W tym kraju jest ponad 400 "stref bez dzieci". Ludzie "mają silną koncepcję przestrzeni osobistej"

Źródło:
CNN
Seul, Korea Południowa
Seul, Korea PołudniowaArchiwum Reuters
wideo 2/2
Seul, Korea PołudniowaArchiwum Reuters

W Korei Południowej funkcjonuje ponad 400 "stref bez dzieci", tymczasem kraj ten wydaje setki miliardów dolarów na zachęty dla par, aby miały potomstwo. Według krytyków, strefy są kolejną rzeczą, która sprawia, że młodzi dłużej zastanawiają się nad założeniem rodziny.

Jak opisuje CNN, w ostatnich latach w Korei Południowej "strefy bez dzieci" stały się szczególnie popularne. W skali kraju jest ich ponad 400, a celem jest głównie zapewnienie dorosłym przestrzeni "bez niepokojów". Tymczasem Korea Płd. jest państwem z najniższym wskaźnikiem dzietności na świecie i wydaje setki miliardów dolarów na zachęcanie par, aby miały więcej dzieci. Pomysł ze "strefami bez dzieci" może wydawać się więc kontrproduktywny - zauważa portal.

ZOBACZ TEŻ: Rodzi się coraz mniej dzieci. Ten kraj pobił swój własny rekord

Korea Południowa. Strefy bez dzieci mogą mieć wpływ na sytuację demograficzną

Według CNN trend na "strefy bez dzieci" mógł rozpocząć się w 2012 roku po incydencie w jednej z restauracji, gdy gorącą zupą poparzono dziecko. Początkowo jego matka krytycznymi wobec lokalu wpisami, publikowanymi w mediach społecznościowych, wzbudziła powszechne współczucie. Gdy jednak ujawniono nagranie z monitoringu pokazujące zajście, winą zaczęto obwiniać matkę. Na wideo widać bowiem, że dziecko biega po lokalu, a kobieta nad nim nie panuje. Już dwa lata później "strefy bez dzieci" stały się popularne głównie właśnie w restauracjach i kawiarniach.

Tymczasem w zeszłym roku wskaźnik dzietności w Korei Południowej spadł do rekordowo niskiego poziomu i wyniósł 0,78, podczas gdy do utrzymania liczby populacji na stabilnym poziomie powinien wynosić 2,1. Oprócz tego społeczeństwo kraju jest jednym z najszybciej starzejących się na świecie. Młodzi Koreańczycy czują już presję na wielu frontach związanych ze swoją sytuacją ekonomiczną, m.in. dotyczącą wysokich cen nieruchomości czy wielogodzinnych zmian w pracy. "Krytycy zauważają, że ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje ten kraj, jest kolejna kwestia, która sprawi, że dwa razy zastanowią się nad założeniem rodziny" - wskazuje CNN. A mowa właśnie o "strefach bez dzieci".

Seul, Korea PołudniowaShutterstock

Według przeciwników takich stref zamiast wydawać ogromne środki na zachęcanie ludzi do posiadania potomstwa - a w ciągu ostatnich 16 lat wydano ponad 200 mld dolarów - władze w Seulu powinny skupić się na zmianie podejścia społeczeństwa do najmłodszych. Z sondaży wynika bowiem, że większość Koreańczyków popiera "strefy bez dzieci". W 2021 roku taką opinię wyrażało ponad 7 na 10 dorosłych i nie były to tylko osoby bezdzietne. "W Korei Południowej prawo do ciszy i spokoju jest tak powszechnie uznawane, że nawet wielu rodziców uważa takie strefy za rozsądne i uzasadnione" - podkreśla CNN.

Prof. Bonnie Tilland zauważyła w rozmowie z portalem, że Koreańczycy szczególnie w wieku 20-30 lat mają "silną koncepcję przestrzeni osobistej i są coraz mniej tolerancyjni na głośne dzieci i hałaśliwych starszych ludzi". Według niej takie podejście "odzwierciedla niepokojącą nietolerancję wobec wszystkich znajdujących się w miejscach publicznych, którzy są inni niż oni sami". Jak podkreśliła, będzie to musiało jednak zostać poddane refleksji, jeśli kraj chce podjąć działania w kierunku rozwiązania problemów demograficznych.

ZOBACZ TEŻ: 500+ dla samotników. Pierwszy kraj chce płacić młodym ludziom, by wychodzili z domu

Korea Południowa będzie walczyć ze "strefami wolnymi od..."?

Na popularnej wśród turystów koreańskiej wyspie Jeju obecnie jest niemal 80 "stref bez dzieci", a oprócz nich znajdują się też "strefy bez nastolatków", "strefy bez seniorów" i inne podobne. Również w Seulu można natknąć się na miejsca ograniczające wstęp poszczególnym grupom społecznym. CNN wymienia "strefy bez raperów", "strefy bez youtuberów" czy "strefy bez profesorów". Na Jeju rozpoczęła się niedawno debata o wprowadzeniu pierwszej w kraju ustawy, która czyniłaby ustanawianie takich stref nielegalnymi (tylko na obszarze wyspy).

Kilka tygodni temu takim strefom sprzeciwiła się też aktywistka Yong Hye-in, liderka Partii na rzecz Dochodu Podstawowego. W Dzień Dziecka przyprowadziła ze sobą do parlamentu swojego 2-letniego syna. - Życie codzienne z dzieckiem nie jest łatwe. Nasze społeczeństwo musi się znów stać tym, w którym włączane są dzieci - powiedziała z mównicy, wokół której spacerowało dziecko.

W 2017 roku koreańska Państwowa Komisja ds. Praw Człowieka uznała, że "strefy bez dzieci" naruszają prawo do równości i wezwała do zaprzestania tej praktyki. Powołała się przy tym na art. 11 konstytucji, zakazujący dyskryminacji ze względu na płeć, religię czy status społeczny. Opinia nie była jednak wiążąca.

ZOBACZ TEŻ: 69-godzinny tydzień pracy? Jeden z najbardziej zapracowanych narodów świata mówi "dość"

Autorka/Autor:pb//az

Źródło: CNN

Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock