Bezpieczeństwo w zamian za prywatność? Kolejne kraje stosują aplikacje śledzące do walki z wirusem 

KWR wars aplikacja
Jak działa aplikacja weryfikująca poddanych kwarantannie?
Źródło: TVN24

Azjatyckie państwa jako pierwsze postawiły na technologię w walce z koronawirusem. Tamtejsze władze i służby śledzą obywateli między innymi za pomocą aplikacji na smartfony. Do tej pory kraje europejskie skupiały się na strategii społecznej izolacji. Jednak coraz więcej z nich skłania się ku wykorzystaniu rozwiązań cyfrowych, by powstrzymać rozprzestrzenianie się epidemii. Przy tej okazji pojawiają się pytania o zakres ograniczania prywatności obywateli.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>

>KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. RAPORT TVN24.PL >>>

130 europejskich naukowców i technologów z ośmiu krajów ma uruchomić wspólną inicjatywę Pan-European Privacy Preserving Proximity (PEPP-PT) na rzecz opracowania specjalnych aplikacji śledzących na telefon. Mają one pomóc w walce z koronawiursem, przy jednoczesnym zachowaniu ścisłych unijnych przepisów dotyczących prywatności.

Aplikacje mają wspomóc śledzenie osób wewnątrz państw oraz ponad granicami. Jak pisze "New York Times", będą one szczególnie przydatne w powstrzymywaniu ponownego zaostrzenia się epidemii, gdy wprowadzone przez władze obostrzenia oraz społeczna izolacja doprowadzą do spłaszczenia krzywej zachorowań.

- Naszym celem jest stworzenie szkieletu podstawowych cyfrowych elementów globalnej walki z COVID 19 - powiedział Hans-Christian Boos, członek rady doradczej ds. cyfryzacji przy niemieckim rządzie.  Jak dodał, platforma PEPP-PT obejmuje anonimowe i nienaruszające prywatności śledzenie cyfrowe, w pełni zgodne z przepisami RODO – unijnym rozporządzeniem o ochronie danych osobowych.

Rejestrowanie "uścisku dłoni" z urządzeniem zakażonego

Według "NYT" najbardziej skuteczną metodą jest śledzenie połączeń między smartfonami przy użyciu Bluetootha. Jak wyjaśnia nowojorski dziennik, chodzi o technologię komunikacyjną, która umożliwia rejestrowanie "uścisku dłoni" między urządzeniami i powiadamianie użytkowników, którzy mieli styczność z osobą zakażoną koronawirusem.

Taką metodę zastosowano m.in. w uruchomionej przez Singapur aplikacji Trace Together,  która wykorzystuje Bluetooth, aby śledzić i zapisywać na smartfonie informacje o tym, z jakimi osobami mógł stykać się użytkownik. Zgromadzone dane mogą być wykorzystane, gdy wszczęte zostanie postępowanie dotyczące danej osoby.

Niemcy idą w ślady Azjatów

Stworzenie aplikacji śledzącej zakażonych koronawirusem rozważają Niemcy. Miejscowe media informują, że władze w Berlinie obserwują, jakie rozwiązania w walce z koronawirusem stosują niektóre kraje Azji, w tym Korei Południowej i Singapuru. Idąc ich śladem, planują wprowadzenie aplikacji, która na podstawie danych geolokalizacyjnych będzie kontrolowała przebieg kwarantanny chorych na COVID-19 i osób mających kontakt z zakażonymi.

We wtorek minister sprawiedliwości Niemiec Christine Lembrecht podkreśliła, że "ważnym aspektem tego możliwego rozwiązania" byłaby dobrowolna zgoda na przekazywanie danych. W rozmowie z publiczną stacją radiową Deutschlandfunk stwierdziła, że użycie takiego narzędzia byłoby "poważną ingerencją" w prywatność, dlatego mogłoby się odbyć tylko za zgodą użytkownika.

