Region Kanionu Mickay jest kluczowy pod względem produkcji kokainy i stał się miejscem walk pomiędzy rebeliantami a wojskiem - donosi BBC. Lokalne media wskazują, że porwania mogły być zlecone przez byłych rebeliantów z FARC (Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii).
Generał Erik Rodríguez w rozmowie z kolumbijską gazetą "El Tiempo" przyznał, że schwytanie żołnierzy mogło być spowodowane zatrzymaniem w sobotę podejrzanego członka EMC (Estado Mayor Central, dawna frakcja FARC). Kolumbijskie wojsko przebywa w regionie górskim od października na "stałych patrolach", gdzie "przechwytuje i neutralizuje uzbrojonych rebeliantów", jak relacjonuje BBC.
W nagraniu zamieszczonym w mediach społecznościowych generał Federico Alberto Mejía, który dowodzi akcją w południowej Kolumbii przyznał, że schwytano czterech podoficerów i pięćdziesięciu trzech żołnierzy. Nazwał to "porwaniem" przez rebeliantów, którzy "przeniknęli" do lokalnej społeczności.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Kanion Micay i walka z przemytem narkotyków
Generał Erik Rodríguez przyznał w rozmowie z mediami, że żołnierze zostali schwytani, bo są "zagrożeniem dla przemytu, który kwitnie w tym rejonie". Prezydent Kolumbii Gustavo Petro przyznał w nagraniu zamieszczonym w social mediach, że uwolnienie wojskowych jest "konieczne".
Siły zbrojne od miesięcy próbują uzyskać dostęp do Kanionu Micay, nazywanego też "kanionem kokainowym". Rząd ma jednak problem z opanowaniem przemocy w tej okolicy, agdzie ok. 90 proc. mieszkańców utrzymuje się z uprawy krzewów koki. Pomiędzy rebeliantami a żołnierzami kolumbijskiej armii regularnie dochodzi do starć. Władze Kolumbii prowadziły rozmowy z grupą EMC, ale jej główny lider, znany jako Iván Mordisco, w zeszłym roku zerwał negocjacje - przypomina BBC.
Na początku czerwca celem ataków w Kolumbii była policja. Do serii eksplozji doszło, m.in. w dotkniętym dawniej zorganizowaną przestępczością mieście Cali.
Autorka/Autor: zeb//am
Źródło: BBC