|

Nawet w arabskich mediach wojna w Ukrainie zepchnęła na dalszy plan katastrofę w Jemenie

GettyImages-1312180882
GettyImages-1312180882
Źródło: Getty Images

W Jemenie trwa największy współczesny kryzys humanitarny. Po wybuchu krwawej wojny domowej Jemen stał się państwem upadłym, prawie 80 procent jego mieszkańców żyje w skrajnym ubóstwie. Przez pandemię COVID-19 i wojnę w Ukrainie ten stan rzeczy tylko się pogorszył.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Jest 1 grudnia. Wyżyny nieopodal miasta Marib. Lokalne media donoszą, że rebelianci z grupy Huti atakują siły rządowe ciężkimi karabinami maszynowymi, czołgami i artylerią, by przebić się do miejscowości Al-Akad i Al-Ramelah. Dochodzi do dwudniowego starcia.

Kiedy jest już po wszystkim, podpułkownik Rashad Al-Mekhlafi, żołnierz sił zbrojnych Jemenu, mówi, że w walce zginęło co najmniej dwunastu bojowników Huti, a kilkudziesięciu zostało rannych. Atak został odparty, ale nie ma wątpliwości, że oczekiwania społeczności międzynarodowej dotyczące przedłużenia obowiązującego przez pół roku zawieszenia broni były mrzonką.

To jeden z wielu epizodów trwającej od przeszło siedmiu lat wyniszczającej wojny, w wyniku której państwo pogrążyło się w najgorszym kryzysie humanitarnym znanym współczesnemu światu. Choć przyczyny konfliktu są niezwykle złożone, bezpośrednią są wydarzenia Arabskiej Wiosny z 2011 roku.

Konflikt

Rewolucja, która rozpoczęła się od antyrządowych demonstracji w styczniu 2011 roku na placu Zmian w stołecznej Sanie, wymierzona były przeciwko rządom autorytarnego prezydenta Alego Abda Allaha Saliha. Jemeńczycy wyszli na ulice pod wpływem udanych wystąpień społecznych w Egipcie i Tunezji, żeby zaprotestować przeciwko korupcji, ograniczaniu praw obywatelskich i złej sytuacji materialnej.

Ali Abd Allah Salih
Ali Abd Allah Salih
Źródło: Getty Images

Prezydent Salih, który od 1978 roku stał na czele Jemenu Północnego, a od 1990 roku niepodzielnie rządził zjednoczonym krajem, musiał ustąpić. Wydarzenia Arabskiej Wiosny w Jemenie nie doprowadziły jedynie do kryzysu politycznego, ale do wojny domowej o wymiarze totalnym, która trwa po dziś dzień.

Dlaczego tak się stało? Przyczyn tego stanu rzeczy należy upatrywać w napięciach terytorialnych, które targają Jemenem od lat. Obecny kształt administracyjny kraju został uformowany stosunkowo niedawno, bo w 1990 roku. To wtedy doszło do zjednoczenia dwóch państw: położonej na północy Jemeńskiej Republiki Arabskiej oraz Ludowo-Demokratycznej Republiki Jemenu na południu. Plemiona zamieszkujące północ w większości są wyznania szyickiego, natomiast byli obywatele Ludowo-Demokratycznej Republiki Jemenu to najczęściej sunnici. To podział nie bez znaczenia.

Schizma, w wyniku której świat islamu podzielił się na dwa równorzędne i równoprawne wyznania - szyitów i sunnitów, nastąpiła na samym początku istnienia tej religii, bo tuż po śmierci Mahometa. Powód? Spór o władzę, o polityczną schedę po proroku. Spór trwa do dziś i jest jednym z czynników determinujących sytuację geopolityczną na Bliskim Wschodzie. Podział państw na szyickie, wśród których największym wpływem dysponuje Iran, i sunnickie, pod egidą Arabii Saudyjskiej - wyznacza podział na rywalizujące mocarstwa i wspierające je stronnictwa.

Nie dziwi zatem fakt, że szyickie plemiona w Jemenie cieszą się wsparciem Iranu, a zamieszkujący południe kraju sunnici - Arabii Saudyjskiej.

Po wydarzeniach Arabskiej Wiosny prezydent Salih musiał zrzec się władzy i zrobił to 25 lutego 2012 roku. W kraju przeprowadzono wybory, w których kandydował tylko jeden człowiek - Abd Rabbuh Mansur Hadi, były zastępca Saliha.

Ten ostatni nie pogodził się z utratą władzy. 22 września 2014 roku, połączone siły lojalistów byłej głowy państwa i szyickich rebeliantów z grupy Huti wkroczyły do Sany, stolicy Jemenu. W styczniu 2015 roku opanowali szereg strategicznych instytucji - pałac prezydencki, siedziby lokalnych mediów i kancelarię premiera. Polityków zmuszono do negocjacji, w ramach których wkrótce rozwiązano rząd. Hadiego zmuszono do rezygnacji.

Przed ucieczką z kraju prezydent zdążył jeszcze wygłosić płomienne przemówienie w położonym na południowym zachodzie mieście Aden. Ogłosił wówczas, że pozostaje prezydentem kraju, a działania podejmowane zarówno przez zwolenników Saliha, jak i buntownicze plemiona zrzeszone w grupie Huti są niezgodne z konstytucją. Hadi znalazł sojuszników w Rijadzie, który poparł legalnie wybrane władze. Nie minęło dużo czasu, gdy koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej zaczęła dokonywać nalotów na terytoria zajęte przez rebeliantów.

Aktualnie czytasz: Nawet w arabskich mediach wojna w Ukrainie zepchnęła na dalszy plan katastrofę w Jemenie

Trwający po dziś dzień niezwykle złożony konflikt stał się główną przyczyną katastrofalnej sytuacji humanitarnej w kraju. Oprócz lojalistów Saliha, Huti i sił wiernych Hadiemu, do walki stanęły także działające lokalnie grupy ekstremistyczne: oddział tzw. Państwa Islamskiego w Jemenie i Al-Kaida. Kilka zwalczających się wzajemnie stronnictw pogrążyły kraj w zupełnej zapaści gospodarczej.

Kryzys

Według danych Organizacji Narodów Zjednoczonych, od rozpoczęcia zintensyfikowanych działań militarnych w 2015 roku prawie 6 milionów osób musiało opuścić swoje miejsce zamieszkania. Ludzie uciekają z obszarów objętych konfliktem do bezpieczniejszych prowincji, ale też do Jordanii. Pomimo trwającej od lat wojny w Jemenie gości prawie 100 tysięcy uchodźców z Somalii i Etiopii.

Jak szacuje ONZ, w Jemenie od rozpoczęcia konfliktu umrzeć miało około 377 tysięcy osób. Ludzie giną zarówno w wyniku toczących się walk, jak i przez naloty bombowe prowadzone przez koalicję z Arabią Saudyjską na czele. Umierają także, bo nie mają co pić i co jeść.

Według ONZ w Jemenie co 10 minut z głodu umiera dziecko poniżej 5. roku życia. Stałej pomocy potrzebuje ponad 20 milionów osób, z czego, wedle różnych szacunków, ponad połowę stanowią dzieci. Jak donoszą organizacje międzynarodowe i media, niektóre dzieci powyżej 10. roku życia zostały zrekrutowane do walki przez rebeliantów Huti.

- Często są to rozbite rodziny, również dotknięte głodem i innymi problemami - mówi w rozmowie z tvn24.pl dr Marcin Styszyński z Zakładu Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, były konsul RP w Arabii Saudyjskiej, Omanie i Jemenie. - Z niektórych danych wynika, że te obozy stanowią pewną podbudowę szkolnictwa. One często są prowadzone w formule indoktrynacyjnych obozów letnich. To znamienne dla różnych instytucji funkcjonujących na terenach zajętych przez Huti.

Pandemia a niedożywienie na świecie (materiał archiwalny z października 2020 roku)
Źródło: Polska Akcja Humanitarna

Wsparcie

Te liczby mogą tylko wzrosnąć. Przez ostatnie wydarzenia na arenie międzynarodowej wsparcie humanitarne dla Jemenu jeszcze spadło.

- Polacy są bardzo hojnym narodem i wydaje mi się, że kryzys gospodarczy nie osłabił w nas chęci niesienia pomocy - mówi w rozmowie z tvn24.pl Radosław Sterna, szef jemeńskiej misji Caritas Polska. - Jednak z powodu trwającej ciągle wojny w Ukrainie priorytetowe stało się wspieranie naszych sąsiadów, co - jako organizacja - zauważyliśmy przy zbiórkach na działania w Jemenie. Oprócz tego Jemen jest kierunkiem, który pod kątem fundraisingu od początku jest wymagający. Wojna trwa już wiele lat i dla polskiego odbiorcy ma nie do końca łatwe w zrozumieniu podłoże i charakter.

Potwierdza to Małgorzata Pietrzak z Polskiej Akcji Humanitarnej, która łączy się ze mną przez Internet z Adenu, największego miasta kontrolowanego przez siły rządowe.

- Potrzebna pomoc humanitarna dla Jemenu szacowana jest na około 4 miliardów dolarów rocznie, w tym momencie Jemen liczy na mniej więcej 2 miliardy dolarów. I rzeczywiście, bardzo wiele programów w Jemenie jest niedofinansowanych. To sytuacja, z którą zmaga się nie tylko PAH, ale wszystkie organizacje charytatywne na miejscu - podkreśla Małgorzata Pietrzak. - Dodatkowo sytuacja humanitarna w Jemenie się pogarsza, bo bardzo dużo osób w tym momencie cierpi z powodu głodu i niedożywienia. Do opisywania tego problemu korzystamy z pięciostopniowej skali IPC. To skala, która określa stopień niedożywienia. W Jemenie jest już około 17 milionów osób dotkniętych głodem, z czego 6 milionów na poziomie czwartym. Oznacza on, że celem pomocy nie jest już minimalizowanie niedożywienia, ale ratowanie życia. Konieczne jest podejmowanie działań, które sprawią, że ludzie nie będą cierpieć z powodu braku żywności. Organizacje humanitarne podejmują wiele środków zaradczych, żeby temu przeciwdziałać. Z jednej strony - dystrybucja żywności, z drugiej - wsparcie dla rolników, kooperatyw rolniczych; w tym szkolenia, pomoc w budowaniu systemów irygacyjnych w danych rejonach, żeby Jemeńczycy byli w jak w najmniejszym stopniu uzależnieni od żywności importowanej - dodaje Pietrzak.

- Potrzeby są bardzo rozległe i wymagają wielopłaszczyznowego wsparcia - mówi Radosław Sterna, szef misji Caritas Polska w Jemenie. - Niedobory żywności można rozwiązywać przez dostawy paczek z podstawowymi produktami. Żywność kupowana hurtowo przez organizacje pomocowe jest tańsza niż kupowana detalicznie przez Jemeńczyków i stanowi ona dobrą alternatywę dla wsparcia finansowego. W dalszym ciągu potrzebna jest pomoc medyczna. W Jemenie poza COVID-19 szerzy się między innymi odra. Wsparcie sektora medycznego wymaga więc dostaw szczepionek, antybiotyków, a także finansowego wsparcia dla pracowników służby zdrowia, którzy często nie otrzymują od rządu pensji. Obecnie około 50 procent placówek medycznych nie funkcjonuje z tego powodu.

Jak twierdzi dr Marcin Styszyński z UAM, temat wojny w Ukrainie przyćmił problem Jemenu nawet w arabskich mediach.

- Może dlatego, że to kraje, które w szczególny sposób są i będą dotknięte problemem transportu zboża z Ukrainy. Przede wszystkim mówimy o Libanie, Iraku, Egipcie i Tunezji. Te dwa ostatnie były raczej stabilne. Nawet o Tunezji nie mówiło się w kontekście głodu czy niedoboru żywności, a teraz zaczyna się o tym mówić - mówi Styszyński. - W Libanie to już widać, zwłaszcza przez bardzo trudną sytuację gospodarczą w kraju. Dostawy zboża z Ukrainy głównie płynęły na Bliski Wschód, w pierwszej kolejności do Libanu.

Ludzie oczekujący na darmowy posiłek w stolicy Jemenu, Sanie
Ludzie oczekujący na darmowy posiłek w stolicy Jemenu, Sanie
Źródło: Getty Images

Wiele państw regionu nie posiada surowców i rezerw walutowych. W tym roku blokada żywnościowa, której Rosja używa jako szantażu, doprowadziła do niedoboru na rynkach. Rośnie inflacja, a wraz z nią szybują ceny podstawowych produktów. Oczywiście wojna w Ukrainie mocno wpłynęła na sytuację na rynku spożywczym także w Jemenie.