Według Lembrecht w niemieckim społeczeństwie "istnieje bardzo duża gotowość", aby dobrowolnie zezwolić na zastosowanie takich sposobów kontroli w ograniczonym wymiarze czasowym i w konkretnym celu ograniczania rozprzestrzeniania się koronawirusa.

- Aplikacja nie powinna umożliwić wyciągania żadnych wniosków na temat tożsamości zakażonej osoby. Należy również ustalić, co stanie się z wykorzystanymi danymi po ustaniu pandemii – dodała.

Jak pisze agencja Reutera, Niemcy mają nadzieję na uruchomienie aplikacji na smartfony w ciągu najbliższych tygodni. Decyzji towarzyszy szeroki konsensus polityczny, który zakłada, że uda się połączyć skuteczność z nienaruszaniem prywatności ludzi.

Śledzenie po brytyjsku

Wiele wskazuje na to, że podobny krok zrobi Wielka Brytania. Jak ujawniło w tym tygodniu Sky News, rząd Borisa Johnsona szykuje się do uruchomienia aplikacji śledzącej, która będzie ostrzegać ludzi, jeżeli zbliżą się do osoby, u której potwierdzono COVID-19.

Aplikacja, która także ma działać na zasadzie dobrowolności użytkownika, wejdzie do gry tuż przed zniesieniem wprowadzonych w kraju ograniczeń lub po tym – podaje Sky News, powołując się na kilku informatorów. Jak pisze brytyjski portal, władze ochrony zdrowia liczą, że aplikację zainstaluje ponad połowa populacji, ponieważ do skutecznego działania niezbędna będzie duża liczba użytkowników wspólnie z niej korzystających.  

 Aplikacja ma wykrywać inne telefony w pobliżu za pomocą sygnałów Bluetooth bliskiego zasięgu, a następnie zapisywać dane "kontaktów" w urządzeniu. Jeżeli posiadacz danego telefonu uzyska pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa, ci, którzy mieli z nim styczność, zostaną o tym poinformowani.

Kontrowersje w Izraelu

Jak pisał we wtorek w przeglądzie mediów zagranicznych redaktor naczelny TVN24 BiS Jacek Stawiski, w Izraelu podobne metody kontroli - stosowane w tropieniu terrorystów i teraz wprowadzane jako środek do przeciwdziałania epidemii - zostały oprotestowane przez Sąd Najwyższy tego kraju.

"O analogiach do sytuacji w Izraelu i o obecnej sytuacji nadzwyczajnej mówi w wywiadzie dla francuskiego tygodnika 'Le Point' Yuval Hariiri, słynny izraelski badacz współczesnych trendów cywilizacyjnych. Jego zdaniem część z obecnych rozwiązań kontrolnych, wprowadzonych na czas pandemii, zostanie utrzymana, gdy to zagrożenie się zakończy. Jak podkreśla, w 1948 r., gdy tworzono państwo izraelskie, zgodzono się, aby tymczasowo wprowadzić rozwiązania nadzwyczajne. Okazało się jednak, że stan nadzwyczajny w wielu dziedzinach życia społecznego kraju trwa 72 lata potem" - napisał Stawiski.

Rosyjska aplikacja w fazie testów

Do nowych technologii w walce z wirusem przekonały się także władze w Moskwie. O aplikacji, nazwanej "Monitoring socjalny", media poinformowały we wtorek, gdy przejściowo pojawiła się ona w Google Play, jednak potem stamtąd znikła. W niezależnym radiu Echo Moskwy przedstawiciel merostwa Moskwy Eduard Łysenko powiedział, że aplikacja zostanie uruchomiona 2 kwietnia.

Urzędnik wyjaśnił, że jeśli osoba zakażona koronawirusem postanowiła leczyć się w domu, będzie musiała zainstalować aplikację na swoim smartfonie. Możliwe jest też inne rozwiązanie - merostwo dostarczy pacjentowi urządzenie z aplikacją, które po zakończeniu kwarantanny trzeba będzie zwrócić.

