W Peru, gdzie wprowadzono jedne z najostrzejszych restrykcji w Ameryce Południowej, włącznie z godziną policyjną egzekwowaną przez wojsko, liczba stwierdzanych dziennie nowych zakażeń utrzymuje się na wysokim poziomie. W jaki sposób kraj, który tak zdecydowanie odpowiedział na pandemię, znalazł się w obecnej sytuacji?
W Ameryce Łacińskiej i na Karaibach od początku pandemii COVID-19 zmarło ponad 40 tysięcy osób. Liczba ofiar śmiertelnych podwoiła się w ciągu dwóch tygodni.
Najbardziej dotkniętym pandemią państwem jest Brazylia. Odnotowano tam ponad 374 tysięcy potwierdzonych zakażeń (23 tys. osób zmarło). Na drugim miejscu zestawienia państw pod względem zakażeń znajduje się Peru. Łączna liczba wykrytych przypadków nowego koronawirusa przekroczyła we wtorek 123 tysiące, potwierdzono śmierć około 3,6 tysiąca zakażonych. W ostatnim czasie dzienna liczba nowych przypadków wahała się od 2,6 do 4,7 tysiąca. To oficjalne dane, które mogą być w rzeczywistości dużo wyższe. W kraju brakuje testów, a szpitale są przepełnione.
33-milionowe państwo jest jednym z pierwszych krajów Ameryki Południowej, który podjął surowe działania zapobiegawcze przeciwko rozprzestrzenianiu się epidemii COVID-19. To przeciwległy biegun do Brazylii, w której prezydent Jair Bolsonaro bagatelizował niebezpieczeństwa związane z koronawirusem i jego zakaźnością.
Prezydent Peru Martin Vizcarra już w połowie marca zamknął granice kraju. Uczynił to po wykryciu pierwszych przypadków zakażenia koronawirusem. W całym kraju od 16 marca trwa stan wyjątkowy, który w połowie maja został przedłużony do 30 czerwca. W ramach obostrzeń nakazane jest pozostanie w domu, ogłoszona jest także godzina policyjna, która trwa od godziny 20 do 4 rano.
Mimo to liczba zakażonych wciąż rośnie. Według danych rządowych około 85 procent łóżek na oddziałach intensywnej terapii jest obecnie zajętych. - Ta sytuacja to nie tylko nagły wypadek, to katastrofa, w której pandemia zdominowała funkcjonowanie służby zdrowia - skomentował w rozmowie z CNN dr Alfredo Celis z Medycznego Kolegium Lekarskiego w Peru.
Codzienne potrzeby a obostrzenia
Głębokie nierówności w państwie to jeden z powodów niekontrolowanego rozprzestrzeniania się epidemii, które wymienił dr Elmer Huerta - peruwiański doktor i współpracownik hiszpańskojęzycznego CNN. - Zorientowałem się, że wirus ten obnaża warunki społeczno-ekonomiczne danego miejsca - zwrócił uwagę. Wielu ubogich mieszkańców Peru nie ma bowiem innego wyjścia, jak wyjść poza swoje domy w poszukiwaniu pracy i jedzenia.
Dla przykładu, według spisu ludności z 2017 roku, 49 procent peruwiańskich gospodarstw domowych posiadało lodówkę lub zamrażarkę. W obszarach miejskich procent ten wynosił 61.
14 kwietnia, miesiąc po wprowadzeniu stanu wyjątkowego, lokalna telewizja pokazała obrazy z rynku na obrzeżach stolicy, Limy. Według relacji CNN widać było na nich było długie kolejki. Ludzie co prawda nosili maski, jednak wymagany dystans społeczny nie był przestrzegany.
Wówczas liczba potwierdzonych przypadków zarażeń wynosiła 10 303. Teraz jest ponad dziesięć razy wyższa.
Niezamierzone konsekwencje
Zatłoczyły się nie tylko rynki. Mieszkańcy ruszyli do banków, w których mogą uzyskać dostęp do funduszy, utworzonych specjalnie dla tych, których kryzys dotknął najmocniej.
W raporcie z 2019 roku agencja regulująca banki w Peru przekazała, że jedynie około 38 procent dorosłych posiada w Peru konto bankowe. Brak dostępu do systemu finansowego oznacza, że większość beneficjentów pomocy musi udać się osobiście do banków w celu uzyskania pieniędzy.
- Nietrudno było przewidzieć zachowanie ludzi podczas próby uzyskania dostępu do pomocy - komentuje Kristian Lopez Vargas, peruwiański ekonomista i naukowiec z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz. Zauważa, że właśnie to spowodowało, że ludzie tłumnie gromadzili się w oddziałach bankowych.
Dodaje do tego, że wielu Peruwiańczyków żyje i pracuje w sposób, którego nie da się pogodzić z dystansem społecznym. Według Lopeza Vargasa ponad 30 procent gospodarstw domowych w kraju żyje w przeludnionych warunkach, a cztery lub więcej osób śpi w tym samym pokoju.
Według Narodowego Instytutu Statystyki i Informacji w Peru ponad 72 procent ludzi pracuje w szarej strefie, czyli obszarze aktywności poza oficjalnym obrotem gospodarczym. Dla osób zarabiających na co dzień w taki sposób przeżycie często zależy od wyjścia do pracy i nieizolowania się. - To, w połączeniu z potrzebami milionów ludzi, by zdobyć zarobek i żywność z zatłoczonych rynków, było wybuchową mieszanką - komentuje Lopez Vargas.
Co dalej?
Przedłużenie w połowie maja stanu wyjątkowego to piąty raz, kiedy zastosowane środki nadzwyczajne zostały rozciągnięte w czasie.
Na początku kwietnia prezydent Vizcarra przekazał, że w pierwszych tygodniach trwania obostrzeń zatrzymano trzy tysiące osób za nieprzestrzeganie nowych zasad. Dodał, że jedną z wyciągniętych lekcji od tego czasu jest to, że ludzie muszą "zmienić pewne zachowania społeczne, który wyrządziły wiele szkód". - Zachowania były samolubne. Ignorowanie tego, co dzieje się wokół nas, przyniosło taką sytuację nie tylko w Peru, ale i na całym świecie - powiedział.
Źródło: tvn24.pl, CNN