- Jemen dzieli się na ponad 21 jednostek administracyjnych. Każda zmaga się z zupełnie różnymi problemami. Są takie rejony, gdzie odporność społeczności jest wyższa, bo ma na przykład większe możliwości ekonomiczne czy uprawy roślin, jednak nadal żywność importowana stanowi wysoki odsetek ogółu żywności. Jemen, jeśli spojrzeć na suche dane, jest w ponad 70 procentach zależny od żywności importowanej. - mówi Małgorzata Pietrzak z PAH.

- Około 40 procent zboża importowanego rocznie pochodzi z Ukrainy i Rosji. Zablokowanie transportów ukraińskiego zboża (i zapewne do pewnego stopnia również sankcje na produkty rosyjskie na świecie) spowodowały wzrost cen produktów zbożowych w Jemenie o około 35 procent. W tym momencie ceny podstawowych produktów spożywczych w sklepach są na zbliżonym lub nawet wyższym poziomie niż w Polsce - dodaje Rafał Sterna z Caritas Polska. - Trzeba jednak pamiętać, że przeciętne wynagrodzenie w Jemenie, w zależności od regionu i wykonywanej pracy, mieści się w przedziale 100-500 dolarów amerykańskich, tak więc siła nabywcza pieniądza jest dużo niższa niż w Polsce i podwyżki cen żywności są znacznie bardziej dotkliwe.

- Kolejnym problemem jest pandemia COVID-19 - stwierdza Sterna. - Poprzez zaburzenia łańcuchów dostaw wpłynęła negatywnie na koszty importu do Jemenu, a z powodu przystosowania około 15 procent działających placówek medycznych do świadczenia usług nakierowanych na zwalczanie efektów pandemii - dostęp do usług w innych obszarach zdrowia pogorszył się o około 20-30 procent.

COVID-19 w Jemenie pozostaje bardzo groźną chorobą. Utrudniony dostęp do opieki zdrowotnej, problemy sanitarne (w tym tak podstawowy jak ograniczony dostęp do wody) oraz dramatycznie niski współczynnik wyszczepienia wpływają na wysoką śmiertelność. Oficjalne dane mówią o niespełna 12 tys. przypadków od początku roku do września, ze śmiertelnością choroby na poziomie 18 procent. Statystyki, którymi operujemy, pochodzą tylko z południowej części Jemenu, gdzie głównie działają organizacje humanitarne. Realna skala zachorowań jest więc zapewne znacznie większa, ale trudna do oszacowania.

Kontrola jakości wody w zbiorniku na dachu szpitala w Rasad
Kontrola jakości wody w zbiorniku na dachu szpitala w Rasad
Źródło: Polska Akcja Humanitarna

- Jeśli chodzi o kwestię COVID-u, to o ile w innych krajach bliskowschodnich dane były w miarę spójne, to te dotyczące Jemenu są bardzo mgliste i niesystematyczne. Są luki w przedziałach czasowych i raportuje się zaskakująco mało przypadków, mniej więcej tyle, co na początku pandemii - dodaje dr Styszyński. - Wynika to po części z faktu, że służba zdrowia jest wydolna w 50 procentach, połowa szpitali nie działa, nie ma lekarzy, a cały system w dużym stopniu opiera się na pomocy zewnętrznej. Na pewno brakuje rzetelnych danych. Trudno też oceniać, jak bardzo COVID zdewastował Jemen, skoro tam już prawie wszystko jest zdewastowane.

Walki

I takie będzie, dopóki wyniszczający konflikt zbrojny się nie zakończy. Wszystko wskazuje jednak na to, że przybrał formę, którą w literaturze nazywa się proxy war, czyli wojną zastępczą. A takie, jak uczy nas historia, mogą ciągnąć się latami. Wielu analityków wskazuje, że Jemen stał się próbnym polem bitwy dla - z jednej strony - Iranu, który wspiera działania rebeliantów z grupy Huti, a z drugiej - dla szerokiej prorządowej koalicji pod wodzą Arabii Saudyjskiej. W skład tej drugiej wchodzą także Jordania, Sudan, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Senegal, Bahrajn, Maroko i Stany Zjednoczone.