Aplikacja budzi poważne zastrzeżenia, jeśli chodzi o ochronę prywatności. "Kommiersant", powołując się na analizę aplikacji zaprezentowaną na jednym z kanałów w komunikatorze Telegram, podał, że po zainstalowaniu aplikacja faktycznie zyskuje dostęp do całej pamięci smartfonu i danych (m.in. do lokalizacji aparatu komórkowego i ustawień) oraz umożliwia przeglądanie wszelkich danych. Z analizy wynika, że informacje te byłyby przekazywane na serwery merostwa Moskwy bez ich szyfrowania.

Jak zapowiadały służby prasowe merostwa, aplikacja automatycznie sprawdzałaby geolokalizację użytkownika, przy czym nie trasę jego przemieszczania się, ale jedynie fakt opuszczenia miejsca samoizolacji. W celu upewnienia się, że użytkownik ma telefon przy sobie, aplikacja co pewien czas wysyłałaby prośby o dodatkowe potwierdzenie identyfikacji za pomocą fotografii. Jeśli użytkownik naruszy kwarantannę, aplikacja powiadomi o tym policję.

Ponadto, jak zapowiadał Łysenko, merostwo jest już gotowe do stosowania systemu kodów QR w celu kontrolowania samoizolacji mieszkańców Moskwy. System ten ma zacząć działać po opublikowaniu przez rząd niezbędnego rozporządzenia .System - według mediów - polegał będzie na tym, że mieszkańcy będą musieli otrzymywać poprzez stronę internetową merostwa kod QR. Będzie on niezbędny do każdego wyjścia z domu, nawet po to, by wyrzucić śmieci.

Jak z pandemią walczą Azjatyckie Tygrysy

Podczas gdy rządy wielu państw dopiero zaczynają wykorzystywać technologię do powstrzymania rozprzestrzeniania się śmiertelnego wirusa, Azjatyckie Tygrysy od początku postawiły na tę strategię. Patrząc na sytuację epidemiczną w tych krajach można stwierdzić, że ich podejście okazało się skuteczne.  

Korea Południowa zastosowała względnie liberalny model walki z koronawirusem. Seul radzi sobie z epidemią dzięki powszechnym testom, wolnej informacji i zaufaniu społecznemu, bez surowych ograniczeń przemieszczania się, po jakie sięgnęły między innymi władze Chin i Włoch. Zamiast radykalnych praw i bezwzględnej społecznej izolacji, południowokoreańskie władze postawiły na ścisły nadzór elektroniczny, w tym śledzenie telefonów komórkowych. Położono nacisk na informowanie mieszkańców o wykrytych przypadkach w ich okolicy, badanie dużej liczby osób oraz śledzenie i wczesną izolację tych, którzy mieli kontakt ze zdiagnozowanymi pacjentami.

Singapur, który także na tle wielu krajów dobrze radzi sobie z epidemią, do śledzenia obywateli, oprócz wspomnianej aplikacji Trace Together, wykorzystuje też kamery monitoringu. Działają tam ponadto tak zwani śledczy epidemiczny - świetnie opłacani specjaliści, którzy tropią osoby mogące być zakażone. Potrafią nie tylko ustalić, kogo i gdzie dana osoba zakaziła, ale też przewidywać, kto zachoruje w następnej kolejności.

CZYTAJ WIĘCEJ: W Azji zakażonych tropią śledczy epidemiczni

Nadzór elektroniczny i aplikacje śledzące, choć mogą okazać się niezwykle skuteczne w zahamowaniu rozwoju pandemii, budzą jednak wiele kontrowersji. Pojawiają się obawy, że tak szerokie uprawnienia władz do kontrolowania życia prywatnego obywateli może spowodować niebezpieczne konsekwencje.

Czytaj także: