Przydatność żołnierzy z Korei Północnej dla Rosji zależy w dużej mierze od tego, do jakich zadań zostaliby oddelegowani - tłumaczy dr Oskar Pietrewicz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Żołnierze północnokoreańscy nie brali udziału w działaniach zbrojnych od 1953 roku, a więc aktywnej fazy wojny koreańskiej. Wysłanie ich na front w Ukrainie mogłoby posłużyć za poligon doświadczalny - dodaje. Wywiad Korei Południowej wskazuje, że wśród żołnierzy wysłanych do Europy mogą się znaleźć najlepiej wyszkolone siły specjalne.
W ubiegłym tygodniu wywiad Korei Południowej podał, że w październiku Korea Północna (Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna) wysłała około półtora tysiąca żołnierzy na szkolenia na rosyjski Daleki Wschód, skąd mają trafić na wojnę przeciw Ukrainie. Według źródła w południowokoreańskim wywiadzie prawdopodobne są kolejne transporty, a docelowo Pjongjang chce wysłać na Ukrainę 12 tysięcy żołnierzy, w tym z elitarnych sił specjalnych.
We wtorek ukraiński wywiad wojskowy podał, że pierwsze oddziały Korei Północnej już w środę dotrą do sąsiadującego z Ukrainą obwodu kurskiego w Rosji, gdzie będą pomagać armii rosyjskiej, która straciła część terenów na rzecz Ukrainy.
Prezydent Wołodymyr Zełenski alarmował, że wysłanie północnokoreańskich żołnierzy na front będzie "pierwszym krokiem na drodze ku wojnie światowej" i wezwał Zachód do zdecydowanej reakcji.
W środę po raz pierwszy przedstawiciel USA potwierdził, że żołnierze Korei Północnej są w Rosji. Sekretarz obrony Lloyd Austin powiedział, że "są na to dowody". - Co dokładnie tam robią? To dopiero zobaczymy - dodał.
Trzy opcje dla żołnierzy Kima
Analityk PISM ds. Półwyspu Koreańskiego dr Oskar Pietrewicz zwrócił uwagę, że informacje podane przez służby wywiadowcze Ukrainy i Korei Południowej w dużej mierze się uzupełniają, ale też nie do końca pokrywają.
- Ciągle jesteśmy na etapie weryfikacji doniesień, dlatego na razie trudno wyciągać jednoznaczne wnioski - zauważył Pietrewicz. Jeśli jednak doniesienia się potwierdzą, będzie to oznaczać, że Korea Północna jest jedynym państwem na tyle zdeterminowanym, by wesprzeć Rosję na taką skalę - dodał.
Jak podkreślił, przydatność żołnierzy z KRLD dla Rosji zależy w dużej mierze od tego, do jakich zadań zostaliby oddelegowani.
Według niego są trzy opcje:
- mogliby trafić na tyły w celu odciążenia i zabezpieczenia rosyjskich oddziałów
- mogliby budować fortyfikacje wojskowe lub infrastrukturę cywilną
- mogliby zostać zaangażowani bezpośrednio w walki z siłami ukraińskimi.
Ta ostatnia opcja wiązałaby się jednak z ryzykiem, że trafią do niewoli i będą przesłuchiwani przez wywiady Ukrainy i Korei Południowej.
Przydatność tych żołnierzy zależy też od ich umiejętności - zaznaczył ekspert.
- Korea Południowa zasugerowała, że mieliby to być między innymi żołnierze sił specjalnych, więc w przypadku Korei Północnej są to elitarne jednostki. Pytanie jednak, czy faktycznie to one byłyby wysłane, mając na uwadze stale napiętą sytuację na Półwyspie Koreańskim i konieczność utrzymania stałej gotowości w razie ewentualnego konfliktu - zauważył Pietrewicz.
Nie wiadomo też, czy żołnierze sprawdziliby się pod rosyjskim dowództwem. - Tu przeszkodą może być bariera komunikacyjna i językowa, ich morale i (...) czy nie dochodziłoby do dezercji - ocenił ekspert.
Pytanie o doświadczenie
Żołnierze północnokoreańscy nie brali udziału w działaniach zbrojnych od 1953 roku, kiedy skończyła się wojna koreańska. - Jest więc pytanie o ich doświadczenie. Mogą być wyszkoleni, wytrzymali, ale nie mieć realnego doświadczenia bojowego - zwrócił uwagę Pietrewicz.
Z drugiej strony, wysłanie żołnierzy i doradców wojskowych z KRLD na front w Ukrainie mogłoby posłużyć im za poligon doświadczalny do nauki prowadzenia współczesnego konfliktu zbrojnego. Obecność na froncie dałaby północnokoreańskiemu wojsku okazję do zapoznania się z zachodnim sprzętem, jakiego używają Ukraińcy, i zobaczenia, jak sprawdza się w warunkach bojowych.
Media spekulowały w ostatnich dniach, czy wobec doniesień o zaangażowaniu Pjongjangu w konflikt na Ukrainie władze Korei Południowej odpowiedzą, wysyłając Kijowowi broń śmiercionośną - czego do tej pory nie zrobiły. W poniedziałek przedstawiciel Rady Bezpieczeństwa Narodowego przy prezydencie Korei Południowej zasygnalizował możliwość zmiany dotychczasowej polityki.
Ważny czynnik
Pietrewicz stwierdził, że choć na poziomie politycznym Korea Południowa jednoznacznie popiera Ukrainę i jest po stronie Zachodu, to może nie chcieć przekroczyć granicy udzielania wsparcia wojskowego.
- Wojna w Ukrainie nie jest w Korei Południowej tematem popularnym, zaś nastawienie społeczne jest obojętne, a jeśli chodzi o dostawy uzbrojenia, wręcz negatywne. Upraszczając: koreańskie społeczeństwo myśli: "to nie nasza wojna" (i uważa, że) w pomoc wojskową powinny być zaangażowane głównie kraje europejskie - powiedział Pietrewicz.
Opozycja, która ma większość w południowokoreańskim parlamencie, ma krytyczny stosunek do wspierania Ukrainy dostawami uzbrojenia, uznając, że niepotrzebnie pogłębi to konflikt Korei Południowej z Rosją.
- Opozycja ma obawy, że gdyby Seul przekazał Ukrainie takie uzbrojenie, to Rosja nie będzie miała żadnych zahamowań i wesprze Koreę Północną technologiami wojskowymi. Pytanie tylko, czy już tego nie robi - zauważył rozmówca PAP.
Analityk nadmienił też, że ważnym czynnikiem, który musi brać pod uwagę Korea Południowa, są listopadowe wybory prezydenckie w USA. - Obecnie presja, aby wysłać broń na Ukrainę, pochodzi zwłaszcza od administracji Joe Bidena. Gdyby wybory wygrał Donald Trump, który sygnalizuje zmianę podejścia do wspierania Ukrainy, to Seul mógłby uznać, że nie warto przekraczać tej granicy, skoro nawet Amerykanie tego nie oczekują - podsumował analityk.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: KCNA/PAP