Potwierdzają to fakty. Po latach wyklarowały się dwie wyraźne strony konfliktu, wpływ organizacji dżihadystycznych diametralnie się zmniejszył.

W artykule naukowym "Czynniki wpływające na złożoną sytuację geopolityczną w Jemenie z perspektywy trwającego na jego terenie konfliktu zbrojnego" Małgorzata Al-Shahari, badaczka zajmująca się tym krajem, pisze, że ukształtowanie terenu tego państwa - rozległe pustynie i występujące niedostępne tereny górskie - było jednym z powodów, dla których organizacje terrorystyczne postanowiły schronić się właśnie w Jemenie. Grupy takie jak Al-Kaida czy tzw. Państwo Islamskie w miejscach, gdzie siłom zbrojnym dotrzeć jest trudno, mogły czuć się relatywnie bezpiecznie.

Jeszcze w 2015 roku można było przeczytać nagłówki, że "Al-Kaida opanowuje Jemen". Choć faktycznie swego czasu prężnie działała na wschodzie kraju i w niektórych południowych regionach, obecnie dysponuje mocno ograniczonym potencjałem militarnym.

Walka o przeżycie
Walka o przeżycie. Tak żyją uchodźcy z Jemenu, którzy znaleźli schronienie w afrykańskim Dżibuti (materiał archiwalny z lutego 2019 roku)
Źródło: TVN24

- Na początku Al-Kaida znalazła dobrą pożywkę z racji działania na terenach sunnickich, plemiennych, zwłaszcza w położonej na wschodzie kraju prowincji Hadramaut - mówi dr Marcin Styszyński. - Efektywne działania sił zachodnich, przede wszystkim USA, polegały na eliminowaniu przywódców Al-Kaidy za pomocą dronów. Z czasem wyeliminowano liderów, którzy stawiali na walkę globalną, poza granicami kraju. Jemeński oddział organizacji przyjął formę hybrydową, wtapiając się w lokalny pejzaż plemienny. Przyjęli formę walki partyzanckiej, eliminowania konkretnych przedstawicieli sił porządkowych albo władz lokalnych; jeśli jakiś gubernator im się nie podoba, to dokonują na niego zamachu. Władze starają się tonować te radykalne nastroje na południu, dlatego część obserwatorów uważa, że Al-Kaida jest wdrożona do tych sił paramilitarnych walczących z Huti na północy. Osobiście mam do tego dystans, bo raczej nie ma zaufania między oficjalnymi władzami w Adenie a bojówkami Al-Kaidy.

Natomiast Al-Kaida trzyma w szachu pozostałości tzw. Państwa Islamskiego w Jemenie. Po zniszczeniu struktur w Syrii i Iraku - w Jemenie pozostały jedynie nieliczne oddziały działające na południu kraju, głównie w trudno dostępnych górzystych terenach.

- Na większą ekspansję Al-Kaida im nie pozwoli - kwituje dr Styszyński. - W Jemenie stracili na znaczeniu. ISIS, moim zdaniem, znalazło dobry grunt do działań przede wszystkim w Afryce Subsaharyjskiej, czyli na terenach Mali, Czadu, Burkina Faso, Nigru i Nigerii. Świetnie się tam czują, rywalizują, co prawda, z Al-Kaidą, ale znajdują podatny grunt do prowadzenia działań. Te grupy nie są już tak typowo dżihadystyczne jak kiedyś. Stały się strukturą hybrydową, czyli łączą zorganizowaną przestępczość, przemyt broni i przemyt narkotyków z działaniami z ugrupowaniami plemiennymi, separatystycznymi.

Społeczność międzynarodowa dużą nadzieję pokłada w utworzonej w kwietniu 2022 roku radzie prezydenckiej. Gregory Johnsen, były członek panelu ekspertów ONZ ds. Jemenu, nazwał ją "być może ostatnią deską ratunku, odtworzenia czegoś, co przypomina jedność w sojuszu przeciwko Hutim".

Ośmioosobowej Radzie Przywództwa Prezydenckiego były już prezydent Hadi przekazał szereg kompetencji, w tym sprawowanie pieczy nad armią. Na jej czele stoi Raszad Al-Alimi, formalny przywódca państwa. Do współpracy zaproszeni zostali także separatyści z południa, popierani przez Zjednoczone Emiraty Arabskie, co tylko dowodzi złożoności rywalizacji państw w regionie. Swego czasu bardzo rywalizowali z siłami rządowymi. To być może kruchy sojusz, ale sojusz.

