przeżyli. Załoga próbowała ugasić pożar na własną rękę po tym, jak krążownik został trafiony trzema rakietami Neptun - relacjonowała kobieta.
"Nowaja Gazieta. Europa" zauważa w tym miejscu, że sami Ukraińcy mówią od początku tylko o dwóch wystrzelonych pociskach, które trafiły w Moskwę.
- Jako matka nawet nie wiem, jak dobrać słowa. Po prostu bardzo się cieszę, że mój syn zadzwonił do mnie i powiedział, że żyje - mówiła dalej cytowana przez portal kobieta.
- Kiedy syn zadzwonił do mniej 15 (kwietnia - red., ponad dobę po ataku), płakał. Mówił: "Mamusiu, nigdy nie myślałem, że w czasach względnego pokoju wpakuję się w coś takiego. Nie opowiem ci nawet w szczegółach o tym, co widziałem. To jest tak przerażające" - relacjonowała kobieta w rozmowie z dziennikarzami.
Jak przekazała, sama "bardzo się boi" mówienia o tym, bo może mieć problemy. Syn - wskazała - podpisał dokumenty nakazujące mu milczenie w sprawie szczegółów służby - ale ona informuje o tym, bo nie wierzy rosyjskim władzom.
- W mediach (rosyjskich - red.) nie podają wszystkich szczegółów. Dlaczego? Bo ministerstwo obrony nie chce przyznać się do porażki w tamtym miejscu Ukrainy. Nie chce przyznać, że taki krążownik został zniszczony - powiedziała cytowana kobieta.
Inne doniesienia o śmierci marynarzy z Moskwy
"Nowaja Gazieta. Europa" wskazuje też na dwie inne relacje dotyczące zabitych na Moskwie. Pisze, że dziennikarze Radia Swoboda dotarli do informacji o śmierci 41-letniego Iwana Wakruszewa - elektryka służącego na pokładzie krążownika. O jego śmierci napisała żona, dodając, że 27 marynarzy uznano za zaginionych.
Radio Swoboda zwraca też uwagę na wpis w rosyjskich mediach społecznościowych opublikowany przez ojca młodego poborowego, który zginął na pokładzie Moskwy. Jak napisał mężczyzna, 21-letni Igor - kucharz - został skierowany do Sewastopola 2 lipca 2021 roku, a potem zaczął służbę na krążowniku. Ojciec napisał, że informacje po katastrofie o rzekomym uratowaniu wszystkich członków załogi "są cynicznym kłamstwem", bo jego syn - jako poborowy - został opisany w dokumentach jako "zaginiony", a nie zabity i że wszystkich poborowych opisuje się w ten sposób.
Rosyjskie wideo z "marynarzami" i wiele wątpliwości
Los około 500-osobowej załogi Moskwy pozostaje nieznany, choć Rosjanie starają się udowodnić, że załoga ocalała. W sobotę ministerstwo obrony w Moskwie opublikowało nagranie mające stanowić dowód na to, że marynarze są w Sewastopolu - cali i zdrowi. Na trwającym pół minuty nagraniu widać ludzi w marynarskich mundurach, w czasie meldunku na placu w centrum miasta. Marynarze nie mają jednak żadnych obrażeń, nie wyglądają na takich, którzy zostaliby uratowani z pożaru. Dodatkowo wątpliwości wzbudza fakt, że wszyscy mają te same stopnie marynarskie, a na tak dużym okręcie jak Moskwa mieliby różną rangę. Jest ich prawdopodobnie około 200, a nie 400-500.
Na nagraniu widać też osobę bardzo podobną do kapitana Moskwy - Antona Kuprina. W wielu przekazach medialnych informowano jednak, że zginął on w katastrofie.
Źródło: "Nowaja Gazieta. Europa", tvn24.pl, PAP