Specjalny 475-osobowy zespół śledczych przepytuje świadków i analizuje nagrania monitoringu, by określić przyczyny sobotniej tragedii w czasie obchodów Halloween w Seulu. W poniedziałek bilans ofiar śmiertelnych wzrósł do 155.
W nocy z soboty na niedzielę w imprezowej dzielnicy Itaewon w Seulu, gdy dziesiątki tysięcy ludzi bawiły się z okazji Halloween, doszło do tragedii. Wybuchł popłoch, a ludzie w wąskiej uliczce tratowali się nawzajem, wielu się udusiło.
W poniedziałek bilans ofiar śmiertelnych wzrósł do 155 osób, ponieważ wieczorem tego dnia zmarła 24-letnia Koreanka. W szpitalach wciąż jest 30 innych poszkodowanych, których stan jest ciężki - podała agencja Yonhap. Wśród osób, które straciły życie, jest gimnazjalista i pięcioro uczniów liceum. Dwie trzecie ofiar miały między 20 a 30 lat. 100 spośród 155 zmarłych to kobiety.
Wśród zmarłych jest 26 obcokrajowców, między innymi z Iranu, Chin, Rosji, USA, Japonii, Francji, Australii, Norwegii i Austrii. Biuro rzecznika polskiego MSZ poinformowało PAP wcześniej w poniedziałek, że konsul RP jest w kontakcie z miejscowymi władzami, a zgodnie z uzyskanymi dotychczas informacjami wśród cudzoziemców zmarłych i hospitalizowanych w związku z sobotnią tragedią nie ma obywateli polskich.
Niemal pół tysiąca śledczych ma ustalić przyczyny tragedii
Policja ogłosiła powołanie specjalnego, 475-osobowego policyjnego zespołu śledczego, by ustalić przyczyny tragedii. Śledczy przepytali już 44 naocznych świadków i zabezpieczyli 54 nagrania z okolicznych kamer monitoringu. Jak dotąd nie wykryto śladów, które wskazywałyby, że popełniono przestępstwo.
W kraju pojawiają się głosy, że tragedii można było uniknąć lub chociaż ograniczyć jej rozmiar. Niektórzy twierdzą, że policja mogła zastosować większe środki bezpieczeństwa i zamknąć okoliczne ulice dla samochodów, by ułatwić przemieszczanie się ludzi. Inni uważają natomiast, że katastrofy nie dało się przewidzieć.
CZYTAJ TAKŻE: Policja tłumaczy się po tragedii w Seulu. "Nie posiadam zestawu wytycznych na takie sytuacje"
Według relacji pojawiających się w mediach społecznościowych już poprzedniej nocy w tej samej alejce ludzie upadali pod naporem tłumu, ale wówczas nikomu nic się nie stało. Świadkowie mówili też, że już w piątek w Itaewon trudno było się poruszać z powodu dużej liczby zgromadzonych tam osób – podał Yonhap.
Wysokiej rangi przedstawiciel krajowej policji Hong Ki Hiun przyznał w poniedziałek, że formacja nie przewidziała zagrożenia związanego z gromadzeniem się tłumu. Jak mówił, policja nie posiada wytycznych w sytuacjach, gdy duża liczba ludzi zbiera się na wydarzeniach bez konkretnego organizatora.
Hong powiedział również, że policjanci obecni na miejscu nie stwierdzili gwałtownego nasilenia się tłumu. Jeden ze świadków cytowanych przez Agencję Reutera twierdził jednak, że w uliczce było 10 razy więcej ludzi niż zwykle.
Prezydent Korei Płd. Jun Suk Jeol nakazał w poniedziałek urzędnikom opracowanie metod kontroli tłumu w wypadku spontanicznych zgromadzeń. Wezwał do przeprowadzenia gruntownego śledztwa i przejrzystego informowania o jego wynikach.
Żałoba narodowa
W Korei Południowej do soboty obowiązuje żałoba narodowa. W pobliżu miejsca tragedii mieszkańcy składają bukiety białych kwiatów i inne przedmioty, by wyrazić kondolencje. - Wyszedłem pomodlić się za ofiary i ich rodziny. Mam nadzieję, że będą w stanie odnaleźć nadzieję wśród rozpaczy - powiedział 29-latek o nazwisku Jun.
Rząd zdecydował o przyznaniu rodzinom ofiar odszkodowań w wysokości 20 mln wonów (ok. 67 tysięcy złotych) oraz pomocy w pokryciu kosztów pogrzebu w wysokości do 15 mln wonów (ok. 50 tysięcy złotych).
Źródło: PAP