Zwolennik Abda Rabbuha Mansura Hadiego z jego wizerunkiem na plakacie
Zwolennik Abda Rabbuha Mansura Hadiego z jego wizerunkiem na plakacie
Źródło: Getty Images

- Oczywiście Hadi steruje tym z tylnego siedzenia - stwierdza dr Styszyński. - Mówi się, że pomimo tego, że separatyści wspierani przez Emiraty są w radzie prezydenckiej, nie ma dużego zaufania pomiędzy nimi a zwolennikami prezydenta. Między stronami dochodziło w przeszłości do starć. Ostatnie, które pamiętam, to poważne walki w Adenie w okolicy roku 2017 i 2018. Separatyści od dawna chcieli mieć swój udział we władzach. Teraz mają, są w radzie, ale nie jest powiedziane, że rada nie rozleci się w najbliższej przyszłości.

W kwietniu, oprócz powołania Rady, wydarzyło się coś jeszcze ważniejszego: półroczne zawieszenie broni, dzięki któremu doszło do czasowej stabilizacji. Strony względnie przestrzegały umowy, choć oczywiście oskarżały się wzajemnie o łamanie porozumienia. Szacuje się, że w wyniku działań militarnych w tym okresie zginęło około 200 osób. Nie zmienia to faktu, że był to rozejm do tej pory niespotykany. Zwykli ludzie mieli wreszcie dostęp do elektryczności i paliwa, mogli normalnie chodzić na zakupy.

- Pamiętam jeszcze ze swojego pobytu w Arabii Saudyjskiej, że nieraz dochodziło do kruchego rozejmu, który trwał na przykład dwa tygodnie. Ten jest wyjątkowy. To pierwsze tak długie i trwałe zawieszenie broni - mówi dr Styszyński.

Pomoc

Według Radosława Sterny z Caritas Polska największym wyzwaniem z punktu widzenia organizacji charytatywnej jest świadomość, że udzielana pomoc jest jedynie kroplą w morzu potrzeb. - Niezależnie od realizacji naszych założeń zawsze zostanie ktoś, kto pomocy nie otrzyma. Tym niemniej skupiamy się na tym, co możemy zrobić - mówi.

Zrobić trzeba wiele, więc polskie organizacje humanitarne działające na miejscu angażują się w szereg projektów, współpracując ze sobą. Tak jest z jednym ze szpitali w Abjanie, który Caritas wraz PAH-em mają pod swoimi skrzydłami.

- Dostarczamy między innymi leki, wyposażenie i urządzenia medyczne, odczynniki laboratoryjne, środki ochrony osobistej, wspieramy finansowo pracowników medycznych, prowadzimy prace naprawcze. Nie zapominamy przy tym o potrzebach matek i dzieci, wspierając także oddział ginekologiczno-położniczy. Działamy, aby odpowiednio wyposażyć ten oddział, szkolimy zespół medyczny, w tym ginekolożki i położne. Robimy wszystko, żeby to wsparcie było jak najbezpieczniejsze i jak najbardziej profesjonalne - mówi Małgorzata Pietrzak z PAH-u.

Szkolenie dla lokalnych położnych
Szkolenie dla lokalnych położnych
Źródło: Polska Akcja Humanitarna

Oprócz tego Caritas Polska ma pod swoją opieką dwie kliniki mobilne dla osób, które mieszkają w odległych i trudno dostępnych rejonach. Obie organizacje podejmują także wiele innych niezbędnych działań, takich jak zapewnianie dostępu do wody. Wspierają również Jemeńczyków, którzy musieli opuścić swoje domy. Polska Akcja Humanitarna ze środków własnych prowadzi projekt "Educations in Emergencies", który zakłada tworzenie tymczasowych szkół dla dzieci uchodźczych w mieście Marib. To jednak krople w morzu potrzeb. Praca na miejscu jest niezwykle trudna, bo wielu mieszkańców Jemenu znajduje się w katastrofalnym stanie, a kordony sanitarne blokowane są zarówno przez siły rządowe, jak i rebeliantów.

To trudna praca także dlatego, że wykonywana w miejscu, od którego świat odwraca oczy.

Czytaj także: