Podczas górskiej wyprawy w Kalifornii utknęli na rzece, przy jednym z wodospadów. Nie byli w stanie kontynuować przeprawy, a nurt był zbyt silny, aby zawrócić. Włożyli więc do bidonu kartkę z prośbą o pomoc i wrzucili do wody. Wiadomość w butelce znaleźli inni turyści, którzy wezwali służby ratunkowe.
Curtis Whitson razem ze swoją partnerką i 13-letnim synem z okazji Dnia Ojca wybrali się na górską wyprawę. Planowali płynąć w dół rzeki Arroyo Seco przez kanion aż do wodospadu. Tam mieli zejść po przymocowanej do skały linie i kontynuować podróż do kempingu. Whitson znał tę trasę, ponieważ przebył ją siedem lat temu.
Gdy dotarli do wodospadu, okazało się jednak, że liny już tam nie ma. Rodzina znalazła się w potrzasku, otoczona przez 15-metrowe ściany kanionu. Nie mogli ani płynąć dalej ani wrócić. - Gdy dotarliśmy do wodospadu i zobaczyliśmy, jak wysoki jest tam poziom wody, wiedzieliśmy, że nie tak miało być - opowiadał Curtis Whitson.
Wiadomość w butelce
Uwięzieni kilometry od najbliższego kempingu nie mieli nawet zasięgu w telefonie. Na skrawku papieru znalezionym w kieszeni napisali więc wiadomość SOS: "Utknęliśmy przy wodospadzie. Prosimy o pomoc". Włożyli karteczkę do zielonego bidonu, na którym wyryli napis "POMOC" i wrzucił butelkę do rwącej wody.
- Szykowaliśmy się z bliskimi na długie koczowanie tam w górach, ale okazało się, że ktoś szybko wydobył butelkę kilkaset metrów od wodospadu i zorientował się w jak trudnym jesteśmy położeniu - wyznał mężczyzna.
Wiadomość została znaleziona pół kilometra w dół rzeki przez dwóch turystów, którzy wezwali pomoc. Ekipa ratunkowa znalazła rodzinę kilka godzin później.
- Cała ta historia brzmi jak z Hollywood. Ale my jesteśmy zwykłymi ludźmi, którzy wpakowali się w kłopoty - podsumował Whitson.
Autor: momo\mtom / Źródło: BBC, CNN